Jeden telefon.
Płacz.
Zawodze.
Wszystkich.
Wiem to.
Czuję to.
Nie daję rady.
Zaraz coś rozpierdole.
Muszę coś zrobić.
To silniejsze.
I tak jestem nikim.
Nie jestem sobą.
Biorę.
Coraz więcej.
Tne się.
Coraz mocniej.
Odważniej.
Chce tego.
Kurwa.
Chce.
Bardzo.
Zniknąć.
Udaję.
Tak cholernie dobrze udaję.
Nie chce mi się żyć.
Nie mam ochoty na odbieranie telefonu.
Na rozmowy.
Z kimkolwiek.
O czymkolwiek.
Nie jestem w stanie.
Robię jednak to.
Z przymusu.
Chce być pochowana.
Ze smutkiem na twarzy.
Z ranami na ciele.
Będę szczęśliwa.
Wtedy.
W dzień śmierci.
Smutku?
Radości.
Moje serce będzie znów szczęśliwe.
Posklejane w całość.
Nic tego nie zmieni.
Żadna kobieta.
Nie zdoła go naprawić.
Nigdy.
Ja mogę.
Tylko ja.
Zawieszając linę.
Pozbawiając się życia.
Wszelkiej ludzkości...
CZYTASZ
Rany na ciele
Short StoryJest to druga część mojego pamiętnika pt ,, Ja umieram". Pisze dalej, ponieważ w życiu wiele się zmienia. Znowu upadam, a to co ukrywałam tak bardzo skutecznie przez prawie rok -wróciło...