No to ten... to jest piątek.
Czas na imprezę, tę u Justyny. Dalej nie czaję, po kij mnie zaprosiła.
Może po prostu się ubiorę i już pójdę? Od rana już siedzę nad książką, chyba najdziwniejszą jaką czytałam (Terry Pratchett naprawdę nie zna granic.), głowiąc się czy coś jej dać jako prezent.
Dochodzi 18, a to... zebranie młodych desperatów życia zaczyna się o 19.
Wcześnie.Wstałam z fotela stękając. Tata siedział nad swoją książką na kanapie. Bardziej wyglądał, jakby specjalnie "czytał" by się do mnie nie odzywać, niż naprawdę był wciągnięty w poznawanie historii Lanika Muellera.
Trochę przykre, ale co zrobić. Nie odzywa się do mnie czule od czasu.. od tego czasu..
...Pomarańczowa falująca poświata...
Cholera jasna, nie znowu.
- Mam coś na twarzy? - głos taty wybija mnie z tych pomarańczowych falujących wspomnień
-C... co? A wybacz, nie, zamyśliłam się - w głowie czynię sobie wyrzuty, że dałam się ponieść myślom i widocznie zagapiłam się na tatę.
W pokoju stałam przed szafą walcząc z chęcią ubrania się atrakcyjniej niż zwykle. Coś mi mówiło bym poszła się zabawić. Tylko po co?
Usiadłam na łóżku, wzrok spoczął na plecaku, który tak jak zawsze, leży koło biurka. Wstałam i podeszłam do plecaka, sięgnęłam do środka i wyciągnęłam zgniecioną w kulkę kartkę. Trzymałam ją mocno w dłoni, miłe ciepło biło z papieru... Włożyłam ją z powrotem do plecaka, bardzo ostrożnie i znów podeszłam do szafy, tym razem już wiedziałam co mam na siebie włożyć.Jadę rowerem, robi się ciemno, światła ulicy niepewnie rozpoczynają swoją nocną rutynę. Kocham późne lato. Ciepłe powietrze muska moje policzki, czochra pociesznie mnie po rudych włosach, pusta ulica... w końcu pusta, najpiękniejsza bez tego mrowia szalejącego w różnych kierunkach, rozpraszającego siebie nawzajem, utrudniającego wszystkim sobie wspólne życie tylko dlatego, że są biednymi idiotami. Splunęłam na jezdnię. Nie chciałam o tym myśleć, chciałam się cieszyć tą głośną i wyraźną ciszą tej jakże cudnej ulicy, tak jakbym wsłuchiwała się w jej oddech ulgi po całym dniu. Zamknęłam oczy i przez kilka sekund jechałam w ten sposób, całkowicie ufając ulicy. Odpłynęłam w marzenia będąc sama ze sobą, tak jest najlepiej.
...Jego śmiech doprowadzał mnie do łez...
Otwarłam powoli oczy, po policzku spłynęła łza gniewu. Nie znoszę tych wspomnień. Nie rozumiem, nie miałam ich tak długo. Czemu teraz? Co się stało?
Bzzzz bzzzz
Jakieś powiadomienie, może Justyna pyta się gdzie jestem? Na nadgarstku zegarek wypisuje 19:23, to w czym problem? Spóźnianie się jest podobno kulturalne. Rozglądam się w celu orientacji lokalizacyjnej, powinnam być za minutę.
Patrzę w bezchmurne niebo malujące się pomarańczą i fioletem, słońce zachodzi. To dobrze.Rower oparłam o ścianę, gdy jej dotknęłam mogłabym się założyć, że dom się trzęsie. Muzykę słyszałam już jakieś sto metrów od domu Justyny, biedni sąsiedzi. Patrzę na drzwi, nie że się waham, po prostu spokojnie nabieram powietrza by się przygotować. Nagle drgnęłam na dźwięk tłuczonego szkła. Drogi Jezu, biedna Justyna.
888
Dwa i pół roku później postanowiłam wznowić pisanie, to się dopiero nazywa brak weny xD.
CZYTASZ
Fear of become lonely
FantasyNie! Nie zostawiaj mnie, proszę... Może nie wyglądam, jak ktoś, kto... chce towarzystwa... Ale ja Cię potrzebuję. Teraz i na zawsze...