- Jak chodzisz, grubasie?
To jedno zdanie niemal zniszczyło Stilesa. W jednym momencie poczuł łzy cisnące mu się do oczy oraz delikatne drżenie rąk. Szczerze, to nawet ból głowy, który zaatakował go niedługo po ćwiczeniach z Theo, nie równał się z tym, co poczuł w środku. Jakby potrącony przez niego chłopak włączył przycisk, który sprawił, że Stilinski rozpadł się na kawałki.
Szatyn siedział na stołówce razem z Isaakiem, Jacksonem, Lydią, Kirą oraz Allison. Wszyscy śmiali się i rozmawiali o jakimś nowym filmie, na którym każdy oprócz niego był. Scott został wezwany do gabinetu Finstocka, by porozmawiać na temat kondycji całej drużyny oraz by uzgodnić prawdopodobny skład na przyszłe zawody. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Stiles odkąd usiadł z kawałkiem jabłka przy stole, wpatrywał się odrobinę załamany w swoje dłonie. Jedynie Jackson, który siedział obok niego, po kilku zreknięciach na przyjaciela, w końcu się odezwał.
- Wszystko dobrze? - zapytał cicho z delikatnym uśmiechem. Stiles podniósł wzrok znad swoich dłoni i spojrzał na blondyna.
- Jasne - odpowiedział, również się uśmiechając. To było trudne, jednak nie chciał za bardzo pokazywać, iż tak naprawdę czuł się fatalnie. Możliwe, że serce go zdradziło, ale nie dbał zbytnio o to. - Dlaczego miałoby nie być?
- Wiesz... - zaczął, po czym odłożył widelec, chcąc poświęcić mu całą swoją uwagę. - Jesteś trochę blady. Ręce ci drżą. Jesteś pewien, że wszystko okej?
Stiles kiwnął głową.
- Trochę boli mnie głowa.
Po części to była prawda. Ból głowy zaatakował go już na pierwszej lekcji i mimo iż trochę przeminął, to nadal czuł się kiepsko.
Jeśli nie masz na co zwalić, zwal na ból fizyczny, pomyślał szatyn.
Jackson rozejrzał się dookoła i kiedy upewnił się, że nikt na nich nie patrzył, położył swoją dłoń na dłoni Stilesa, zabierając mu ból.
Stilinski odetchnął cicho, czując ogromną ulgę. Doskonale wiedział, że mógł już dawno kogoś poprosić, jednak nigdy nie chciał być nachalny. To nie było w jego stylu.
- Dziękuję - mruknął, a następnie prawdziwie się do niego uśmiechnął. Jackson od dłuższej chwili posyłał mu promienny uśmiech, sprawiając, iż Stilesowi miękło serce. Dołeczki Whittemore'a zawsze robiły na nim wrażenie. Nie miał co przeczyć, że blondyn mu się odrobinę podobał. Odkąd stał się wilkołakiem, był naprawdę dobry. Jak tylko mógł to pomagał, wysłuchiwał cudzych problemów i naprawdę to nie był ten sam facet, co wcześniej. Stiles jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był jeszcze na nikogo gotowy. A tak poza tym nie miał szans u niego, gdyż teraz prawie każda dziewczyna do niego lgnęła, więc miał dużo większy i lepszy wybór.
- Nie ma za co - odparł. - Jak następnym razem coś cię będzie bolało, to po prostu powiedz.
Szatyn kiwnął głową, a następnie ponownie odwrócił wzrok. Tym razem jednak starał się za bardzo nie pokazywać, że dalej coś było nie tak. Żałował, że wikołaki nie mogły odbierać również bólu psychicznego.
- Wiesz.... - Jackson odezwał się ponownie, chcąc jeszcze porozmawiać z chłopakiem. - W przyszłym tygodniu robię imprezę urodzinową. Mam nadzieję, że tym razem wpadniesz.
- Oczywiście, że wpadnę - obiecał. Dookoła nadal trwała dyskusja na temat filmu i do tej pory nikt z ich przyjaciół nie zwrócił na nich uwagi.
- To świetnie. Ostatnio mało spędzasz z nami czasu.
- Wiem, postaram się to zmienić. Wiesz, zacząłem dietę i różne ćwiczenia. Odrobinę męczy mnie wysiłek fizyczny, więc czasami już nie mam na nic ochoty.
Jackson spojrzał na niego uważnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/153914872-288-k599155.jpg)