Rozdział 4

460 67 21
                                    

Wyszedłem z sypialni idąc do salonu. Byłem zdziwiony widząc tylko tego okropnego psa. Gdzie do kurwy jest moja żona? Na noc jej nie było, i musiałem do Słodziaka się przytulać! Westchnąłem, i wszedłem do kuchni. Pies przybiegł za mną, na co tylko wywróciłem oczami. Wyciągnąłem kubek z napisem ''Barack Obama'' i moją twarzą ( wyobraźnie sobie Obame z uśmiechem i błyskiem w oku). Wyciągnąłem z lodówki mleko i nalałem troche do szklanki. Usłyszałem szuranie miską, więc spojrzałem w dół. Pies patrzył na mnie wyłupiastymi oczami, następnie przysónął miskę swoim czarnym ryjem*.

-Chce ci się pić?- Spytałem uśmiechając się złośliwie. -Nie dam ci! Od tego jest twoja właścićelka. -Zaśmiałem się, następnie pijąc mleko z kubka. -Ahh... jakie dobre- spojrzałem na psa, a ten spojrzał na mnie wyłupiastymi oczami, i przez chwile wydawało mi się to słodkie.-Nie! Nawet nie prubój tych swoich sztuczek na mnie! -Pies usiadł i podniósł łapkę do góry na co westchnąłem i wziąłem miskę, a pies zaczął skakać dookoła. Odłorzyłem kubek i nalałem wody do miski.

~Słodziak(perspektywa kota)~

Obudziłam się w pustym łóżku. Gdzie mój pan? A raczej, gdzie mój zwierzak. Rościągnełam łapki, i wbiłam pazury w materac. Wstałam i zeskoczyłam z łóżka idąc w kierunku toalety. Sprawdziłam każdy zakątek łazienki, ale nigdzie nie było mojego zwierzęcia. Mruknełam i poszłam w kierunku kuchni. Gdy już się tam znalazłam usłyszałam psa.

-Tak, tak daj mi wody.-Czy on gadał do mojego zwierzęcia? Pf.. I tak go nie zrozumie. Obama schylił się, i wziął miskę psa, na co otworzyłam szerzej moje zielone oczy. Nalał mu wody i postawił na ziemi. Zaczełam głośno miałczeć jak by ktoś mnie ze skóry obdzierał.

-Kocie spadaj, teraz on woli mnie.-Zaśmiał się pies.

-Jesteś tylko głupim psem! To ja tu jestem królową ciołku!- Pies zawarczał i zaczął biec w moją stronę.

-Psie stój!- Krzyknął Obama, a ja wskoczyłam na szafke wywracając wszystko co na niej jest. Pies wskoczył za mną. Szybko zeskoczyłam z szafki bignąc w strone salonu.

-I tak cię dopadne kocie! Zagryze na śmierć.

-A ja podrapie ci ten twój ryj!- Wskoczyłam na kanape, następnie na telewizor i na lampę. Pies skakał po stole i głośno szczekał. Wywrócił ze stołu wazon z kwiatami, piloty i kubek po kawie który się stłókł. Obama wszedł szybko do pokoju, a ja zaczełam głośniej miałczeć.

-Prosze zamknij się, bembenki mi pękają.-Warknął pies, nadal skacząc. Nagle lampa spadła, a ja razem z nią. Nastroszyłam się, a pies zaczął bardziej szczekać.

-Nie boje się ciebie kocie.-Zaśmiał się a ja warknełam. Obama chciał podejść, ale pies zaczął szczekać i prawie go ugryzł! Zezłościłam się, Nikt. Nie. Będzie. Gryzł. Mojego. Zwierzaka. Miałknełam i wskoczyłam z pazurami na grzbiet psa, a ten zaczął piszczeć. Obama zaczął do kogoś dzwonić, a ja zeskoczyłam z psa, a z jego pleców zaczeła lecieć krew. Połorzył się na ziemi, i zaczął głośno piszczeć, na co dostałam wyrzutów sumienia.

On przecież mi nic nie zrobił.

-Ym...Pies.. ja przepraszam. Nie powinnam.-Pies zaczął bardziej piszczeć.

-Kurwa! Potrzebóje weterynarza! Teraz! - Krzynkął Obama a ja cicho mruknełam. Zaczełam lizać rany psa, myśląc że to coś pomorze

-Spokojnie...ał... kocie, wszystko będzie dobrze. Wyzdrowie..-Nie dokończył i przestał piszczeć.

-Żyjesz?!- Powiedziałam przestraszona. Po chwili weterynaż wpadł do środka i zabrał psa, a Obama wziął mnie na ręce.

-Przepraszam chciałam cię tylko bronić.-Powiedziałam, wiedząc że on i tak tego nie zrozumie. Bóg z tobą Psie.

*-Hahha Obama ma czarny ryj XD

~~~>

Boże nawet nie wiecie jak trudno było mi pisać ten rozdział! Kocham zwierzęta i w przyszłości chce zbudować schronisko i w ogóle.

Zapraszam do komentowania ;)

Pozdrawiam Celine :(

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 19, 2014 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Obama and His Cat || B.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz