302 35 11
                                    

uwaga! przemoc seksualna 

—C-co pan tu robi? — spytałem, usiłując zdusić drżenie głosu. W efekcie i tak brzmiał on niczym dziewczęcy pisk. Nie odrywając oczu od tych mężczyzny, próbowałem przewidzieć każde jego posunięcie, jednocześnie obliczając własne szansę na wydostanie się z tej sytuacji. Prędko zrozumiałem, że nie miałem żadnych szans i mogłem liczyć tylko na to, że zza topornych drzwi, ludzie dosłyszą moich krzyków.

Mężczyzna nie odpowiedział. Przeniosłem chwilowo wzrok na jego usta, które uniosły się w niepokojącym uśmiechu. Przez moją świadomość nie chciał przebić się fakt jak przystojny był nieznajomy. W danym momencie, liczyło się tylko jedno.

On był drapieżnikiem, a ja jego ofiarą.

—J-jak długgo tam stoisz?— spróbowałem inaczej, po pierwszej nieudanej próbie. W ciszy, która mi odpowiedziała doszukałem się nutki kpiny.

—Wystarczająco długo, aby wiedzieć jak kruchy i bezradny jesteś— odparł w końcu. Zadrżałem pod wpływem głębokości jego głosu i ścisnąłem piąstki, widząc jak napinają się mięśnie nieznajomego pod cienkim materiałem czarnej, opinającej koszulki na krótki rękaw. Niemal wszystko w mężczyźnie krzyczało pożądaniem i kpiną, której w życiu zaznałem już nie miara— Mógłbym z łatwością zrobić ci krzywdę, ale widzę, że sam świetnie dajesz sobie radę.

—Czego chcesz? — wypaliłem— Nie mam pieniędzy, jestem—

Przerwał mi szyderczy śmiech. Dźwięk, który mógłby siać postrach i doprowadzać ludzi do obłędu. Śmiech, który niewątpliwie będzie nawiedzać mnie w koszmarach. Będzie mnie prześladować.

—Nie chcę twoich pieniędzy, maluchu. Przyszedłem tu, ponieważ sam mnie zaprosiłeś.

—Musia—

—Nie żartuj, maluchu. Twoje prowokujące spojrzenie mówiło zupełnie coś innego. Huh, właściwie sprawiłeś nim, że mi stwardniał —oznajmił z kpiącym półuśmieszkiem. Mimowolnie, moje oczy zjechały na widoczny przez materiał spodni, problem mężczyzny. Ogromny problem. Wybałuszyłem oczy, co nie umknęło uwadze nieznajomego— Teraz też to robisz. Jesteś jedną wielką prowokacją, maluchu. Nie dziw się więc, że przyszedłem po to co mi zaproponowałeś— powiedział i powolnie oderwał się od ściany.

—N-nie zbliżaj się! —zawołałem. Pośpiesznie rozejrzałem się za czymś, czym mógłbym zapewnić sobie chociażby marną ochronę, ale w pobliżu nie było dosłownie nic. W swojej kieszeni wyczuwałem jedynie arbuzową pomadkę i fiolkę, która zapewni mi zapomnienie o bólu. Niestety po fakcie.

Zastygłem więc w swoim miejscu, obserwując jak mężczyzna nie śpiesznie się do mnie zbliża. Każdy jego krok, roznosił się po wilgotnych kafelkach posadzki, a jego uderzania, zgrały się z biciem mojego serca. Nadchodziło cierpienie, a ja mogłem jedynie przyglądać się, jak robi ze mną, co mu się żywnie podoba.

—Skłamiesz twierdząc, że też tego nie chcesz. Całym sobą niemal krzyczysz o poświęcenie ci uwagi i ukojenie twoich potrzeb. Jestem tu, aby ci to dać.

Moje oczy zapiekły, słysząc te słowa. Były tak uciążliwie prawdziwe, że wypalały w moim wnętrzu ognistą dziurę i miały nade mną całkowitą kontrole. Kompletnie nieznajomy mężczyzna ma nade mną kontrole. Jestem jak marionetka w jego dużych dłoniach. Bezbronny.

Gorąca ścieżka ściekła w dół po moim policzku, gdy nie zrobiłem kompletnie nic, jak mężczyzna stanął tuż za mną. Czułem jego ciepły lecz suchy oddech na karku i wibrację bijącą od jego pobudzonego krocza, przystawionego tuż naprzeciwko moich pośladków.

dead boys are also afraid of touch |chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz