Weszedłem z moim kotem do samochodu, a za nami ochronoarze.
Słodziak wydawał się być przestraszony, i zaczynełem się o niego martwić.
-Ochroniarzu?-Jeden z ochroniarzy spojrzał na mnie z litością w oczach.- Słodziak się was boi. Mógł byś zaśpiewać mu jakąś piosenke? - Ochroniarz spojrzał na mnie wzrokiem który mówił ''Czy pan coś dzisiaj brał?'' -Prosze? Zobacz na niego. Widzisz jego przerażone oczka? - Ochroniarz westchnął i zaczął śpiewać.
-Kotku, kotku....miał, miał, miał. Biegasz sobie, tu i tam.. Lubisz mlecz..
-On wcale nie biega tu i tam!- Przerwałem mu, na co westchnął.
-Lubisz mleczko... nie bój się nas... miał, miał, miał...Jesteś mały, miał, miał, miał... Czarny jak Obama..Ał!- Walnąłem go w tył głowy.
-Nie obrażaj mnie ani jego! Wcale nie jest czarny, tak jak ja!
-Ma pan racje. Kot jest bardziej czarny.- Ochroniarz usiadł na swoim miejscu. Zatkałem Słodziakowi uszka.
-Nie słuchaj go. On nie miał tego na myśli. Kocha cię. - Szeptałem. Reszte drogi usypiałem Słodziaka, a inny ochroniarz śpiewał mu kołysanke. Gdy byliśmy już na lotnisku, dowiedziałem się że Słodziak nie może być na pokładzie razem ze mną. Zrobiłem się bardzo smutny. I co miałem zrobić? Powiedziałem ochroniarzom że ide do łazienki. Wziołem moją torbe ze sobą, i kota. Mam nadzieje że są tacy głupi jak myśle. Gdy upewniłem się że w łazience nikogo nie ma otworzyłem torbę i wsadziłem go ostrożnie.
- Gdy będziemy w samolocie obiecuje cię wypóścić. - Wyszeptałem i pocałowałem jego malutką główkę. Zapiąłem zamek prawie do końca, a następnie wyszedłem z łazienki.
-A gdzi pana kot?- Spytał jeden z ochroniarzy. Udałem że jestem smutny.
-Gdy spłukiwałem wode... on... on po prostu wskoczył do niej..i... spuściłem go w kiblu. - Udawałem że płacze, a ochroniarz nie widząc co zrobić poklepał mnie lekko po ramieniu.
- Oh.. spokojnie napewno nic mu nie jest. - Spojrzałem na niego, i lekko się uśmiechnąłem.
~~~
Usiadłem koło okna w moim odrzutowcu, i położyłem torbe na moich kolanach. Rozejrzałem się czy żaden ochroniarz nie jest w pobliżu, i otworzyłem torbe.
-Słodziak musisz jeszcze chwile tu posiedzieć.-Wyszeptałem.- Nie obraź się, ale powiedziałem ochroniarzą że spuściłem cię w kibelku. Prosze nie bądz zły, zrobiłem to w dobrych celach. -Pocałowałem jego malutką główke, i ponownie zasunąłem sówak.
Gdy już wystartowaliśmy, kot zaczął miałczeć, i myśle że chyba się boi. Otworzyłem torbę zatykając jego mały dzióbek.
-Słodziak, musisz być cicho. Inaczej cię wyrzucą, a tego chyba nie chce..
-Panie Obama co pan robi?