Sobota, 31.10.1981 r.
Chelsea, King's Road
Apetyczny zapach pieczonych jabłek i cynamonu wypełnił dom niepowtarzalnym aromatem. Uwielbiana przez Severusa szarlotka już od pół godziny stygła na stole, wzbudzając zainteresowanie małego Harry'ego. Pośpiesznie biorę synka na ręce, zanim jego małe zwinne rączki zdążą ściągnąć ze stołu ciasto. Z wiercącym się i marudzącym dzieckiem podchodzę do okna. Dzieci sąsiadów zdążyły się już przebrać w wymyślne stroje wampirów, czarownic i zombie.
- Dziś jest Halloween – zwróciłam się do synka. Harry z szeroko otwartymi oczami przypatruje się przebierańcom. Westchnęłam cicho. Może i my kiedyś będziemy uczestniczyć w tej zabawie. Może za rok, dwa, kiedy wszystko się uspokoi.
- No i gdzie jest tatuś? – Niespokojnie spoglądałam na zegarek. Było już grubo po osiemnastej. Severus nigdy się nie spóźniał. Co go w takim razie zatrzymało? Zasunęłam szczelnie zasłony w oknach i podeszłam z synkiem do głębokiego fotela. Sadzając sobie Harry'ego na kolanach, przypomniałam sobie 31 lipca – dzień jego narodzin. Najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dorównać mu mógł tylko dzień, w którym poślubiłam Severusa. Choć ślub był skromny i zjawiła się na nim jedynie garstka znajomych, nie mogłam wyobrazić sobie piękniejszej ceremonii. Widok Severusa rozmawiającego przyjaźnie z teściami napawał mnie radością. Moi rodzice zawsze mnie wspierali, ale teraz przeszli samych siebie. Po mini szoku, jaki im zafundowałam, okazali się wspaniałomyślni i zaakceptowali mój wybór oraz mojego męża. A kiedy urodziłam Harry'ego, bezinteresownie pomagali mi przy dziecku. Dlatego, nie mogłam nazwać synka inaczej, niż imieniem mojego ukochanego taty. Przyjście na świat nowego członka rodziny, to niezwykły i magiczny czas, sprawiający, że nic nie jest już takie same. Podczas gdy ja pokochałam tę małą istotkę całym sercem, to Severus oszalał na jej punkcie. Tak, jak się spodziewałam, jest troskliwym ojcem. Każdą wolną chwilę spędza z Harry'm. Mógłby bez końca nosić synka na rękach i opowiadać mu o Hogwarcie. Ostatnio tych beztroskich chwil było coraz mniej. Severus po spotkaniach z Voldemortem wracał do domu chmurny i niespokojny. Przed oczami stanęła mi jedna z naszych rozmów:
- Ktoś zdradził Czarnemu Panu przepowiednię Sybylli Trelawney. – Ból i rozpacz w oczach Severusa, są tak wielkie, że zaczynam odczuwać niepokój.
- Przecież wiedzieliśmy o niej tylko my i Dumbledore – szepczę i spoglądam na bawiącego się klockami Harry'ego.
- On już wie. I myśli, że to Harry! Próbowałem Mu to wyperswadować. Przecież pod koniec lipca urodził się też ten chłopak Longbottomów, ale On się uparł. Twierdzi, że właśnie Harry, jest tym, który Go pokona.
- Ale to przecież jeszcze dziecko! – Wykrzykuję roztrzęsiona. – Sev, nawet, gdy Harry dorośnie nie będzie dość silny, żeby zniszczyć Sam – Wiesz – Kogo. Czy On myśli, że nasz syn będzie drugim Grindelwaldem?!
- Tak mi przykro Lily. To moja wina. Wiedziałem, że tak będzie ...
- Dosyć! – Ucięłam ostro użalania Severusa. – Porozmawiaj z profesorem Dumbledore'm – spojrzał na mnie zaskoczony – i poproś go o pomoc. On jest bardziej potężny od Czarnego Pana, na pewno coś wymyśli. – Severus milczał przez dłuższą chwilę.
- Również o tym myślałem, Lily, ale ... Dumbledore nie zrobi tego za darmo, będzie chciał coś w zamian. Nawet wiem, co. Znowu poprosi mnie, żebym dla niego pracował i szpiegował Czarnego Pana.
- Może, więc nadszedł czas, w którym trzeba podjąć ostateczną decyzję – spojrzałam twardo na Severusa.– Dla nas i dla naszego syna.
YOU ARE READING
Ubi tu, Caius, ibi ego, Caia
FanfictionLily Evans stojąc przed ołtarzem, za kilka sekund ma być złączona z Jamesem Potterem przysięgą małżeńską. Patrząc na przyszłego męża, przeżywa rozterkę, gdyż wciąż ma w pamięci swoją dawną miłość, za którą ogromnie tęskni. Czy Lily posłucha głosu se...