Rozdział 2

477 68 22
                                    

Weszedłem z moim kotem do samochodu, a za nami ochronoarze.

Słodziak wydawał się być przestraszony, i zaczynełem się o niego martwić.

-Ochroniarzu?-Jeden z ochroniarzy spojrzał na mnie z litością w oczach.- Słodziak się was boi. Mógł byś zaśpiewać mu jakąś piosenke? - Ochroniarz spojrzał na mnie wzrokiem który mówił ''Czy pan coś dzisiaj brał?'' -Prosze? Zobacz na niego. Widzisz jego przerażone oczka? - Ochroniarz westchnął i zaczął śpiewać.

-Kotku, kotku....miał, miał, miał. Biegasz sobie, tu i tam.. Lubisz mlecz..

-On wcale nie biega tu i tam!- Przerwałem mu, na co westchnął.

-Lubisz mleczko... nie bój się nas... miał, miał, miał...Jesteś mały, miał, miał, miał... Czarny jak Obama..Ał!- Walnąłem go w tył głowy.

-Nie obrażaj mnie ani jego! Wcale nie jest czarny, tak jak ja!

-Ma pan racje. Kot jest bardziej czarny.- Ochroniarz usiadł na swoim miejscu. Zatkałem Słodziakowi uszka.

-Nie słuchaj go. On nie miał tego na myśli. Kocha cię. - Szeptałem. Reszte drogi usypiałem Słodziaka, a inny ochroniarz śpiewał mu kołysanke. Gdy byliśmy już na lotnisku, dowiedziałem się że Słodziak nie może być na pokładzie razem ze mną. Zrobiłem się bardzo smutny. I co miałem zrobić? Powiedziałem ochroniarzom że ide do łazienki. Wziołem moją torbe ze sobą, i kota. Mam nadzieje że są tacy głupi jak myśle. Gdy upewniłem się że w łazience nikogo nie ma otworzyłem torbę i wsadziłem go ostrożnie.

- Gdy będziemy w samolocie obiecuje cię wypóścić. - Wyszeptałem i pocałowałem jego malutką główkę. Zapiąłem zamek prawie do końca, a następnie wyszedłem z łazienki.

-A gdzi pana kot?- Spytał jeden z ochroniarzy. Udałem że jestem smutny.

-Gdy spłukiwałem wode... on... on po prostu wskoczył do niej..i... spuściłem go w kiblu. - Udawałem że płacze, a ochroniarz nie widząc co zrobić poklepał mnie lekko po ramieniu.

- Oh.. spokojnie napewno nic mu nie jest. - Spojrzałem na niego, i lekko się uśmiechnąłem.

~~~

Usiadłem koło okna w moim odrzutowcu, i położyłem torbe na moich kolanach. Rozejrzałem się czy żaden ochroniarz nie jest w pobliżu, i otworzyłem torbe.

-Słodziak musisz jeszcze chwile tu posiedzieć.-Wyszeptałem.- Nie obraź się, ale powiedziałem ochroniarzą że spuściłem cię w kibelku. Prosze nie bądz zły, zrobiłem to w dobrych celach. -Pocałowałem jego malutką główke, i ponownie zasunąłem sówak.

Gdy już wystartowaliśmy, kot zaczął miałczeć, i myśle że chyba się boi. Otworzyłem torbę zatykając jego mały dzióbek.

-Słodziak, musisz być cicho. Inaczej cię wyrzucą, a tego chyba nie chce..

-Panie Obama co pan robi?

Obama and His Cat || B.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz