Pamiętam ten dzień jakby stało to się wczoraj. Tylko krzyk i ból... potem szpital... oni zmarli... dlaczego? Nie rozumiałam, do teraz nie rozumiem, dlaczego oni?
Opowiem od początku, w wieku 10 lat wraz z Bellą odebrałyśmy dyplomy z czerwonym paskiem, byłyśmy najlepsze. Ja miałam średnią 5.8, a ona 5.9, ja miałam 249punktów zachowania, a ona 250. Była lepsza, ale nie zazdrościłam jej tego. W nagrodę za osiągnięcia w nauce, rodzice zabrali nas do wesołego miasteczka, znaczy zabraliby gdyby nie to cholerne drzewo. Dlaczego ono tam stało? To pytanie zadawałam sobie cały czas, teraz wiem, że gdyby nie ten wypadek nie byłabym tym kim jestem. Przypomniała mi się, że mojej siostrze zazdrościłam tylko jednej rzeczy, jej gęstych blond włosów. Rodzice mówili, że jesteśmy identyczne, ale te moje nieszczęsne rude włosy. Nienawidziłam ich. Wiele razy jako dziecko je cięłam lub farbowałam pisakami.
Do wypadku byłyśmy zawsze eleganckie, uśmiechnięte i uprzejme. W domu dziecka było całkiem inaczej. Prawie nic nas nie obchodziło. Nie używałyśmy słów typu: proszę, dziękuje, przepraszam itd. Nawet nie mówiłyśmy Dzień dobry czy do widzenia. Podczas rozmów z psychologami czy pedagogami, nie odzywałyśmy się. Czasem nawet dokuczałyśmy innym dzieciom, ale bardzo rzadko. Jednak wszystko robiłyśmy razem. Wszystkie smutne i radosne rzeczy RAZEM.
Pewnego dnia opiekunka poinformowała nas, że będziemy miały gościa. Od razu poszłyśmy podsłuchać kogo. Nasz wujek z Chicago, miał przyjechać na początku roku szkolnego, aby nas zaadoptować. "Adopcja" to słowo kojarzy mi się z biednym, małym pieskiem albo ze starym i zimnym schroniskiem, w którym pomagałyśmy jako wolontariuszki. Jednak dopóki była przy mnie Bella w cale tak nie uważałam. W sumie to ona bardziej się załamała, ale na każdej okazji starałam się ją pocieszyć, zażartować. Starałyśmy się zachowywać "normalnie", jak co dzień. Czasem zastanawiałyśmy się jak będzie u wuja, czy nasz brytyjski akcent będzie mocno odstawał, czy stworzymy wspólną rodzinę. Wujek Arthur miał żonę i dwójkę dzieci Mary i Marc'a. Ciekawiło nas czy czwórka dzieci to nie za dużo, ale Mery miała wyjechać do college'u, więc myślałam, że pewnie dostaniemy jej pokój.
Minęły wakacje, nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobały, ale bez rodziców to nie to samo. Kiedy w pobliżu nie było mojej o 5 minut starszej siostry czułam się strasznie. Próbowałam nie myśleć o wypadku, ale blizna na lewej ręce nie pozwalała mi na to. Zawsze po chwili smutku przychodziła Bel i od razu było mi lepiej. Ona nawet nie wiedziała ile dla mnie znaczy. Przecież to ja byłam zawsze dla niej oparciem, w sumie ona nigdy mnie nie pocieszała, ale dawała mi otuch, myślałam, że przy mnie zawsze będzie moja siostrzyczka, którą mogę pocieszyć i przytulić.
Zaczął się rok szkolny, miesiąc w którym miał przyjechać wuj. Uczyłyśmy się gorzej, ale nadal trzymając poziom. Piętnastego września do domu dziecka zadzwonił wujek, że przyjedzie w nasze urodziny. Tego dnia byłyśmy u Emilie. To była moja przyjaciółka. Nigdy nie spędzałyśmy ze sobą za dużo czasu, po prostu moja siostra za nią nie przepadał. Mimo to Emilie była osobą, która zawsze mogła mnie wysłuchać. Zwłaszcza jak byłam skłócona z Bellą co nie zdarzało się zbyt często. Dlatego pewnie Bel, źle się kojarzyła.
Październik, nasze urodziny, wieczorem miał przyjechać wuj. Każdy w szkole się z nami żegnał, obiecywali wysyłać nam listy. Uwielbiałam moją klasę, ciężko było mi się z nimi rozstać, ale chciałam mieć prawdziwą rodzinę, prawdziwy dom. Jednak ta data była najgorszą datą po śmierci rodziców. Wszystko przez wuja. Nawet nie wiedział jak skrzywdził mnie swoją decyzją. Nie myślał wtedy o mnie. Nie wiedział, że wyrządził mi krzywdę. Nie wiedziałam tego, co wiem teraz. Jego decyzja była słuszna. Bardzo mi pomogła przejrzeć na oczy.

CZYTASZ
Siostry
Dla nastolatkówStracić najbliższych przez śmierć to jedno, ale jeśli sami cię opuszczą to drugie. Nie poradzę sobie ze stratą... Ale muszę być silna i walczyć, aby przeżyć..