Every now and then

12 0 0
                                    

W pokoju panował lekki szmer. Delikatny wietrzyk dostał się przez okno i rozwiewał stos kartek. Żółto- białe papierki tańcząc w powietrzu w spirali upadały na ziemię. Z łóżka było słychać cichy oddech. Lecz kogo?

 Wszystko, jakby zatrzymało się w czasie młodości naszych rodziców. Nie było tutaj żadnych sprzętów elektronicznych, oprócz starego gramofonu, który mimo, że nie odtwarzał tak dobrze, stał w honorowym miejscu, tuż przy łóżku. Czarne winylowe płyty leżały wszędzie od podłogi, aż po biurko, przykrywając część plastycznych prac. Patrząc na ten pokój każdy by stwierdził, że należy on do artysty. Nikt by się nie mylił, choć mieszkaniec nie lubił być nazywany tym mieniem. Uważał, że nie jest godzien na tak wielki tytuł. Przejdźmy jednak do mieszkańca.

W łóżku leżał wysoki, szczupły chłopak. Wyglądał na wysportowanego. Na jego ciele można było zauważyć dużą ilość tatuaży, żaden nie znajdował się bez przyczyny. Brązowe włosy kręciły się delikatnie i opadały na czoło. Nie wyglądał na amerykanina, nawet na europejczyka. Wszyscy myśleli, że pochodzi z Azji, jednak Calum był po prostu z Australii. Przyjechał sam do USA, gdzie uczył się i mieszkał w wynajętym mieszkaniu. Nie uciekł z domu, po prostu wyjechał za szkołą.

Głośny dźwięk budzika zagłuszył ten spokojny poranek. Z łóżka było słychać jęk i ciężkie westchnienie. Na horyzoncie pojawiła się ogromna ręka, która z impetem uderzyła w stojący na stoliczku budzik.

Calum nie był rannym ptaszkiem, ale kiedy wiedział, że trzeba wstać, robił to, mimo wielkiego braku ochoty. Musiał wstać, ponieważ za pół godziny zaczynał swoją pracę w kawiarnii jako barysta.

Usiadł na rogu łóżka, przetarł oczy i popatrzył tępo przed siebie. Ściany były pokryte jego rysunkami. Byli na nich ludzie przychodzący do kawiarnii - tutaj para całująca się przy stoliku, a tu natomiast chłopak rozmawiający przez telefon. Hood lubił rysować przypadkowych ludzi. Było to po prostu zabawą. Mógł sobie dopowiedzieć historię osoby, którą pierwszy raz widzi. Coś niesamowitego.

Calum ocknął się z chwilowej zadumy, zostało mu tylko dwadzieścia minut, a za pięć musi być już na przystanku autobusowym. W szybkim tempie się przebrał w strój firmowy, chwycił swoją torbę na ramię, gdzie trzymał gruby notes i kilka ołówków. Zdążył jeszcze złapać jabłko, bo przecież śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Zamknął mieszkanie na klucz i wybiegł z budynku na przystanek, który na szczęscie był tuż pod jego blokiem. Wbiegł do autobusu, który już zamykał drzwi. Pojazd ruszył.
"To będzie dobry dzień" - pomyślał siadając przy oknie.
***

Total escape of the heart | hoodxirwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz