B I T W A

773 49 6
                                    

Rzadko zdarzało się, że w obozie spadał śnieg, a ta zima była wyjątkiem. Już na początku pierwszego tygodnia grudnia, powierzchnię zielonej trawy na terenie obozu herosów spadły pierwsze płatki śniegu. Nie minęła chwila a już w piątek cały przybytek dla półbogów był biały. Młodsi herosi biegali rozbawieni i bawili się w śniegu, lecz ci starsi nie za bardzo okazywali swojego szczęścia, zostając w swoich domków. Z wyjątkami.  A takim jednym obozowiczem, który najchętniej zasnąłby na całą zimę był Nico. Od razu jak jeden płatek śniegu spadł na jego nosek, schował się w domu trzynastym i wychodził tylko na posiłki. Niestety pewnego dnia został wywabiony ze swojej nory.

Dzień jak każdy inny. Nico wstał rano i ogarnął się szybko. Po nie ciekawym śniadaniu w chwili  znalazł się w swoim domu i położył w łóżku by zaraz przysnąć sobie trochę.
Ze snu wybudził się przed południem i postanowił poćwiczyć. Niestety na dwór nie wyjdzie z wiadomych powodów, więc skupił się a jego własny cień jakby zyskał ciało przybierając postawę do walki. Sam Nico dobył swojej broni i wykonał pierwsze pchnięcie w stronę czarnej wylwetki która odbiła jego atak. Tak trwał razem przez długie chwilę walki. Lecz Nico czegoś brakowało. Tego co czuł na polu bitwy kiedy wiedział że może umrzeć w cierpieniu. Od bardzo wielu tygodni nic się nie działo i to zupełnie. Jeszcze żaden grecki mit nie starał się zniszczyć świata lub go podbić. Nie to że Di Angelo to się nie podobało. Po porostu nie miał kompletnie co robić. Żył w codzienności i rutynie obozu między innymi półbogami. Inni ułorxyli sobie jakoś życie: Percy z Annabeth starali się na studia, Jason i Piper mieli dużo na głowie, zresztą tak samo jak Hazel i Frank. Nie wspominając już o Leo który wyruszył w podróż ze swoją dziewczyną. Większość herosów, których nawet Nico nie znał, pewnie miało podobnie. On w całym tym tłumie podążał ziemistą drogą, wydeptaną przez niego samego na polu. Czy do końca jego dni będzie mu pisane takie życie?

Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewał. Cały zmachany i spocony zamachnął się mieczem na swój cień a ten rozmył się i wrócił na swoje miejsce. Oddychając głęboko Nico opadł na łóżko przecierając swoją twarz bladą dłonią. Nie zdążył nawet dobrze ochłonąć...

- Atak! Atakują nas! - zawołał jakiś głos z dworu, a Nico zerwał się na równe nogi.

Porwał zaraz swoją czarną kurtkę z wolnego łóżka oraz miecz. To, to. To była ta adrenalina i ekscytacja, której pragnął. W końcu ruszy do boju z innymi herosami by walczyć o ich spokojne życie. O dziwo cieszyło go to ale jak zawsze nie okazywał tego. Już jakby słyszał wystrzały z łuków, a spirzowe strzały nabijały na swoje groty kolejnych przeciwników. Świst miecza, rocinająxego ciało potwora, który obaraca się w jak dobrze znany pył pachnący podobnie do ogrodu macochy Nica - Persefony. Krzyki i okrzyki bojowe wszędzie wokoło czarnowłosego. Dobrze znany zapach potu, który obficie spływa po rozgrzanych ciałach walczących herosów, wycięczonych walką oraz krwi lejącej się z ich mniejszych lub większych ran.

Pierwsze co stało się po wyjściu Nica z domku trzynastego to... Śnieżka na twarz.
Oraz szczery i rozbawiony śmiech jak dobrze znanego przez niego syna Apolla. Stał on przed drzwiami domku Hadesa tylko czekając na Nica by to zrobić, a w tamtym momencie zwijał się ze śmiechu. Jego złote włosy wystawiały mu spod czapki w kolorze niebieskim podobnym do jego oczu. Twarz miał czerwoną od mrozu lecz nadal wyraźnie było na niej widać jego liczne piegi. Przez śmiech ukazywał swoje białe jak śnieg wokoło niego zęby. Wiedział, że Di Angelo nie odpuści walki i zaraz wybiegnie ku niej. To on wołał o fałszywy atak.

- Bogowie twoja mina jest bez cenna Nico! Gdybyś mógł ją tylko zobaczyć! - zawołał nadal rozbawiony blondyn.

W chwili twarz Nica była czerowona z zawstydzonia, wnerwienia i zimna. Odstawił miecz na bok i zbierając po drodze śnieg w swoje gołe i po chwili zmaezniěte ręce zawołał:

- Oj popamiętasz mnie Will!

Syn Apolla tylko rzucił się do ucieczki wołając również:

- Załóż rękawiczki!

- Najpierw cię zabiję! - odpowiedział przyspieszając swojego biegu, co zrobił również Will, któremu już do śmiechu nie było.

Di Angelo ścigał tak syna Apolla przez cały obóz. Może nie słychać było wystrzałów z łuku. Może nie było świstu miecza. Nie było krzyków i okrzyków bojowych. Pyłu ani zapachu walki. Wiedział, że nie zginie. Ale czuł adrenalinę, ekscytację i szczęście



~~~
Cześć~
Bardzo przepraszam was za brak rozdziałów przez te kilka tygodni, ale nie miałam wogule weny a także wpływała na to szkoła.
Mam nadziję, że będę w wakacje w stawiała częściej rozdziały~
Dziękuję, też za pozytywne opinie pod moimi poprzednimi rozdziałami jak i nie dopytywanie o kolejne rozdziały~
Możecie wysyłać jakieś swoje pomysły i np. By napisać jakiś rozdział dla kogoś z okazji czegoś.
A nawet by popisać!
Jak będę miała czas i możliwości odpiszę zawsze!
Jak na razie to tyle~
Do zobacznia!

• One Shoty - Heroes Of Olympus [SOLANGELO] •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz