On The Unknown Side

194 38 26
                                    

Drobna szatynka bezczynnie przesiadywała na drewnianej huśtawce, odbijając stopy od podłoża tym samym wprawiając ją w lekkie kołysanie. Pochłonięta całkowicie w głębokiej nostalgii, wsłuchiwała się jedynie w rytmiczny wydźwięk ulubionej z muzycznych melodii, której kojące duszę brzmienie, wypływało prosto z śnieżnobiałych, dousznych słuchawek. Mało odczuwalne porywy letniego wiaterku, pieściły swoim śladowym dotykiem, nieznacznie poczerwieniałe kości policzkowe dziewczyny, wirując tym samym jej bujnymi lokami we wszystkie z czterech stron świata.

Od dłuższego czasu, każdy kolejny dzień zaczynał i kończył się na wyczerpujących rozmyślaniach młodej samotniczki. To co było, to co jest i to co miało dopiero nadejść, nie dawało jej ani krzty wytchnienia. Kotłujące się w jej głowie myśli, narastały napierając nań, jakby to umysł spętany był nierozerwanymi kajdanami.

Pozostawiona sama sobie, gdzie znikąd oczekiwać mogła pomocy. Zawsze będąca dla każdego, nawet dla znienawidzonego wroga, wyciągająca rękę do wszystkich, bez wyjątku. Jednakże, kiedy to ona pozostawała w potrzebie, wokół nikogo znaleźć nie mogła. Jakby to z dosłownie z całej powierzchni Ziemi, ludzie ją zaludniający; wyparowali, zapadli się pod jej zgliszcza a może stali się niewidzialni.

Nastolatka nie była w stanie do końca zrozumieć; Dlaczego? Dlaczego tak musiało być? Dlaczego to ona musiała płacić za przewinienia, z którymi nawet nie miała do czynienia? Dlaczego to ona musiała kąpać się w smutku i osamotnieniu, kiedy to gdzieś obok, inni pławili się szczęściem i swoją obecnością?

     Odkąd tylko pamiętała, poczuwała zerowe powiązania z kimkolwiek kogo spotykała. Sądziła, iż nie pasowała do niczego ani nikogo. Czuła się zupełnie obca, nawet pośród swoich rówieśników.

Niespodziewanie, utwór muzyczny utracił swój ton, wiatr ustał a bujająca się na przemian huśtawka, zatrzymała się. Zdezorientowana kasztanowo włosa natychmiastowym ruchem dłoni, wyjęła z uszu przenośne urządzenie, ściskając je usilnie w pięści. Automatycznie pokierowała swój wzrok w jedną ze stron, tym razem była to lewa, o mało co nie tracąc równowagi co najprawdopodobniej poskutkowało by bolesnym upadkiem na kość ogonową. Pomrugawszy kilkukrotnie oczyma, nerwowo przetarła powieki myśląc, iż może jej odchylenia z psychiką powędrowały w aż tak dalekim kierunku.

Przy jej lewym boku, stał dość wysoki, szczupły, ale w miarę dobrze zbudowany chłopak, z bujną, kruczoczarną czupryną, który pozostawał w bezruchu. Jego nieco skośne oczy, kolorem przypominające dorodny orzech zmieszany z morskim bursztynem, nieprzerwanie wpatrywały się w obraz znajdującej się przy nim osiemnastolatki. Nie mówił zupełnie nic, ani drgnął, jedynie jedna z jego dłoni wyciągnięta była w stronę nastolatki, jakby czekając aż ona pochwyci ją.

Aurora z jakąś dłuższą chwilę, z zaciekawieniem jak i przerażeniem przypatrywała się postaci młodego chłopca, który nie wiadomo skąd pojawił się w jej ogrodzie a jakby tego było mało, nie wykazywał żadnych życiowych odruchów a jednak wartko trzymał się na nogach. Zaistniała sytuacja była dla niej co najmniej absurdalna, nierzeczowa oraz niedefiniowalna. By upewnić się, iż nie jest to jedna z tych chorych zagrywek umysłu, który często płatał jej figle, uszczypnęła ciut swojej skóry na przedramieniu. Syknęła z bólu, który zniknął w mgnieniu oka, natomiast nieznany bohater jak stał przy niej tak stał nadal.

Szatynka machinalnie pokierowała swoją głową na prawą stronę, co poskutkowało gwałtownym wzdrygnięciem jej całego ciała, przez które w ekspresowym tępie, przepłyną niespokojny dreszcz, ponieważ czekała tam na nią kolejna niespodzianka a był nią następny młodzieniec. Przez drobny ułamek sekundy, nastolatka sądziła, iż postradała już wszystkie możliwe zmysły, dlatego miewa te niewyjaśnione omamy. Dziewczyna bezwładnie chwyciła za swoje czoło, kręcąc z dezaprobatą czaszką.

❝ WYBLAKŁE SŁOWA ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz