2. Plany

84 2 1
                                    

Ziya rozmyślała najspokojniej, jak się dało, co by tu zrobić. Mogła się powiesić na zasłonce, albo skoczyć z okna. Do ojca na pewno nie wróci, do Azkabanu dobrowolnie nie pójdzie. Otworzyła okno. Gdy stawała na parapecie, usłyszała głosy zza drzwi, więc odeszła szybko od okna. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęli aurorzy, dyrektor i ludzie z ministerstwa. Wszyscy dokładnie ją zilustrowali. Drobna, wysoka sylwetka, blada twarz, ciemnobrązowe włosy i zielone oczy. Weszli do środka otaczając ją, uniemożliwiając ucieczkę.

- Ziyo? - spytał ją łagodnie Dumbledore. - To prawda? Że jesteś jego potomkiem?

Kiwnęła głową. Po co to ukrywać, jak wiedzą?

- Tak, jestem Ziya Riddle. Przebywam ze śmierciożercami, z ojcem, którego nienawidzę. 

Człowiek z ministerstwa od razu się wtrącił.

-  Sami-wiecie-kto nie powrócił! - ktoś krzyknął. 

- To niedorzeczne, by taka istota jak ona, z jego krwi, pałętała się tutaj. Zaradzam natychmiastowe przeniesienie...

Ziya splotła dłonie z tyłu, żeby nie udusić tego człowieka. 

- Gdzie? - warknęła.

Mężczyzna posłał jej spojrzenie. 

- Wiadomo. 

Dumbledore zilustrował Ziyę spojrzeniem. 

- Nie. To przecież nie jej wina. 

Starała się opanować drżenie rąk. Głosy kłócących ludzi przechodziły jej przez głowę. 

- Mogę pomóc. - szepnęła. 

Zapadła cisza. 

- W czym? - ktoś spytał. - W czym miałabyś nam pomóc? Powinniśmy cię zamknąć w Azkabanie. 

,,No, to teraz gramy w ciemno". - pomyślała Ziya. 

- Nie zamkniecie mnie. A wiecie czemu? Bo jestem wam potrzebna. - wypaliła. - Voldemort mi ufa. Mogę być szpiegiem. 

Od razu rozległy się głosy sprzeciwu. 

- Jesteś jego córką! Poza tym Sami-wiecie-kogo nie ma. Nie odrodził się, ja w to nie wierzę. Gdyby był, byłabyś tam z nim! Cholerne nasienie zła...

Uciszyła go ręką. 

- Voldemort powrócił i nie jest moim ojcem. Wyrzekłam się go dawno temu. 

- Sprzeciw! Nie wierzę w żadne twoje słowo! - krzyknął ten sam mężczyzna, który nazwał ją cholernym nasieniem zła. 

Ziya stanęła naprzeciwko niego. Mężczyzna był od niej o kilkanaście centymetrów wyższy. Posłała mu taksujące spojrzenie. 

- Wiecie, dlaczego jestem wam potrzebna? Znam wszystkich. Śmierciożerców. Sługusów ojca. Znam ich kryjówki, miejsca spotkania, zamiary. Gdybym była po stronie Voldemorta, już by mnie tu nie było. Tam mają mnie za przykład i bóstwo. Nienawidzę go. Nie mogłabym tam dużej zostać. 

Zapadła cisza. 

- Musimy ze sobą porozmawiać. - Dumbledore spojrzał na Ziyę z troską. - Czy panowie mogliby wyjść? 

Wszyscy niechętnie wyszli z pomieszczenia. Ziya i dyrektor zostali sami. 

- A więc? - pyta dziewczyna. - Co pan chciałby wiedzieć? 

- Jak to się stało, że tu jesteś? - spytał, co wydawało się głupie. 

- Przecież pan wie. - odparła Ziya. - Harry mnie tu ściągnął. Jestem mu za to wdzięczna, ale niedługo będę musiała odejść. 

- Dlaczego? 

- Voldemort wbił sobie do głowy, że mam chyba zaburzenie psychiczne i, że za kilka lat mi przejdzie i zostanę jego wyznawczynią. W każdym razie będzie mnie szukał, bo jestem jego biologiczną córką. Jakbym miała nazwać nasze stosunki powiedziałabym, że mnie pożąda. Jedyna córka. Tak więc, gdy tu zostanę, znajdzie mnie i was pozabija. 

Dumbledore wbił wzrok w podłogę. Wydawał się w tym momencie stary i zmartwiony. 

- Mogę ci ufać? 

Ziya nie spodziewała się takiego pytania.

- Nie wiem. - szepnęła. - Ja dopiero staram się zaufać sobie. 

Dyrektor się zamyślił. 

- Zostaniesz tu na wakacje. Szkoła będzie zamknięta, ale będę tu często, tak jak większość nauczycieli. Przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego pojedziesz z kimś na Grimmauld Place 12. 

Dziewczyna była zaskoczona. Pozwolił jej zostać? Pomimo tego? Chciał dać jej szansę? 

Kiwnęła głową. W duszy promieniała z radości. 

- Wiesz, że o tym nie decydujesz Ziyo. 

Nic nie powiedziała przez długi czas. 

- A co z tymi ludźmi? - spytała Dumbledora, wskazując ręką drzwi. - Tymi za drzwiami?

Dyrektor uśmiechnął się do niej. 

-  Zrobię co się da, żeby trzymali się od ciebie z daleka. 

Ziya poczuła w sobie ogromną ulgę. Nie musiała się już więcej o to martwić. Martwiła się tylko, że będzie pomiatana przez rówieśników, albo, co gorsza, będą się jej bali. Dumbledore wyszedł, zostawiając ją samą. Usiadła na parapecie i otworzyła okno. Patrzyła się na grupki roztrzęsionych dzieciaków na dworze, który rozglądali się niepewnie i szeptali ze sobą, zapewne o tym, co się dzisiaj stało. Po około godzinie oczy zaczęły się jej zamykać i dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. 

INNAWhere stories live. Discover now