7. Bezsens jestestwa

538 73 13
                                    

Bardzo polecam włączyć utwór.

      Wciąż czułem krew na swoich ustach. Trwała pomiędzy moimi wargami, słodka gorycz metalicznego smaku zajmowała moje zmysły, odtrącała od rzeczywistości, każąc zatracać się w wspomnieniach, które nie miały dla mnie najmniejszego sensu.

 - Skoro nie teraz, więc kiedy? - zapytałem, wiedząc, że mi nie odpowie. Opuszek mojego palca dotknął ciepłej cieczy, która powoli zastygała na moich wargach. Chciałem spojrzeć na jego krew, ale zamiast tego wsunąłem palca w usta i go zassałem.

     A chwilę później padłem na łóżko, zupełnie pozbawiony emocji i chęci do życia.

~~~

     Lawirowałem w labiryncie kobaltowych kamieni. Niektóre sączyły z siebie szkarłatną ciecz, zupełnie jakby krwawiły. Podłożem tego miejsca były czarne skały, a niebem czysta biel.

     Dostrzegłem go, kiedy w pewnym momencie skręciłem w prawo. Nogi same mnie do niego zaprowadziły, zupełnie jakby znały drogę. Ustałem przed nim. Był niższy, marynarkę miał zarzuconą jedynie na ramiona, a biała koszula i fular zdawały się być najbielszą bielą jaka istnieje.

     Wyciągnąłem do niego dłoń i kiedy tylko dotknąłem bladego policzka z jego oczu popłynęły krwawe łzy. Kobalt jego tęczówek zmienił się w szarość, a po ułamku sekundy stała przede mną Mikasa.

 - Dlaczego mi to zrobiłeś? - wyszeptała. Nie słyszałem jej głosu, ale wiedziałem co mówi. Ruch jej pełnych warg był widokiem, za którym tak długo tęskniłem.

 - Mika...

 - Zabiłeś mnie - stwierdziła i spojrzała na mnie złowrogo, po czym rozpłynęła się jak mgła.

     A ja nie wiedziałem czy to wszystko iluzja stworzona przez Levia, sen, czy duch Mikasy, który zamierza mnie dręczyć po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy.

~~~

     Kiedy się obudziłem, od razu postanowiłem zobaczyć, czy z rysunkiem wszystko w porządku. Podszedłem do biurka i zaniemówiłem. Kreska pod okiem z niebieskiej zmieniła się w czerwoną, a jego oczy były zamazane czarnym kolorem. Te idealne, piękne tęczówki zostały zasłonięte brzydką czernią. W dodatku na każdym rysunku.

     Podszedłem do lustra i ułożyłem na nim dłoń. Dociskałem ją, zupełnie jakby mogła przejść przez taflę szkła. Czemu wierzę w takie głupie rzeczy? Czemu mój strach uleciał? Czemu pragnę go widzieć, dotykać, odczuwać wszystkimi zmysłami?

     Wciąż czuję na sobie jego wzrok, nasycenie niebieskiej barwy, niewymowną nienawiść, ale i chęć bliskości.

 - Eren!

     Głos mojej matki wyrwał mnie z transu, w którym znów się znalazłem. Odszedłem od lustra i zarzuciłem na siebie koszulkę i spodnie. Wyszedłem z pokoju, po czym skierowałem się na schody.

 - Jestem - stwierdziłem, wchodząc do kuchni. Mama miała na sobie fartuszek ubrudzony jakimś dżemem. Wierzchem nadgarstka otarła sobie czoło i stwierdziła:

 - Ktoś na ciebie czeka w salonie.

     Serce zabiło mi szybciej. Przez krótki moment miałem wrażenie, że mama mówi o Mikasie. Zupełnie jakby jedynie była na wycieczce i z niej teraz wróciła. Westchnąłem, odsuwając od siebie te myśli. Kolejnymi były te, dotyczące pana Smitha. Jednak miał mnie odwiedzić dopiero za dwa dni, więc to nie on. W takim razie kto do mnie przyszedł?

     Ustałem w progu salonu i zaniemówiłem. On był ostatnią osobą, jakiej bym się tutaj spodziewał. Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem już więcej spojrzeć na te jasnobrązowe włosy i piwne oczy.

 - Hej - zaczął, wstając. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, jednak ja jedynie się w niego wpatrywałem. - Co u ciebie?

 - Wyjdź stąd, Kirschtein - stwierdziłem cicho, na co on się speszył, jednak nie miał zamiaru wychodzić.

 - Możemy pogadać? - odparł na to.

 - Nie mamy o czym gadać - warknąłem. - Wynoś się i nigdy więcej tu nie wracaj...

 - Eren, przestań. Dobrze wiesz, że to wszystko nie miało tak wyglądać. Czego ty nie rozumiesz w tym, że Mikasa...

      Uderzyłem go zaciśniętą pięścią w twarz. Nie miał prawa wymawiać jej imienia, nie miał prawa o niej myśleć. Była tylko moja. Moja! I nikogo więcej.

     Jean się zachwiał i złapał za twarz. Jednak nie oddał mi. Był w moim domu, na moich zasadach i warunkach. Był intruzem, zupełnie niepotrzebnym śmieciem, który jedynie wszystko psuł.

 - Chodź.

 - Muszę iść - stwierdziłem i wyszedłem z salonu. Kirschtein coś mówił, ale ja go nie słyszałem. Nie władałem nad swoim ciałem, ledwo rozumiałem swoje myśli. Słowa, które zewsząd do mnie docierały brzmiały, jakby były mówione w zupełnie innym języku.

     Wszedłem do pokoju i od razu zbliżyłem się do lustra. Nie było go, nie było kobaltu, szkarłatu, czerni ani bieli. Nie było nikogo, nie było mnie.

     Poczułem jego obecność za swoimi plecami. Powoli się odwróciłem w jego stronę, a on wyciągnął do mnie dłoń. Odważyłem się ją dotknąć, jednak moja przepłynęła przez nią jak przez mgłę.

 - Dlaczego ją zabiłeś?  

 - Nie zabiłem jej.

     Padłem na kolana. Poczułem rozrywający ból w czaszce, tak samo jak i w klatce piersiowej. Zaatakował mnie smutek, złość, pustka i bezsens. Pogarda dla samego siebie. Tabletki są w łazience, nie jest daleko. Alkohol gdzieś znajdę. Albo zrobię to bez alkoholu. Uda się.

     Wstałem i wyszedłem z pokoju. Levi wciąż podążał za mną. Wszedłem do łazienki, wpuściłem go i zamknąłem drzwi. Otworzyłem szafkę z lekami. Znalazłem jakieś nasenne. Nieotwarta paczka. Mama ostatnio kupiła. Po prostu wezmę wszystkie, przedawkuję i umrę. To jedyne, czego teraz potrzebuję.

     Otworzyłem opakowanie i wysypałem prawie całą zawartość na dłoń. Włożyłem wszystko do ust i już chciałem przełknąć, kiedy sparaliżowało mnie kobaltowe spojrzenie.

 - Już jest teraz.

     Po tych słowach zbliżył się do mnie, ustał na palcach i chłodnymi wargami ucałował mój policzek. Jego dłoń znalazła się na moim karku, który drapała tymi idealnymi paznokciami. Czułem jego obecność, jego chłód i bliskość, a także tabletki w moich ustach, które powoli zaczynały się rozpuszczać.

     Miałem wybór, ale wiedziałem, że jemu jest on obojętny. Nieważne czy tabletki połknę czy wypluję dla niego nie będzie różnicy. Okazuje to nawet teraz, kiedy całuje moją twarz, nie przejmując się zawartością moich ust.

     Połknąłem.

Demon w Lustrze ✓ | riren/eremikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz