Znowu słyszysz strzały. Krzyki. Rozdzierające wołania o pomoc. Kulisz się w ciemnej piwnicy. Strach odbiera ci zmysły...
Nagle dostrzegasz coś przez zakurzoną szybę w piwnicznym okienku. W szarym świetle poranka, widzisz dziecko. Na oko 4 letni chłopiec w podartej koszulce, bez butów, ze zwisającą bezwładnie rączką idzie po pokrytej gruzem ulicy. Chcesz mu pomóc, złapać go i wciągnąć w bezpieczne miejsce ale już jest za późno. Nagle znika w oślepiającym błysku i chmurze kurzu. To rakieta. Wystrzelili rakietę w dziecko!
Musisz się stąd wyrwać. Uciec jak najdalej. To nie twoja wojna. Nie ty ja rozpętałeś. W takim kraju przyszło ci żyć, a twoją jedyną "winą" jest fakt, że tu się urodziłeś.
Droga ucieczki wiedzie przez morze. Stary ponton jest przeciążony. Obok ciebie tłoczą się przerażeni ludzie. Twoi rodacy, rodziny z dziećmi, sieroty...
Podczas ucieczki toną trzy osoby dorosłe i pięcioro dzieci. Widzisz ich jak z wyciągniętymi do góry rączkami, przerażeniem w oczach, targani konwulsjami z braku powietrza opadają pomału w kierunku dna. Zapamiętasz ten widok do końca życia.
Wreszcie na chwiejnych nogach stajesz na plaży w kraju nieznanym, ale dającym nadzieję. Na plaży widzisz wojsko. Serce podchodzi ci do gardła, ale po chwili rozpoznajesz nie agresorów ze swojego kraju, tylko miejscową armie.
Jesteś bezpaństwowcem. Nie masz domu. Nie masz niczego. Tylko nadzieję.
Po kilku godzinach oczekiwania, żołnierze zaczynają ciebie i innych ocalałych spychać z powrotem do wody. Dlaczego? Co się dzieje?
Rząd kraju, który miał w marzeniach stać się nowym twoim domem, odmówił przyjęcia imigrantów...
Jesteś sam sobie winny. Bo urodziłeś się w kraju, w którym trwa wojna. A ty chciałeś tylko żyć...Fikcja? Nie.
Rzeczywistość. Spojrzenie z drugiej strony. Oczami imigranta.
Teraz wyobraź sobie Polaku, że w Twoim kraju wybucha wojna.
Co zrobisz?
Przecież to nie Twoja wojna, a Ty chciałeś tylko żyć...