V

392 59 8
                                    

Po raz pierwszy od lat Yoongi wstał z łóżka bez ociągania by udać się do szkoły. Wiedział po prostu, że zobaczy tam Hoseoka. Po tym, co wydarzyło się dwa tygodnie temu Min po prostu czuł się chory będąc bez niego dłużej niż 12 godzin.

***

Brunet nieco żwawszym krokiem niż zwykle wszedł na teren szkoły. Na jego twarzy można było chyba nawet dostrzec delikatny uśmiech.

Yoongi naprawdę wierzył w szczescie, ale był też świadom, że nie jest to coś, co może posiadać każdy z nas. Raz jest raz go nie ma. Niektórzy mają go całe życie pod dostatkiem inni nawet nie doświadczają. Byli również ci, którzy na nie zasłużyli i ci drudzy, którzy nie powinni nawet marzyć. Chłopak od lat podzielał takie poglądy aż do niedawna. Do poznania Hoseoka. Teraz wierzył, że każdy zasługuje na choć odrobinę, która swoją potężną mocą będzie w stanie odmienić całe jego życie.

Niestety szczęście też posiada inna właściwość. Jest kruche, nietrwałe, niezwykle delikatne. A szczęście Mina Yoongiego właśnie teraz pękło niczym kolorowa mydlana bańka.

Miał przed sobą Junga i tych samych obrzydliwych oprychów, którzy często dawali mu się we znaki, naznaczając jego delikatnie ciało purpurowymi, bolesnymi śladami. Teraz nie stali i nie znęcali się nad nim tylko nad Hoseokiem. Śledził z niedowierzaniem jak ten próbuje podnieść się z kafelek szkolnej szatni, przykrywając dłonią twarz.

Teraz już doskonale wiedział, że szczęście nie jest i nigdy nie będzie jego. Co on w ogóle sobie wyobrażał? Gromadkę dzieci, wielki dom, piękny samochód, psa rasy Golden retriever i Hoseoka, który był ukoronowaniem tej całej niedorzecznej utopii?

***

- zatrzymaj się do cholery - krzyknął Hoseok próbując dogonić swojego chłopaka.

- sram na to wszystko - przyspueszył kroku - na nich, na ciebie i na siebie.

- co ty pierdolisz!? Zatrzymaj się.

Wszyscy ludzie, których mijali obracali się z ciekawości. Yoongi szedł niezwykle nienaturalnym dla swojej osoby tempem, można było powiedzieć, że prawie biegł. Z kruczoczarnych włosów leciały strużki lodowatej wody, mimo że było niezwykle słonecznie, chociaż był środek zimy. Rudowłosy biegł tuż za nim trzymając jego kurtkę i szalik.

- Min Yoongi masz się natychmiast zatrzymać! - krzyknął tak głośno, że poczuł jak zabolało go gardło.

Yoongi odwrócił się zszokowany cała niedorzecznością tej sytuacji. Biegł w samej bluzie z mokra głowa przez miasto goniony przez swojego ledwo ruszającego się chłopaka, który jak jakiemuś głupiemu bachorowi kazał założyć kurtkę.

- co ty robisz? - zatrzymał sie zawstydzony.

- idziemy do ciebie - zarzucił kurtkę na jego ramiona.

Czasami Hoseok musiał zdominować ciemnowłosego i wręcz narzucić mu swoją decyzję. Nie do końca leżało to w jego naturze, ale gdyby tego nie robił Yoongi miałby problem nawet z wyborem sosu do kurczaka w KFC.
Jung doskonale wiedział, że w domu Mina będą sami i nikt nie bedzie zadawał żadnych pytań.

***

Dopiero gdy przekroczył próg swojego pokoju dotarło do niego co własciwie się stało. Zrzucił z siebie kurtke i po prostu zaczał szlochać upadajac na podłogę

- zostaw -odtrącił rudowłosego próbujacego go jak kolwiek pocieszyc - to wszystko moja wina.

Zastanawiał się jak wszyscy się dowiedzieli. Kto im powiedział o tej tajemnicy, którą dzielił wyłącznie z Hoseokiem. Sekrecie, który przez chwile sprawił, że jego życie było cudowne i piękne. Sekrecie, który chwile później zniszczył je doszczętnie. Zamienił wszystko, co udało mu się odbudować w zgliszcza i popiół. Na dodatek tego wszystkiego krzywdząc osobę na której zależało mu najbardziej na świecie.

suicide || yoonseok || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz