Rozdział 3

47 9 8
                                    


Spotkanie z ojcem podkopało moją pewność siebie definitywnie. Jego dramatyczna reakcja, niemal zapaść mogła świadczyć wyłącznie o jednym – znał dziewczynę z fotografii i nie kryła się za tym przyjemna historia.

Czułam się bezradna i przytłoczona tymi rewelacjami. Chciałam zadzwonić do Daniela, ale kiedy uświadomiłam sobie, że dochodzi wpół do drugiej w nocy – odpuściłam.

Noc spędziłam bezsennie, surfując po internecie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Goldbergach i Esther Baumann. Ludzi noszących te nazwiska było mrowie i oddzielenie ziarna od plew graniczyło z cudem. Potem zaczęłam czytać o tym sprawach związanych z fałszerstwami aktów własności, o których wspominał Daniel. Zasnęłam nad ranem, z poczuciem, że moja głowa przypomina balon napompowany informacjami do granic wytrzymałości. Obudził mnie poranny ruch w domu – była sobota i żadne z moich latorośli nigdzie się nie śpieszyło. Jedli śniadanie, w doskonałej komitywie, przegadując się i żartując.

Mnie nikt nie budził – odkąd moje dzieci osiągnęły pewną samodzielność, mój poranny sen w weekendy był świętością.

Zanim weszłam do kuchni, usłyszałam słowo „ojciec" więc zatrzymałam się i wytężyłam słuch.

Rewelacje, które tym razem serwowali moi synowie, zwaliłyby z nóg niejedną osobę o mniej skołatanych nerwach niż ja.

- A wiesz, co o nim opowiadają dziewczyny w sekretariacie sądowym? - podjął Tomek. - Podobno żadnej stażystce nie odpuści. Nazywają go „ogier Głowacki".

- O, żesz w mordę – odezwała się Anka. - Podkuć, osiodłać i wysłać na Wielką Pardubicką. Ciekawe, ile hajsu by zarobił...

Rechot trójki moich dzieci zabrzmiał w moich uszach wzgardą i zjadliwością, na którą Daniel z całą pewnością nie zasługiwał. Pomimo, iż powinnam okazać oburzenie i definitywnie przerwać te urągania, ukryta za uchylonymi drzwiami, słuchałam dalej.

- Dla mnie to żadna nowość – mruknął Tosiek. - Nawet Jowita się skarżyła.

- Jaja sobie robisz? - podjęła Anka. - Twoja Jowita?!

- No, już nie taka moja, ale tak właśnie było, ojciec się do niej ordynarnie dostawiał.

Tosiek nigdy mi o tym nie wspominał. Zaczęłam się zastanawiam, czy przypadkiem nie zmyśla, żeby popisać się przed rodzeństwem.

- Może żartował? - podsunęła Anka.

- Ojciec? On jest całkowicie wyprany z poczucia humoru i autoironii, każdy element rzeczywistości przyjmuje ze śmiertelną powagą i błyskotliwością karetki na sygnale. Próby żartów z nim są jak orka na ugorze. Zwykle unikam takich ludzi jak ognia, ale niestety zdarza mi się ich spotykać na uczelni czy w innych okolicznościach przyrody – skwitował Tomek.

Niewątpliwie mój najstarszy syn był błyskotliwy, choć nabierałam pewnych wątpliwości czy wykorzystuje tę cechę zgodnie z przeznaczeniem.

- Tacy faceci są aseksualni, nawet jeśli fizycznie, na pierwszy rzut oka nic im nie dolega – dodała Anka.

- To się nazywa seksoholizm i to się leczy – mruknął Tosiek. - Teraz wyobraź sobie, że jesteś kobietą i spotykasz takiego, zakochujesz się...

- Jestem kobietą! - uniosła się Anka.

- Dorosłą kobietą – poprawił Tosiek. - Chcesz nie tylko randkować, ale układać sobie życie, myślisz o przyszłości, chcesz mieć z takim dzieci. Kumasz dramatyzm sytuacji? Seksoholizm to choroba.

WięziWhere stories live. Discover now