~ II ~

21 0 0
                                    

Sobota, 31.10.1981 r.

Chelsea, King's Road

Na Spinner's End nie zmieniło się wiele od mojej ostatniej wizyty. Zaniedbane, niskie domki szeregowe, brudne ulice i odór zgnilizny unoszący się z pobliskiej rzeczki pozostały takie same.

- Niby taki świetny nauczyciel, wielki mistrz eliksirów, a nadal go nie stać na przeprowadzenie się do lepszej dzielnicy? – James przy każdej okazji pokpiwał z Severusa. Swoją drogą, co go tu trzymało? Nie sądzę, że dom rodzinny. W końcu nie zaznał w nim szczęśliwego dzieciństwa. W takim razie, co takiego?

Spojrzałam na niewielką uliczkę, gdzie u jej końca majaczyły się domki jednorodzinne ze schludnymi ogródkami. To właśnie za nimi rosło rozłożyste drzewo, pod którym po raz pierwszy spotkałam Severusa. Później było ono miejscem naszych spotkań. Naszą wspólną ucieczką od pozbawionego magii świata Mugoli, gdzie byliśmy traktowani, jako dziwadła. Westchnęłam cicho. Widok mojego domu rodzinnego przywołał wspomnienie zaskoczonych rodziców, gdy wykrzyczałam pod ołtarzem Jamesowi prawdę. Pewnie teraz z moimi niedoszłymi teściami roztrząsają, gdzie się podziewam.

- Nie, Lily. Weź się w garść! Pora zmierzyć się z przeznaczeniem – mamroczę do siebie i zakrywając włosy kapturem, ruszam w stronę pobliskiego domu. Gdy zapukałam usłyszałam za drzwiami brzdęk rozbitej butelki, stłumione przekleństwo, a potem ciche kroki. Drzwi otworzyły się gwałtownie i w moją twarz uderzył zapach Ognistej Whisky.

- Czego?! – Warknięcie z ust mężczyzny mojego życia nie jest zachęcającym zaproszeniem.

- Witaj Sev – odrzucam kaptur peleryny, aby mógł zobaczyć moją twarz. Na mój widok otworzył szeroko oczy.

- Lily? – W jego głosie brzmi niedowierzenie.

- Tak, to ja. Mogę wejść? – Przez chwilę patrzył się, jakby ujrzał ducha, potem zaś otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka.

- Widzę, że dobrze się bawisz? – Mówię na widok rozbitej butelki alkoholu. Bursztynowe krople powoli ściekają na stary dywan. Błądząc wzrokiem po pokoju, ujrzałam otwartą kopertę i fragment zaproszenia: Lily Evans i James Potter wraz z rodzinami mają zaszczyt zaprosić Pana Severusa Snape'a .... Sev widząc, na co patrzę pośpiesznie zgniótł kartkę papieru i wrzucił ją do płonącego kominka. Zdążył się już otrząsnąć i przybrał kamienny wyraz twarzy.

- Nie narzekam. Już po weselu? – Pyta uprzejmie.

- Nie było żadnego wesela. Ani ślubu.

- Słucham?

- Nie przyszedłeś, chociaż Cię zaprosiłam. Sowa dostarczyła Ci list – wskazuję oskarżycielsko na kominek, gdzie dogasały już zwęglone na popiół szczątki mojego zaproszenia.

- I dlatego odwołałaś ceremonię? – Zakpił mi prosto w oczy.

- Jesteś kiepskim żartownisiem, wiesz? – usiadłam wygodnie w głębokim fotelu.

- James z pewnością jest lepszy. – Fakt to jedna dobra cecha, którą w nim ceniłam. Chociaż jego niewinne żarty bardzo szybko potrafiły się przerodzić w okrutne znęcanie.

- James to skończona historia. Powinnam zerwać z nim już dawno. Ale ... wiesz, jaki on jest. Zawsze coś znajdował, odkładał w nieskończoność. Nie chciałam, żeby tak wyszło. – Rozpięłam pelerynę.

- Zaraz ... Czy dobrze rozumiem? Uciekłaś z sprzed ołtarza?! – Wykrzyknął na widok mojej sukni ślubnej. Skinęłam głową.

- On Ci tego nie daruje, Lily ...

Ubi tu, Caius, ibi ego, CaiaWhere stories live. Discover now