1

123 29 41
                                    

Michael Clifford urodził sie 20 listopada 1998r. W swoje 20 urodziny uciekł z domu, ponieważ jego ojciec go bił, a matka zmarła 2 lata temu na białaczkę. Chlopak miał trudne życie. Miał depresję i cierpiał na bezsenność. Okaleczał się w każdy możliwy sposób, na jego szczęście nikt tego nie zauważył. Mike potrzebował pomocy, ale nikt nie chciał mu jej ofiarować. Chłopak nie miał znajomych ani nawet rodziny, do której mógłby iść. Tak więc pewnego dnia, gdy jego ojciec poszedł do pracy, chłopak spakował najpotrzebniejsze rzeczy, jakieś ubrania, jedzenie, pieniądze, schował telefon i sluchawki do kieszeni i wyszedł z domu, z myślą, że już do niego nie wróci.

*MIKE POV*
Wstałem rano, ogarnąłem się i gdy miałem pewność że moj 'ojciec' wyszedł do pracy, zacząłem się pakować. Zabrałem najbardziej potrzebne rzeczy i wyszedłem. Nie zamierzałem tu wracać już nigdy, ale nie wiedziałem na ile czasu wystarczy mi pieniędzy. Poszedłem na spacer. Doszedłem do opuszczonego budynku, jakieś 5 km od mojego 'domu' i wszedłem do niego. Nie był aż tak zniszczony, więc stwierdziłem, że sie tu zatrzymam. To był mój nowy dom. Nie było tu jakoś idealnie, ale na pewno nie było gorzej niż w poprzednim domu, do którego nigdy więcej nie wrócę. Przez kilka nocy było okej, nikt mi nie przeszkadzał, miałem jedzenie i jeszcze trochę pieniedzy. Po dwóch tygodniach zostało mi już tylko kilka złotych, wiedziałem, że to juz prawie koniec, nie miałem co ze soba zrobić ani gdzie iść. Normalne życie się  skończyło, o ile w ogóle kiedykolwiek można je było nazwac 'normalnym'. Ciągle dręczyły mnie myśli samobójcze. Nie pierwszy i nie ostatni raz. W końcu po długich przemyślaniach postanowiłem to skończyć. To już dawno nie miało sensu, więc po co to dalej ciągnąć. Wieczorem próbowałem zasnąć, ale jak zwykle bezskutecznie. Nie wiem ile czasu minęło, godzina, dwie, trzy, może cztery, ale w końcu zasnąłem. Przebudziłem się w środku nocy. Znowu śniło mi się coś strasznego, ale nie pamiętam co. Codzienność. Później znowu nie moglem zasnąć i miałem kolejny atak. To najwieksze gówno jakie istnieje. Nie wiesz kiedy, gdzie, po co ani dlaczego. Po prostu pojawia sie z nikąd i nie daje ci spokoju. W końcu zasnąłem. Następnego dnia obudziłem się, zjadłem resztki, które jeszcze mi zostały, ogarnąłem się i siedziałem dalej rozmyślając. Dzień jak codzień, ale wieczorem wszystko miało się zmienić. Niedaleko był most, znajdujący się nad torami. Postanowiłem tam iść i oficjalnie wszystko zakończyć. Miałem juz dość wszystkiego. Gdy nastawał już wieczór, zebrałem się i ruszyłem w stronę tego mostu. Stanąłem na nim i popatrzyłem w dół. Było wysoko. I jeszcze te tory niżej. Musiałem tylko wyczuć kiedy będzie jechał pociąg i zeskoczyć. Nic trudnego. Przynajmniej tak mi się na początku wydawało. Przekroczyłem barierke mostu i szykowałem się do skoku. Wszystko bylo gotowe i przemyślane. Za pierwszym razem pociąg przejechał a mi się nie udało. Bałem się. To jednak nie było takie proste jak się wydawało. Próbowałem jeszcze 3 razy i za każdym nic. W końcu po godzinie mi się udało. Odepchnąłem się od barierki i skoczyłem. Po prostu spadłem w dół, prosto pod nadjeżdżający pociąg. Nie czułem już nic. Umarłem.

---------------------------------------—---------------

Jak chcecie kolejne to wiecie co robić ahah🖤

Reinkarnacja || MUKEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz