•Alfi•
Obudziłem się. Tak bardzo tego nie chciałem. Leon, czemu już nie mogłem być obok ciebie?! Moje oczy nadal były zamknięte ale mimo to z pod powiek popłyneło kilka łez, które mimowolnie wpłynęły po moich policzkach na poduszkę pod moją głową.
Otworzyłem zaczerwienione oczy i rozejrzałem się, a moim oczom ukazały się czyste, puste białe ścienny, wyblakłe już zasłony, które w czasach swoich świetności najprawdopodobniej były miętowe. Poza materiałem odgradzającym mnie od wszystkiego nie spostrzegłem nic, nikogo ani niczego. Nie miałem pojęcia gdzie byłem, aż do chwili kiedy przez zasłony wszedł do mnie ojciec z jakiś mężczyzną, który wyglądał jakby był grubo po sześćdziesiątce.
- Alfi, synky, jak się czujesz? - zapytał ojciec z taką dziwną troską w głosie, której jeszcze nigdy nie słyszałem.Tata był surowy, oschły i nigdy nie miał dla mnie czasu. Tak było od zawsze, oschłe kobaltowe oczy krytykowały wszystko co zrobiłem. Wzrok, który widziałem codziennie wyrażał tylko jedno "ona nie żyje przez ciebie". Ojciec nigdy nie powiedział tych słów na glos, ale wiedziałem, że zawsze miał je w głowie, zawsze o tylko o tym myślał gdy chodź przez chwile na mnie patrzył. Krytyka, którą zawsze czułem i słyszałem od dziecka wywierał na mnie negatywny wpływ, wreszcie zaczął odbijać się w moim zachowaniu, przez co zaczynałem zamykać się w sobie, byłem wredny i oschły ale troską, która tak nagle zabrzmiała w jego głosie i szczęście w tych pustych kobatlowych oczkach mocno zbiły mnie z tropu. To nie był mój ojciec, on nigdy się tak nie zachowywał.
- To na pewno ty? -zapytałem przerywając ciszę kiedy to wpatrywałem się w niego chcąc upewnić się kim jest mężczyzna, który tak bardzo przypomina mojego ojca.
- Tak Alfi, to ja. Jesteś w szpitalu -upewnił mnie siadając przy moim łożu, na metalowym stołu.
- Co?! Nie! Ja nie chce tu być! Ja nie chcę żyć! -wykrzyczałem tak głośno jak nigdy, a oczach ojca, które jeszcze przez chwilą były szczęśliwe, zobaczyłem ogromny ból i smutek.
- Alfrecie, jak się czujesz? -zapytał wreszcie staruszek.
- Źle, bo żyje! - krzyknąłem, po czym odwróciłem się do nich plecami i uporczywie zacisnąłem oczy, nie chcąc się popłakać.
Leżałem tak bez ruchu, ignorując wszystko co mówili i o czym rozmawiali. Czekałem, aż znów zostanę sam, co po kilku minutach się stało, a ja smutny otworzyłem, z których w końcu popłynął mały strumyk łez. Myślełem, że byłem sam ale pomyliłem, ktoś był przy mnie i właśnie ta osoba położyła na moim ramieniu dłoń. Mocne i zniszczone palce pogladziły moje ramię.
- Nie płacz synku. -powiedział ojciec.
- Teraz już będę przy tobie, a ze szpitala wychodzisz za tydzień- poinformował mnie.
- Czemu taki jesteś? To nie ty? Ty mnie nienawidzisz za to że mama nie żyje -wybełkotałem przez łzy.
- Kocham cię -powiedział.
Przez szesnacoe lat nigdy tego nie powiedział, nigdy tego nie zasugerował, a wtedy tak otwarcie to wyznał. Kochał mnie! Ktoś mnie kochał! Odwróciłem się do niego i chciałem odpowiedzieć mu, że mi też na nim zależy ale nie mogłem. Te słowa stanęły mi w gardle i dusiły tak mocno jak tlen, który siłą wdzierał się do moich płuc przy każdym kolejnym oddechu.
- Chciałbym zasnąć- odezwałem się cicho i zamknąłem, a ojciec pogodził mnie po włosach.
- Dobrze ale wole zostać przy tobie. Jeśli potrzebujesz przyniose ci coś na sen-
Na jego słowa tylko pokiwałem głową, a on zrobił jak powiedział i już po kilku minutach połknąłem leki, które przyniósł, po czym zasnąłem.
CZYTASZ
Nie dam Ci odejść [Tom 2 ZM]
RomanceDruga część "Zakochany Morderca" Alfi po próbie samobójczej wywołanej śmiercią Leona, trafia do szpitala i dzięki szybkiej pomocy jednak nadal żyje. Chłopak ma depresje, która mimo upływu kilku lat od porwania przez jego przyszłego partnera, a potem...