Rozdział 1.

51 6 3
                                    

   Otworzyłam oczy i odruchowo spojrzałam w okno, które było niedaleko mojego łóżka.  Znów pochmurny i wietrzny dzień, jak to zwykle bywa w Greenholse. Widok za oknem nie był zbyt ciekawy. Drzewa na podwórku poruszały się w rytm wiatru, a słońce całe było zasłonięte wielkimi chmurami. Lekko kapało na mój parapet na zewnątrz, więc padało w nocy. Na szczęście dziś jest sobota i nie muszę iść do koszmarnego miejsca, czyli szkoły. Nienawidzę szkoły, choć nie jestem poniżana i gnębiona. Nienawidzę jej przez ludzi, którzy udają twoich przyjaciół, a jak nadejdzie okazja to wbiją ci nóż w plecy, a nawet w serce. Po co komu taka przyjaźń lub co gorsza, miłość? Jestem w I klasie liceum i nie wstydzę się swojej miłości do mojej 9-letniej siostrzyczki, Maggie. Maggie to niska, optymistyczna, śliczna, energiczna brunetka, której oczy są żółte i wyglądają jak słonecznik latem. A ja? Ja jestem wysoką,szczupłą brunetką, o żółtych oczach, jednak one się nie prezentują jak oczy Mag. Jestem zwyczajna. Leżałam w łóżku rozmyślając, gdy nagle ktoś mi wpada na łóżko.

   Maggie z wielkim hukiem poległa na mnie. Zaczęła się śmiać, a ja zaczęłam ją łaskotać. Po chwili wygłupów, usiadła obok mnie i rozpoczęła się podejrzliwie spoglądać na mnie.

-Co tak się we mnie wpatrujesz, mała łobuziaro?-zaśmiałam się.

-Obiecałaś mi coś wczoraj- powiedziała arcypoważnie, a ja się zastanawiałam co jej takiego obiecałam.

-Co ci obiecałam?-zapytałam lekko zdziwiona.

-To, że pójdziesz ze mną na plac zabaw!- zaśmiała się, a ja sobie wszystko przypomniałam. Nie chciałam wczoraj się z nią bawić, więc zdecydowałyśmy, że pójdziemy dziś do sąsiedniego osiedla na Plac Zabaw. 

-Rzeczywiście. To idź się ubrać i zejdź na dół. Zrobię nam śniadanie- powiedziałam, uśmiechając się, a Mag wyszła w podskokach. Bardzo ją kocham.

   Wyszłam z łóżka i pościeliłam je. Trochę mi to zajęło bo moje łóżko ma rozmiary małżeńskie. Gdy w końcu mi się udało, otworzyłam okno, aby przewietrzyć pokój. Podeszłam do swojej drewnianej szafy i wyciągnęłam czarne jeansy, białą bluzkę z napisem "Siblings are Forever", którą dostałam od siostry. Do tego czarną bieliznę i białe skarpetki. Na nogi założyłam zwykłe czerwone, trampki. Podeszłam  chwiejnym, śpiącym krokiem do toaletki, lekko już zniszczonej. Przemyłam sobie twarz tonikiem z Ziaji i posmarowałam sobie twarz kremem nawilżającym. Nie robię sobie nigdy makijażu, ponieważ nie mam cery trądzikowej i nie mam takiej potrzeby. Spojrzałam się na siebie. Czy ja w ogóle kimś jestem? Czy może jestem przezroczysta? Wzięłam szybko do dłoni szczotkę i uczesałam się w zwyczajny kok. Jestem gotowa.

   Wyszłam z swojego pokoju, który jest urządzony w kolorach bieli, szarości i brązu. Bardzo lubię w nim spędzać czas, w dodatku jeszcze z Mag. Schodząc w dół rozmyślałam co zrobić na śniadanie. Może przygotuję nasze  ulubione śniadanko, czyli jajecznicę z bekonem i z bardzo  gorącym kakao z piankami. O tak, to jest to. W kuchni, na krześle przy stole sidział Mag. Czyta jakąś karteczkę. Podchodzę do niej.

-Co to za karteczka?-zapytałam siadając obok niej.

-Od mamy...-powiedziała z wielkim smutkiem. Pewnie matka znów poszła do pracy i wróci za tydzień lub nawet dwa.

-Pokaż- wzięłam od niej tą karteczkę i zaczęłam czytać.

                                                      "Dziewczynki, 

                                              wrócę dopiero za tydzień. Muszę jechać do pracy

                                              bardzo daleko, więc muszę zostać tam na noc w 

                                             Hotelu. Pieniądze są tam gdzie zawsze.

                                                                                          Całusy,

                                                                                                    Mama"

Tak jak myślałam. Znów poszła do tej beznadziejnej pracy. No dobra, dużo zarabia, ale nawet w wekeend jej nie widzimy! Powinna się nami interesować, widzieć jak Mag dojrzewa i zmienia się w kobietę. A ona co? Nie ma jej.

-Nie przejmuj się. Zrobimy dziś sobie nasze ulubione śniadanko-powiedziałam uśmiechając się. Odwzajemniła uśmiech i wstała z krzesła. 

   Zaczęłyśmy gotować, przy tym śpiewając piosenki z wszelkich bajek Mag, które nadal uwielbia oglądać. Po godzinie wszystko było posprzątane i ułożone na stole. Usiadłyśmy sobie na miejscach i spożyłyśmy śniadanie. Mag się poprawił humor. Dopiero teraz, gdy zaczęła tańczyć do "Mam tę moc" zauważyłam jak się ubrała. Krótkie spodenki, bluzka z długim rękawkiem.

-Mag, ubierz długie spodnie. To nie jest pogoda na krótkie spodenki- powiedziałam.

-Czemu? Proszę!- zaczęła mnie szantażować swoimi maślanymi oczami. Ale wiedziałam, że nie może się rozchorować. 

-Ubierz długie spodnie lub nie pójdziemy na Plac Zabaw- zagroziłam jej lekko, ponieważ myślałam, że będzie chciała dyskutować. Jednak ta zmiękła i poszła się przebrać. Po 10 minutach wróciła z jeansami na sobie. Uśmiechnęłam się słodko i zaczęłyśmy ubierać kurtki. 

-Dlaczego mama tak ciężko pracuje?-zapytała z ni skad, ni owąd. Szliśmy właśnie chodnikiem, a ona zadaje mi takie pytanie na podwórku. Czemu się nie zapytała w domu?

-Wiesz, mama ciężko pracuje, abyśmy miały co jeść i w co się ubrać. Bardzo się stara dla nas. Pamiętaj, że musi pracować za dwóch- powiedziałam z lekkim smutkiem.

-Musi pracować też za tatę?

-Właśnie tak, Mag. Gdyby tata nas nie zostawił to byłoby łatwiej-powiedziałam jej szczerze.

-Rozumiem, Rosie- Mag kocha do mnie mówić Rosie, a nie Rose. 

   Po dłuższym spacerku doszłyśmy do Placu Zabaw. Nie było żadnych dzieci, więc byłam wskazana, żeby się bawić z Mag. Huśtałyśmy się, goniłyśmy, aż w końcu skonałam i usiadłam na ławce, dysząc. Patrzyłam się przez chwilę w chodnik. Spojrzałam się z powrotem na Plac Zabaw. Mag nie było. Pewnie myślała, że liczę i się schowała.

-Mag my się nie bawimy! Wróć tu!-krzyczałam, ale nikt nie odpowiedział. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po okolicy. Ani śladu po niej. Czy ktoś ją porwał?! Zdenerwowana i zrozpaczona zaczęłam biegać po lesie, który był obok Placu. Ani słowa, ani śladu. Zaczęło się ściemniać, a ja jej nie znalazłam. Skonana, cała rozpłakana i poobijana, zasnęłam przy wielkim dębie w środku lasu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję Wam za przeczytanie tej części. Mam nadzieję, że Wam się spodobało, a jak nie to piszcie co poprawić. Chciałabym, żeby to była konstruktywna opinia. Będzie mi miło jak zostawisz gwiazdkę, follow i komentarz.

                                                                                   Wasza,

                                                                                              Emilia's Mess

Lost ChildOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz