20 & 13

27 6 0
                                    

Nazajutrz Natsuki obudziła się jakaś niespokojna. Sen, który zmącił jej umysł przewijał się jeszcze zamglonymi slajdami. Koszulka na plecach wsiąknęła cały pot, przez co czuła się obleśnie. Przeczesała swą dłonią strąki włosów na głowie. Dwoma palcami zacisnęła wierzchołek nosa, próbując odciążyć oczy. Bez długiej kąpieli się nie obędzie. Trzeba to coś z siebie zmyć i się pomodlić.

Freya i Duran byli nieobecni w domu. Prawda jest taka, że gdy głód wykręcał im wilcze żołądki, skoro świt wybiegały one na łowy. Tradycyjnie lubowały w zającach, sarnach, a jak się upolowało dzika, to dodatkowo była przy tym zabawa. Nawet natura bawi się jedzeniem, ciekawe. Nie przepadali za przetworzonym mięsem ze sklepu. Śmierdziało im gorzej niż futro kota. Chociaż niektórzy by negocjowali. Za każdym razem Natsuki wyczekiwała ich powrotu ze zniecierpliwieniem i strachem. Objawiało się to ciągłym wpatrywaniem się w skraj lasu. Polska ma o wiele mniej lasów niż Japonia, trudno tu o bycie incognito. Od dziesięciu lat, ani razu ich nie złapano, ale w Polsce przyroda nie była tak wolna jak w Japonii.

Gdy już pozwoliła wodzie zmyć swe napięcie, ubrała na siebie białe kimono. Nie posiadało żadnych zdobników. Podeszła do Kamidana w salonie i uklękła składając na cześć Bogów, sól. Trwała tak dłuższą chwilę, dając się pochłonąć medytacji. Zmysły powoli przestawały jarzyć się na czerwono. Nagle, chłód poranka delikatnie polizał jej nagie stopy. Jej oczy skierowały się ku górze, a Ofuda nad jej głową zakołysały się w odpowiedzi. Uśmiechnęła się pod nosem. Czuła, jak wypełnia ją ponownie spokój i opanowanie. Wzięła jeszcze głęboki wdech i wydech odwracając się powoli do ogrodowych drzwi.

'Mamy nadzieję, że nie zmąciliśmy Ci spokoju?' – kiwnął łbem Duran na powitanie. Siedział wraz z Freyją przy szklanych drzwiach.

- Nie, poczułam Was jak tylko weszliście. – spojrzała na nich dojrzałymi oczami mędrca. – Śmierdzicie okropnie. – zaszydziła od razu, a na jej twarzy zagościł znowu uśmiech siedemnastolatki.

'Dzisiaj dorwaliśmy dzika. Odyniec miał tak wielkie kły, że aż zwątpiłem w swoje własne!' –zaśmiał się nietypowo Duran na samą myśl.

'Gdyby nie ja, to byś pewnie jadł do końca życia te papki z puszki' – Freya korzystając z praw fizyki, otrzepała się na samą myśl.

- Dość tych docinek. – zastopowała Natsuki Durana, który już garnął się całym sobą na ciętą ripostę. – Dziś nie rozmawiam z rodzicami, mieli ciężki dzień w pracy, nie chcę im dokładać swoich kłopotów. Za dwie godziny idę do szkoły. A o drugiej będę z powrotem, więc oczekuję treningu na wysokich obrotach. – spojrzała w złote oczy swych pupili posyłając im spojrzenie godne respektu.

Duran wraz Freyją spojrzeli po sobie, ale nie oponowali. Jedynie Duran posłał wiązkę wyrozumiałość w stronę Natsuki. Czuł pod futrem, że jego przyjaciółka karci się za wczorajszy nieudany trening. Jakieś dziwne poczucie winy wzierało się niczym kleszcz w najdotkliwsze miejsce. Mógł jej nie wypominać błędów, to zawsze daje efekt zbyt wyolbrzymionej determinacji.

Równowagę jaką usiłowała osiągnąć Natsuki była niczym przeprawa przez Antarktydę. Na firmamencie zbierały się już szare chmury. Powietrze tężało, aż dusiło w najdotkliwszych miejscach. Szukała odpowiedzi w konarach drzew, które mierzwił bezlitośnie wiatr. Nie odezwała się do swych przyjaciół, aż do wyjścia. Tak absorbowała ją ta niewyobrażalna niepewność.

W drodze do szkoły Natsuki bacznie przypatrywała się znajomym alejkom.  Była niezmiernie ciekawa, czy aby jej intuicja nie została zmącona przez strach przed nowym. A może zwyczajnie wstała lewą nogą, bo czemu zaraz tam trzeba dopatrywać się nadnaturalnych rzeczy. Panowie w garniturach znowu stali w kolejce po kawę. Jednemu finansiście czarna kawa wylała się jak wodospad na białą nienaganna koszulę. Dostał ataku furii i klnąc głośno, szukał winowajcy dookoła. Natsuki zmarszczyła brwi. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Znowu ujrzała tą samą gromadkę dzieci, które krzyczały na cały regulator ze szczęścia. Zwróciła automatycznie uwagę na dziecko z wczoraj, które tak śmiało popędzało zmęczoną matkę. Biegło przed siebie zahaczając po drodze swym białym bucikiem o wystający kafel chodnika. Skończyło się to zdartym kolanem i brodą. Ryk obudziłby umarłego, ale Natsuki tylko zapaliła się czerwona lampka. Nie za dużo tych przypadków jak na raz? Trzeba będzie dziś uważać na siebie.

Odstawiając swój rower na stojak, spojrzała ukradkiem na patrona szkoły z czerwonej tablicy. Gdyby miała okazję spotkać go osobiście, nie zaprzyjaźniłaby się znim, na pewno. Przed wejściem gromadzili się ludzie. Na ich twarzach malowało się zniechęcenie i rezygnacja. Nikt nie pałał entuzjazmem w pierwszy dzień. Natsuki niespiesznie wchodzi do szkoły i sprawdza swój plan lekcji. Na wprost były olbrzymie schody, które kierowały na dalsze piętra. Po lewej znajdował się krótki hol, który dalej prowadził zakamarkami, aż do sklepiku, sali gimnastycznej i świetlicy. Po prawej zaś stronie rozciągał się bardzo długi hol, który mieścił już sale językowe. Wszystkie ściany były obite sosnową boazerią do połowy, by powyżej mógł się pojawić delikatny odcień zieleni. Dotknął ją ten widok do żywego, ubolewając nad wielką stratą drzew dla tego przepychu.

Kiedy jej stopy zwróciły się w kierunku sal językowych, usłyszała jak coś biegnie w jej stronę. Echo przyniosło odpowiedź jej domysłom.

- Natsuki! Naaaaatsuki!! uki uki ki ki.... – darła się dziewczyna w oddali machając w locie, jakby ktoś ją benzyną oblał i podpalił.

'O nie!' – przewróciła oczyma i popędziła na górę po schodach, by zgubić żywą pochodnię.

Może nie miała pamięci do twarzy, ale głos pozna wszędzie. Trochę to dziwne zwarzywszy na to, że dźwięk potrafi zmylić. Nie raz brano ją za jej mamę, kiedy odbierała telefon w domu, a przecież nie mają takich samych głosów.  Podświadomość wypełniła lukę danymi, podając imiona: Ola i Zuza. A kto mógłby się tak drzeć, skoro nikogo nie zna.

Gubiąc swój ogon fanek zdecydowała, że zwiedzi resztę szkolnego budynku. Zawędrowała, aż na trzecie piętro, od którego stronili uczniowie. Były tu 'nieotagowane' toalety, schowek z przedmiotami wszelkiej maści. Na pewno znalazłby się jakiś zawieruszony przedmiot po poprzednich uczniach. Kara w postaci konfiskaty najdroższego im przedmiotu jakim jest telefon i inne współczesne zabawki, które rozpraszają w nauce. Szkolne sprzątaczki prychają z pogardą na tę część przybytku kurzu i roztoczy. Mieląc swym spojrzeniem i rachując w głowie. Gdyby zapłacili więcej, może i posprzątałyby tą stertę śmieci, ale skoro pan dyrektor zakazał.

Na końcu wielkiego holu był jedyny pokój. Usytuowany dość nietypowo, bo nie dochodziło tam światło słoneczne. A wszystko przez zdolnego architekta, który dorysował na planie, dość głęboką wnękę, do niczego niepotrzebną. Całą groteskę wypełniała mosiężna tabliczka na rzeźbionych drzwiach koloru wenge. Ciekawość zaczęła nęcić w głowie Natsuki. Musiała zmierzyć się z dwumetrową ciemną strefą by przeczytać litery na tabliczce. Zza uchylonych drzwi dało się słyszeć stłumione głosy.

- Macie na razie tylko obserwować, zrozumiano? – odezwał się niski i gardłowy męski głos. Nie miał on przyjemnego tonu.

-A co z resztą? – odpowiedziała dziewczyna, której głos kojarzył się z alergią sienną.

- A reszta, to co zwykle. Za coś trzeba nosić tą koronę, prawda? – ponownie zagrzmiał złowieszczy ton.

Natsuki przysłuchiwała się temu dialogowi z zamkniętymi oczyma. Najlepszy sposób na podsłuchiwanie, to skupić się na jednym zmyśle. Stała zaraz za drzwiami. Nie chciała wystawić się na ryzyko i spojrzeć przez szparę w drzwiach. Do jej uszu dotarły dźwięk drewnianych krzeseł, a potem lekkie, aczkolwiek stanowcze kroki. Pięta, palce, pięta, palce. Odskoczyła gorączkowo od drzwi. Wiedziała, że nie ma szansy na ucieczkę. W ostatnim momencie przylgnęła całą sobą do ściany licząc na ciemność, która była jej jedynym kamuflażem. Z gabinetu wyszły dwie wysokie dziewczyny. Na ich plecach falowały numery dwadzieścia i trzynaście na tle szmaragdowej korony. Drzwi zamknęły się głuchym trzaśnięciem, echo wypełniło każde zakamarki.

'Dyrektor, Andrzej Sobczak' – Natsuki przyglądała się napisom na mosiądzu, mrugając by nabrać ostrości.

POCAŁUNEK WSCHODZĄCEGO SŁOŃCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz