Gdy dotarłem do parkingu przed blokiem, pot ciekł mi po karku, a koszulka przyklejała się do pleców. Oparłem się o metalowe barierki oddzielające parking od chodnika, żeby złapać oddech. Dzisiaj dałem sobie naprawdę w kość. Bolały mnie mięśnie ud i łydek, ale nie przeszkadzało mi to. Wysiłek fizyczny był mi potrzebny do życia jak oddychanie i seks.
Już miałem odepchnąć się od słupa, żeby ruszyć do bloku, ale wtedy mój wzrok padł na platynowe blond włosy wystające spod maski samochodu. Moje serce, które uspokajało się już po wysiłku, teraz podskoczyło w mojej piersi, jak szczeniak na widok swojej pani. Kurwa.
Hania, którą widziałem zbiegającą ze schodów zaledwie dwie godziny wcześniej, znowu tu była. Zaglądała do otwartej maski samochodu, wypinając się w moją stronę. Boże, jaki ona ma zgrabny tyłek, pomyślałem. Okrągły, duży i...zachwiałem się, bo zahaczyłem o coś nogą. Straciłem równowagę i poleciałem przed siebie. Na szczęście w ostatniej chwili podtrzymałem ciężar ciała na rękach i zapobiegłem otarciom, ale głośne szuranie rolkami zwróciło uwagę Hani. Gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Jej orzechowe oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a po chwili wypełniły rozbawieniem.
– Wszystko okej? – zapytała, gdy otrzepywałem się z kurzu.
– Ta. Już nie wiedzą gdzie wsadzać te cholerne krawężniki – uśmiechnąłem się półgębkiem.
– Tak, jacyś nienormalni – odparła z takim samym grymasem.
Prawie zapomniałem jaka była piękna. I drobna. I słodka. Dziewczyna ponownie schyliła się nad otwartą maską i zaczęła w niej grzebać. Czyżby popsuł jej się samochód?
– Pomóc ci jakoś? – zagadnąłem, żeby nie stać tam jak jakiś debil.
– Nie trzeba, już prawie kończę – powiedziała, nie odwracając się do mnie.
– Nie było dietetycznej, ale masz wiśniową – ktoś odezwał się za naszymi plecami i oboje zwróciliśmy się w stronę głosu.
Mocno zbudowany koleś w podartych dżinsach i sportowej bluzie zapinanej na zamek, przyglądał mi się spod zmrużonych powiek.
Wyciągnął w stronę Hani małą butelkę coli. Dziewczyna przyjęła ją i skrzywiła się.
– Wiśniowa cola nie jest zamiennikiem dla dietetycznej – pouczyła go, ale odkręciła zakrętkę i łapczywie się napiła.
– Tylko to było – powiedział facet, nie spuszczając ze mnie wzroku – A to kto? – zapytał, cały czas czujnie mi się przyglądając.
Hania przełknęła kolejny łyk napoju i odezwała się:
– Poznajcie się. To Kamil – wskazała na kolesia – A to – zrobiła małą pauzę – Adrian.
Twarz chłopaka nagle się zmieniła. Na jego gębie pojawił się olbrzymi wyszczerz. Miałem ochotę mu za to przyjebać. Drażnił mnie. Tym bardziej, że nie wiedziałem, co go łączy z Hanką.
– Wakacyjny Adrian? – uśmiechnął się, zwracając się do Hani.
Dziewczyna ze zgrozą wypisaną na twarzy rozchyliła usta i natychmiast oblała się rumieńcem.
Wakacyjny Adrian?
– Zabiję cię – syknęła na towarzysza, a tamten zarechotał w głos.
Sytuacja zaczynała robić się dziwna, a ja poczułem się jak kobieta z brodą w dziewiętnastowiecznym obwoźnym cyrku.
– Wakacyjny Adrian, hę? – wydusiłem z siebie i omal nie parsknąłem. – A wy? – wskazałem palcem najpierw na Hanię, a potem na kolesia – Jesteście...parą? – rzuciłem prosto z mostu.