Anka wbiła we mnie niebotycznie zdumione spojrzenie:
- To znaczy, że dziadek do lat pięćdziesiątych przechowywał w piwnicy Żydów i czesał z nich kasę, wmawiając, że nadal trwa wojna? - wypaliła.
Żachnęłam się:
- Co ty opowiadasz? Kto nagadał ci takich bzdur?
- Blondynka w pogoni za rozumem - skomentował Tomek protekcjonalnie. - Jak miał czesać z nich kasę? Wydaje ci się, że w tamtych czasach można było robić co miesiąc przelewy przez internet?
- Pewnie zapłacili mu z góry – wtrącił Tosiek rzeczowo. - Oddali wszystko, co mieli, a on ich ostatecznie - wykonał wymowny gest przejeżdżając palcem po szyi.
- Nie chcę tego słuchać! - wstałam z impetem. - Dziadek nikogo nie... - urwałam, dławiąc się tym słowem.
Trzy pary podobnych do siebie oczu wbiły się we mnie wyczekujące spojrzenia.
- No, to jak było, mamo? - podjęła Anka.
- Dziadek był wtedy niewiele starszy od ciebie – zwróciłam się do córki. - Żydowską rodzinę w piwnicy ukrywali pradziadkowie. To było małżeństwo z dwiema córkami. Pani Estera... jest córką starszej z tych dziewcząt. Jedynej, która przeżyła wojnę.
Cała trójka nadal na mnie patrzyła. Nikt się nie odzywał. Nikt niczego nie komentował i nie zadawał pytań.
- Wszystko wskazuje na to, że pani Estera jest córką waszego dziadka i moją przyrodnią siostrą – dodałam łamiącym się głosem.
A potem, nie czekając na ich reakcję, odwróciłam się i wyszłam do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się czołem o chłodną ścianę i z trudem stłumiłam szloch.
Trzy miesiące wcześniej:
Umówiłam się z Danielem „w połowie drogi", jak zwykliśmy robić to już w czasach studenckich – czyli gdzieś pomiędzy jego kancelarią, a moim biurem. Tym razem padło na Noworola, którego przeładowane, secesyjne wnętrze zawsze działało na mnie przygnębiająco. Miałam nadzieję, że znajdziemy miejsce na zewnątrz, co dawało większą swobodę rozmowy i poufność, z dala od wścibskich uszu kelnerek. Koperta, którą niosłam w kieszeni trencza, wydawała się parzyć mnie w udo.
Daniel czekał na mnie przed wejściem do kawiarni, siedząc na czarnej, skórzanej sofie a'la Ludwik XVI, obok dużej, szklanej, gazowej lampy, przywodzącej na myśl skrzyżowanie doryckiej kolumny z blaszanym koszem na śmieci. Marmurowe stoliki rozlokowane przed kawiarnią, na płycie Rynku, miały za swoich towarzyszy całkiem współczesne, rattanowe fotele ogrodowe. Na fotelach znajdowały się poduszki, a na marmurowych blatach serwetki – w intensywnie amarantowym kolorze.
Byłam z wykształcenia architektem wnętrz i choć nie pracowałam w zawodzie od wielu lat, taka kakofonia form, stylów i barw, w zestawieniu z renesansową bryła Sukiennic, po prostu kłuła mnie w oczy.
Daniel wstał i w tym momencie zapomniałam o otaczającym nas nieudolnym eklektyzmie. Wyglądał świetnie – przystojny, wypielęgnowany, w nienagannie skrojonym garniturze. Na tyle świetnie, że nie po raz pierwszy poczułam ukłucie zazdrości, że nie może być „mój".
- Z każdym naszym spotkaniem wyglądasz coraz piękniej i młodziej – wypalił z ujmującym uśmiechem, całując mnie w policzek.
Banalny komplement, biorąc pod uwagę, że widywaliśmy się regularnie, co kilka tygodni, a jednak sprawił mi przyjemność.
YOU ARE READING
Więzi
General FictionMarlena jest wciąż atrakcyjną pięćdziesięciolatką, matką trojga dorosłych dzieci. Jej życie to pasmo zawodowych sukcesów. Życie prywatne to udręka beznadziejnego uczucia do mężczyzny, który przed laty zdradził ją i porzucił. Niespodziewany list, a p...