Ponieważ znam Twój mrok

518 87 19
                                    

Miałeś buty przemoczone, płaszcz za długi, za szeroki,
Nie patrzyłeś już na drogę, ale wciąż liczyłeś kroki.
Czułeś oddech na ramieniu, cień widziałeś pod stopami,
Nie marzyłeś o ucieczce, nie skąpiłeś też z ruchami.
Tu wyjąłeś papierosa, ostatniego z całej paczki,
Wyrzuciłeś go pod stopy jakieś dziwki i palaczki,
Z wnętrza marynarki, leżące tuż przy sercu
Wyciągnąłeś zapałki i wrzuciłeś w zaspę śniegu.
Wywróciłeś oczami, zakręciłeś pod balkony,
Cień za tobą skręcił, lecz niespiesznie i speszony.
Ta dzielnica to pułapka, już widziałeś kątem oka,
Jak naćpane dzieciaki dla zabawy duszą kota,
Stara kurwa z fajką wodną, drzwi otwarte do jej domu,
Ominąłeś, w oczy nie patrząc nikomu.
Kiedyś ksiądz i egzorcysta, Biblię teraz palił w rękach,
Jakiś gówniarz z rottweilerem swoją własną matkę nęka.
Płot wybudowany z kości na pewno nie zwierzęcych,
A za płotem dom, obraz rozpaczy i nędzy,
Smród duszący jakby ktoś ludzi tutaj smażył,
Zgon każdego z tej dzielnicy wkrótce się wydarzy.
Już przeszedłeś przez ten armageddon chorych i ich zboczeń,
Cień podszedł trochę bliżej, spojrzałeś śmierci w oczy.
Za dzielnicą stoją mury, oto koniec twojej drogi.
Lecz jesteś spokojny, zero zgrozy, wcale trwogi.
Odwróciłeś się przodem do swego prześladowcy.
Słyszysz jak z oddali ktoś krzyczy "Pomocy!".
Też byś mógł, ale ty się go nie boisz,
Tylko czekasz na swój los i uparcie, twardo stoisz.
"Ta dzielnica to pułapka" pomyślałeś na odchodne.
Miejsce to na śmierć i konanie wprost dogodne.
Jego płaszcz był mokry, buty za duże o rozmiar,
W ręce trzymał nóż, wziął szeroki rozmach.
Uniknąłeś ciosu w serce, trafił prosto pod żebrami,
Było późno, bardzo ciemno, twoje ciało ciągle krwawi,
Leżysz w błocie, on coś przeklnął, widzisz jak pospiesznie znika,
Myślisz już o śmierci, czujesz jak z rąk życie umyka.
Ktoś z przeklętej dzielnicy pojebanych ludzi
Tu podchodzi, widać jeszcze się nie znudził
Ciągłymi kłótniami, wojnami pośród bliźnich,
Chce ci pomóc, choć przeklinasz go już w myśli.
Coś powiedział, ty nie słyszysz,
Nóż wyciągnął, ty nie czujesz,
Spojrzał w oczy, ty nie widzisz.
W myślach nazwałeś go chujem.
Chcesz już śmierci, nie chcesz życia, które było drogą przykrą,
Wiesz, że z ludzi każdy umrze, oni tego nie unikną,
Po co więc się tym przejmować, swej fortunie podaj rękę,
Idź do Diabła, idź w Zaświaty, nie odpoczniesz także w Piekle.
Ktoś chciał duszę swą ratować, tobie pomoc oferując,
Ty niewdzięczny skurwysynie, umarłeś nie pojmując,
Że to ostatnia pokuta nie twoja, jego była,
Skazę z życia nędznika by przed jego śmiercią zmyła.
Nie nazywaj cieniem prześladowcy swego,
To życie twoje było, wszystko co zrobiłeś złego,
Konsekwencje starych czynów, dawnych ukrywanych uczuć,
Nienawiści do rodziny, do swych dziadków i ich wnucząt.
Gdybyś tylko parę razy litość im okazał,
Twoja śmierć by nie nastąpiła w tych nędznych obrazach.
Teraz żałuj agoniczną swoją myślą,
Teraz przebacz z wydechem ostatnim,
Teraz przeproś i powieki zamknij,
Teraz zaśnij, nic nie będzie rankiem.

***
Data powstania: 20 lutego 2018 roku

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 22, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zbiór WierszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz