0.3

711 134 2
                                    

michael spojrzał na barmankę, która zawzięcie polerowała kufle od piwa; po cichu miał nadzieję, że kobieta umie czytać w myślach i oszczędzi mu krępującej rozmowy jednak nie, nie trafił na uzdolnioną parapsychicznie barmankę.

01:43am

czas trochę jakby stanął w miejscu.

nastąpił moment kulminacyjny; moment na który wszyscy czekali - moment, w którym michael przełamie swoją nieśmiałość i fobię społeczną, odezwie się do kogoś obcego bez zająknięcia. michael clifford da radę, powie coś, to coś będzie miało sens, proszę, niech to ma sens, chociaż ten jeden raz.

- czy jest w pobliżu spanie? - bąknął chłopak, pąsowiejąc jak dorodna róża. barmanka odłożyła z łoskotem polerowany kufel i spojrzała spod byka.

michael przełknął ślinę, rozbieganym wzrokiem wchłaniając poszczególne detale wystroju; zauważył zegar, którego autorem musiał być zagorzały fan salvadora dali, zauważył też dwóch podstarzałych kowbojów, rozmawiających z silnym, amerykańskim akcentem.

jedyną rzeczą, jakiej grace nie potrafiła, było naśladowanie akcentów.

- ta, na górze, dwa pokoje są - rzuciła barmanka, żując gumę. - tylko do dziesiątej ma cię tu nie być, czaisz?

od dokładnie trzech miesięcy, czterech dni, dziewięciu godzin i czterdziestu jeden minut, michael nie spędził nocy poza domem lub poza samochodem; oba te miejsca były dla niego przystanią, do której mógł zawinąć, schować żagle i przeczekać sztorm.

chłopak skinął głową w stronę barmanki i wziąwszy klucz, skierował się w stronę drewnianych schodów, prowadzących na pierwsze piętro baru. po drodze zauważył wypchaną głowę jelenia, powieszoną nad drzwiami jednego z dwóch pokoi i natychmiast postanowił zająć drugi z nich, nie chcąc spać pod łbem martwego zwierzęcia.

dobranoc, michael.

/ disappear here /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz