Nasze kolejne spotkanie odbyło się pod koniec osiemdziesiątego drugiego, jakoś na jesieni. Pamiętam, że wiał wtedy mocny wiatr a liście wplątywały się w turkusowe włosy Delii. Zmieniała kolory częściej niż ja, podobnie działo się z naszymi nastrojami. Dopełnialiśmy się nawzajem, ale tamten wieczór mocno zaszył się na końcach mojej podświadomości. Lubiłem gdy o nim opowiadała. Chociaż wyrządziło mi to niemałą krzywdę, byłem w stanie przeżyć zawód. W moim sercu bowiem wykreował się zupełnie inny twór, zupełnie inna osoba.
Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy ja i Delia wparowaliśmy na zamkniętą domówkę. Zmusiła mnie, ponieważ nie miałem wcale ochoty by siedzieć pośród tej grupy, smutnych szesnastoletnich alkoholików. Zebrało się wtedy całkiem niezłe grono osób z humana, którzy przeszywali źrenicami każdy mój najmniejszy ruch niczym panie ze sklepu osiedlowego. Zwłaszcza kiedy podszedłem nalać wina dla mnie i mojej towarzyszki. Usiedliśmy na kanapie z dala od huku rozmów, po prostu głaskaliśmy się po głowach okazując sobie małe czułości.
Byłem wstawiony, ale Pink Floyd głośno obiło mi się o uszy. O dziwo nie narzekałem. Jakoś tak pasowało mi do owych aparycji i jesiennej pogody. Do tej pory nie umiem sobie przypomnieć czy był to październik czy listopad. W każdym razie deszcz lał z cebra a nasze upite głowy koił zapach waniliowych fajek. Delia złożyła lekki pocałunek na moich ustach i ułożyła swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi, nie znaczyło to dla mnie absolutnie nic.
Nagle zza roku niczym przepiękny diabeł wyłonił się brunet. Otworzyłem usta ale nie pozwoliłem by słowa je opuściły. Spuściłem głowę niemrawo zerkając na podeszwy swoich butów. Lekko uspokoiłem bicie szalejącego z ekscytacji serca, nie zdążyłem do końca. Poczułem jak czyjaś dłoń przeczesuje kosmyki moich różowych, lekko spranych włosów. Trwałem w tej samej pozycji od kilku minut, aż poczułem promieniujący ból kręgosłupa. Długie palce nie przestawały gładzenia, do momentu aż przestałem głośno oddychać. Uspokoiłem się.
Ułożyłem głowę Delii na poduszce, powoli wstałem. Piwo które trzymałem w trzęsącej się dłoni, niebezpiecznie się kiwało. Unormowałem mętlik w głowie i spojrzałem prosto w czerń oczu, mojego zauroczenia. Wykrzywił swoje usta w zagubiony uśmiech, który odwzajemniłem z nutą tajemnicy. Chciałem się wycofać i zaszyć w łazience, moje stopy nie potrafiły odnaleźć odpowiedniego rytmu, więc stanąłem w miejscu. Kontakt wzrokowy nie został przerwany, dopóki nie poczułem tych szorstkich ust na swoich. Nasz pocałunek był dziwny. Osobliwy, inny, krótki chociaż dla mnie trwał wieczność. Omal nie poczułem rdzy płuc i smaku krwi, gdy wtargnął prosto do mojej psychiki i zrujnował budowaną przeze mnie ochronę. Rzuciłem się w jego ramiona. Nie byłem pewien czy przez szok pierwszego pocałunku, czy przez dziwną melancholijną aurę. Pamiętam tylko tyle, że czułem się bezpiecznie. Oplotłem go niczym kolczasty drut, jak róże. Nie chciałem by mnie puszczał. Po prostu uniósł mnie w górę i pozwolił zasnąć obok siebie. W sypialni Taeyeon. Wtulony w jego klatkę piersiową. Przyciskałem usta do jego szyi, pachniał zieloną herbatą i cynamonem. Miałem ochotę płakać, chciałbym zostać tak całą wieczność. Zasnąłem, a wszystkie uczucia zlały się w inną rzeczywistość, w inną ciemność. W śmierć.
CZYTASZ
ღ Wish that you were here ღ | p.jm x j.jk
ФанфикJimin bardzo kocha Jungkooka, a Jungkook... angst ღ