Prolog

40 6 4
                                    

"Ten dzień chyba nie może być gorszy."

To właśnie pomyślała Kimberly Flores zamykając drzwi swojego biura. Po sprawdzeniu całego budynku i upewnieniu się, że nikogo w nim znowu nie zamknęła - biedna Amy - ruszyła na zaplecze. Firma zaczynała działać jej na nerwy. Robiła swoje nadgodziny, przejęła część obowiązków po swojej koleżance, która już 3 tydzień leżała na chorobowym. A na dodatek wymagano od niej dużo więcej gdy została menadżerem całego działu księgowości. Zupełnie jakby o to prosiła.

Kobieta zarzuciła sobie torebkę na ramię i szybkim krokiem wymaszerowała na duszne powietrze w Seattle. Nienawidziła tego miejsca, a jednocześnie zbyt mocno je kochała by się z niego wynieść. Jej matka powiadała, że jedyną negatywną cechą jaką Kimberly odziedziczyła po niej było niezdecydowanie. Gdyby się nad tym zastanowić, to praktycznie wszystko co było dla jej matki minusami, dla niej było plusami. Tak też i było w tym wypadku. Uważała bowiem swoje nierozgarnięcie za coś, co wyróżniało ją wśród tych wszystkich idealnych korporacyjnych ludzi. W skrócie - dziewczyna chciała się wyróżniać, ale nie była na tyle odważna by przemóc swoją nieśmiałość.

Klucz zachrobotał w zamku oświadczając, że pancerne drzwi na tyłach budynku zostały zatrzaśnięte. Kimberly zebrała swoje torby z zakupami, które przyniósł jej przyjaciel jak i szef Paul. "On jest dla mnie zdecydowanie zbyt dobry. Chciałabym umieć się jakoś odwzajemnić, ale ciężko coś zrobić dla człowieka, który ma wszystko." Kobieta bywała zazdrosna o jego idealną rodzinę, dom i status majątkowy - założył własną firmę w wieku 24 lat! Zaraz potem karciła się jednak w myślach. "Gdyby nie on, prawdopodobnie nie miałabym teraz gdzie pracować. Bo kto przyjmie do pracy dziewczynę bez wykształcenia i na dodatek byłą prostytutkę?"

Kimberly ruszyła w stronę domu. Na szczęście znajdował się on 5 minut drogi na pieszo od firmy. Nim się spostrzegła stała już w drzwiach swojego skromnego mieszkania w bloku przy Cherry Street. Od razu wrzuciła wszystkie zakupy do lodówki i szafek, zdjęła z siebie ubrania i przygotowała sobie kąpiel w wannie. Gdy woda była już gotowa puściła piosenkę Breezeblocks - na zapętleniu. Uwielbiała ten kawałek już od ładnych kilku miesięcy i nie potrafiła przestać go słuchać, przynajmniej raz w tygodniu.

Kim zaszła jeszcze do kuchni by nalać sobie trochę szampana. Przez "trochę" rozumiała 3/4 butelki, które postanowiła spożyć w ciągu mniej więcej 2 godzin. Zawsze w piątki urządzała sobie relaks po całym tygodniu stresów.

Kobieta wpełzła do wanny i zanurzyła się w ciepłej pianie. Przy akompaniamencie muzyki i popijając szampana powoli masowała swoje ciało gąbką do mycia, następnie umyła włosy.

-Mój mały motylku, gdzie jesteś?!

Krzyk tak ją przeraził że strąciła butelkę, która stała na brzegu wanny. Tylko jedna osoba zwracała się do niej w ten sposób. Głośno przeklinając na przyjaciela wytarła się szybko i założyła szlafrok starając się przy tym nie stanąć ani na rozlanego szampana, ani na kawałki szkła. Otworzyła z furią drzwi, żałując, że dorobiła mu klucz do swojego mieszkania.

-Po cholerę żeś tu przylazł o tej porze?! I jeszcze się drzesz jak pojebany... - Kimberly skierowała swoje kroki w stronę wejścia.

Gdy skręciła i spojrzała na korytarz prowadzący do drzwi wejściowych cały świat zawalił jej się na głowę. Upadła na kolana, gdyż jej nogi nie były w stanie funkcjonować w takiej sytuacji.

Na białym dywanie bardzo wyraźnie widać było wielką szkarłatną plamę krwi, która wypływała powoli z poderżniętego gardła Paula.

Na twarzy mężczyzna miał przyczepioną kartkę. "Możesz uciekać przed przeszłością, ale ona zawsze cie dopadnie."

A myślała, że ten dzień nie może stać się gorszy.

Krwawe powiązaniaWhere stories live. Discover now