bellyache

814 37 1
                                    


Poznaliśmy się przez moją dobrą przyjaciółkę. Gdy myślę o tym dłużej, dochodzę do wniosku iż i tak bylibyśmy zmuszeni do zbliżenia. Do zbudowania swego rodzaju dziwnej, powierzchownej relacji. Czasem gdy popijam poranną kawę, a do ust przysuwam papierosa, wydaje mi się iż od samego początku byliśmy sobie przeznaczeni. Ale to tylko moja własna teoria. Spodziewałem się porzucenia, spodziewałem się bólu utraty kochanka. Miałem rację, i tak zostałem sam. 

Poznaliśmy się w 82, wszyscy mieli wtedy fazę na Pink Floyd, a ja słuchałem The Clash. Każdy się  ze mnie śmiał. Część klasy o profilu humanistycznym ( w której z resztą byłem) twierdziła, że nie rozumiem ich ekstrawaganckich tekstów i być może kiedyś się nawrócę. Kiedy czasem zagłębiam się w lata liceum, uważam, że faktycznie obrałem złą drogę, a wszystko wyszło zupełnie inaczej niż zakładałem.

Osobą która była tak samo pokręcona muzycznie jak ja, była Delia. Pochodziła z Anglii i miała uroczy akcent, paliła tyle zielska, że w zasadzie częściej była zjarana niżeli normalna. Zdarzało się, że piła więcej wódki niż potrafiła w stanie znieść, jej aparycja była dość smutna i osobliwa. Pamiętam gdy kiedyś przyszedłem do niej po szkole. Zdołałem wypić jedno piwo i zapalić kilka papierosów, moja towarzyszka kończyła wtedy połowę butelki. Cóż, chyba nigdy nie przepadałem za alkoholem.

 Poznaliśmy się wietrznego dnia. Było pochmurno, a pogoda jakaś taka nijaka. Niebo miało odcień burej brei, wiał chłodny wiatr a ja opatuliłem się golfem i swetrem. Siedziałem z Delią na torach, a ona przeczesywała moje różowe włosy. Bolał mnie brzuch. Odmroziłem prawie palce, kiedy próbowałem podpalić papierosa. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że była piękna. I gdyby faktycznie interesowały mnie dziewczyny, na pewno starałbym się o jej względy.  Często nosiła flanelowe koszule i glany, jej ciemne brązowe włosy powiewały na wietrze, a niebieskie oczy rozświetlały mój ponury nastrój. Rozmawialiśmy wtedy o egzaminach, które swoją drogą nie poszły mi najlepiej. Zazdrościłem jej ścisłego umysł. Tego, że z łatwością rozwiązywała zadania matematyczne. Naszą wymianę zdań przerwał podjeżdżający samochód. Zmarszczyłem brwi i wlepiłem swoje oczy w daleką przestrzeń. Zdziwiłem się bowiem szatynka entuzjastycznie podskoczyła, niemal upadając i szeroko się uśmiechnęła. Nastała krępująca cisza a ja nie byłem pewien co robić, szyba niebezpiecznie się uchyliła. Za niej wyjrzał młody chłopak, trochę starszy ode mnie. Na sam jego widok zaparło mi dech w piersi, a na policzkach umiejscowiły się delikatne rumieńce. Jego ciemne źrenice lustrowały moją twarz schowaną w dłoniach, nie odezwał się słowem dopóki dziewczyna mnie nie zawołała. W tamtym czasie nie umiałem ubrać uczuć w treść. Te wszystkie emocje niemal się wylewały tworząc obrazy w kałużach, jego piękno niemal przytłaczało. Byłem po prostu naiwny i bezradny. Teraz powiedziałbym, że zauroczony, doświadczając nagłego olśnienia, widząc przed sobą anioła zesłanego z niebios. Sam jego uśmiech oczarował mnie do tego stopnia, iż wyrazy nie chciały opuszczać moich ust.

Nieśmiało podszedłem, chowając się za nieco wyższą, chudą koleżanką. Pachniała lekami na uspokojenie i różanym kremem do rąk. Złapała moją rękę i uśmiechnęła się szeroko, kiwając do nieznanego mi wtenczas chłopaka. Przedstawiliśmy się sobie, a ja poznałem imię mojego zgubienia. Nie miałem pojęcia iż zwiastuje ono cierpienie, chaos i prawdziwą miłość. Poznałem za to  archanioła zesłanego po to by oglądał moją porażkę.


a/n 

potem będzie fajniej i promise, czy to mój comeback?

ღ Wish that you were here  ღ | p.jm x j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz