Rozdział IV

19 1 1
                                    

16 marca 2016 r.
- Przepraszam. Czy mogłaby mi pani pomóc znaleźć mój rozmiar obuwia? Nie ma go na regałach. - zaczepił mnie pewien jegomość. Najwyraźniej facet pomylił mnie z personelem, ale co się dziwić. Jestem bardzo podobnie ubrana do tych pracownic. Biała koszulka, czarne rurki i tego samego koloru cienka kurtka robią swoje.
- Bardzo przepraszam, ale ja tutaj nie pracuję. - odpowiedziałam grzecznie mimo mojego zdenerwowania. Już drugi raz dzisiaj, ktoś myli mnie z pracownikiem sklepu.
- Przepraszam za kłopot. Nie chciałem pani pomylić, ale tak niestety wyszło.
- Nie szkodzi. To już drugi raz, kiedy ktoś myli mnie z obsługą. Idzie się z czasem przyzwyczaić. - uśmiechnęłam się życzliwie to pana.
Ten jeszcze raz przeprosił i odszedł zapewne w poszukiwaniu pomocy.
A z kim rozmawiałam? Z Romanem Bürki. Dobrze jest umieć zachować stoicki spokój. Dotrze to do mnie zapewne dopiero wieczorem. Ale będę się śmiać.
Wróciłam do przeszukiwania regałów w celu znalezienia odpowiedniego obuwia na imprezę urodzinową mojej koleżanki z pracy i jak na złość nie mogłam nic znaleźć. Spędziłam w tym sklepie już ponad godzinę. Pora zmienić wreszcie miejsce poszukiwań.
Spacerowałam po galerii jeszcze jakiś czas, aż nie znalazłam idealnych butów. Szkoda tylko, że cena była z kosmosu. Nie zapłacę 350€ za jakieś buty. Czasami chciałabym mieć choć w połowie tyle pieniędzy, co ci wszyscy piłkarze. Życie byłoby o wiele łatwiejsze.
- Ładne są, prawda? - usłyszałam znany mi już głos za plecami. Gość mnie chyba śledzi.
- Bardzo. Szkoda tylko, że cena nie dorównuje urodą tym butom. - nie patrzyłam na niego. Bez sensu. I tak znałam jego minę. Odbijał się w szkle.
- Chodź do tego sklepu. Przymierzysz je. - złapał mnie niespodziewanie za rękę i zaciągnął do środka.
Wzięłam te buty, zmierzyłam i muszę przyznać, że na prawdę były idealne.
- Pasują? - stał nade mną z rękoma założonymi na piersi
- Idealnie, ale zapomnij, że je kupisz. - spojrzałam na niego.
- Skąd wiesz, że chce je kupić tobie. Może to dla mojej narzeczonej?
- Tak się składa, że w tym mieście zna cię o wiele więcej ludzi, niż ci się wydaje. - wstałam z pufy, na której mierzyłam buty i wyciągnęłam w stronę Romana swoją dłoń. - Z resztą, nie tylko tutaj. Eliza jestem.
- Roman. Ale jak to ujęłaś, "w tym mieście zna mnie o wiele więcej ludzi, niż mi się wydaje", więc chyba bez sensu się przedstawiać.- uśmiechnęliśmy się do siebie.

24 grudnia 2017 r.
- I tak się poznaliście? W sklepie obuwniczym? - dopytywała siostra - Kręcisz.
- Nie. Oczywiście, że nie. - zapewniałam ją szczerze. - Słuchaj, co było dalej.

16 marca 2016 r.
- Tak więc, Lisa. - zaczął Roman.
- Eliza. Mam na imię Eliza.
- Twoje imię po niemiecku brzmi Lisa. Pozwól, że będę tak na ciebie mówił, dobrze? - kiedy powiedział to zdanie, weszliśmy do kawiarni, która znajdowała się w galerii.
- Na początek, powiedz mi, co zamawiasz. - zapytał, kiedy usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików.
- To co zawsze. Kawa karmelowa i sernik na zimno. Tylko nie płać znowu za mnie, co? Dziwnie się z tym czuję, że wydałeś na mnie tyle kasy pomimo, że się nie znamy. - ukryłam twarz w dłoniach z zażenowania.
- A tam, przestań. To w ramach rekompensaty. - machnął ręką bramkarz.
- Rekompensaty?
- No tak. Za to, że cię pomyliłem z babkami ze sklepu. Trochę mi głupio, więc...
- Rozumiem. Mi głupio będzie, jak wydasz na mnie kolejne pieniądze. I tak wydałeś o wiele za dużo.
- Dobrze. Niech ci będzie. Nie zapłacę za to.
Zamówiliśmy więc mój sernik i dwie kawy. W międzyczasie poznawaliśmy się i muszę przyznać, że Roman nie wydaje się taką typową gwiazdeczką. Nie jest zadufany w sobie, tylko wyluzowany. Jest taki jak każdy inny człowiek.
Dowiedziałam się, gdzie mieszka, opisał mi członków rodziny i "zapoznał" mnie ze swoimi znajomymi z klubu. Ja natomiast opowiadałam mu o swojej rodzinie, Polsce i o tym, co robię w Dortmundzie. Powoli zaczynało się robić późno, więc zbierałam niespiesznie swoje rzeczy.
- Chcesz już iść? - zapytał mnie Roman.
- Jest po osiemnastej. Wypadałoby pójść do domu. - odpowiedziałam mu ubierając kurtkę.
- Mogę cię podwieźć. - zerwał się z miejsca zgarniając klucze ze stolika. - Co ty na to?
- No dobrze. Niech ci będzie.
Podałam Romanowi adres, pod którym mieszkam i zaczęliśmy zmierzać w stronę parkingu, na którym miał samochód.
Około godziny 19 byłam już pod domem. Podziękowałam mojemu kierowcy i ruszyłam do domu.
- Lisa! - krzyknął do mnie Roman. Odwróciłam się więc.
- Słucham?
- Kiedy się widzimy?
- A chcesz? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- A dlaczego nie? Miło było.
- To zależy od tego, kiedy masz wolne. - wróciłam na chodnik, przy którym stał samochód bramkarza i oparłam się o ramę okna. - Nie będę cię wyciągać na jakiś spacer po treningu.
- W sobotę po meczu lub w niedzielę. A właśnie. Chciałabyś przyjść na mecz?
- Bardzo. Chętnie popatrzę, jak mój ulubiony bramkarz dzielnie broni swojej bramki. - uśmiechnęłam się do niego, a on na moje słowa troszkę się zarumienił. Albo wydawało mi się. Sama nie wiem.
- To świetnie. Mogę jutro zajechać i dać ci bilet?
- Oczywiście. Od razu możesz wpaść na kawę albo herbatę.
- Jak będę miał czas to wpadnę.- puścił mi oczko chłopak.
- To super. Ja będę lecieć, bo muszę się wcześniej położyć. Do zobaczenia Roman. - uśmiechnęłam się delikatnie do piłkarza i na tyle, ile pozwalał mi samochód, przytuliłam go. Weszłam do mieszkania, z którego miałam widok na ulicę, na której niedawno rozmawiałam z Romanem. Wyjrzałam za okno mając nadzieję, że jeszcze nie odjechał i będę mogła spokojnie odprowadzić jego samochód wzrokiem. Nie myliłam się. Chwilę po tym, jak pojawiłam się w oknie, Roman odjechał spod mojego bloku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 24, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Once Upon A Time || Roman BürkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz