|Jeg kjøpte deg en bussbillett.|

77 8 0
                                    

Wtorek, 14:02
Czekałem na Vilde. Wykład kończy się o piętanstej, więc powinna być koło szesnastej, ale pewnie będzie później, jak zwykle...
Miałem jeszcze dwie godziny dla siebie. Postanowiłem, że nie będę wzbudzał podejrzeń, skończyłem sprzątanie i jako, że nie chciało mi się gotować zamówiłem pizzę. Pomimo gniewu usiadłem grzecznie w salonie i wyczekiwałem dostawcy. Mniej więcej pół godziny później dotarł do mnie mój skarb, podczas jedzenia zacząłem dumać nad tą sprawą. Co teraz zrobię? Odpowiedź była prosta - wyjadę. Ale gdzie? Tu również długo nie musiałem się zastanawiać - do Oslo. Kiedy? - najlepiej dziś. Wziąłem laptopa i szukałem ofert. Najszybszy lot jaki znalazłem to najpierw podróż do Brukseli, a dopiero późnej bezpośredni lot do Norwegii. Przy okazji wykupiłem Vilde bilet na busa - busa do Birmingham. Po skończonym planowaniu wyjazdu wszedłem do sypialni, wyciągnąłem największą walizkę jaką mamy i wpakowałem do niej wszyskie swoje rzeczy, zostawiam tu tylko tę nieszczęsną miłość. Torba ledwo się dopinała, a ja właśnie przypomniałem sobie, że nie spakowałem kosmetyczki

- Z tym może być największy problem. - pomyślałem otwierając szafkę, w której było pełno perfum, dezodorantów oraz kremów. Stanąłem na podest i sięgnąłem ręką do szafki, a z niej wyciągnąłem kosmetyczkę. Spakowałem wszystko, co należały do mnie i szybko udałem się do sypialni, aby zakończyć proces pakowania. Walizka jakimś cudem się zapieła, wyniosłem ją do przedpokoju - usłyszałem przekręcanie kluczy w drzwiach.

- William, co ty robisz? - spytała Vilde. Widać było, że nie wie, co się dzieje. Sam byłbym zdziwiony, gdybym zobaczył swoją (jeszcze) drugą połówkę z torbami.

- Wiem wszystko, Vilde. To nie moje dziecko, a Ty jesteś podłą żmiją. Nie mam zamiaru z tobą mieszkać, a tymbardziej wychowywać dziecka, na dodatek nie mojego. To koniec. - odparłem i zacząłem zakładać buty. Lot mam o dziewiętnastej, ale nie mam zamiaru tu dłużej być.

- Grzebałeś mi w komputerze?! Zresztą nieważne, daj mi to wytłumaczyć, William! - powiedziała, a na jej policzku dostrzegłem łzę, ale nie ruszało mnie to. Nie chcę się tu nad sobą użalać, ale to ja zostałem oszukany.

- Daruj sobie, nie chcę wyjaśnień. - odpowiedziałem, a dziewczyna rzuciła się na mnie, delikatnie ją odsunąłem. Jest w ciąży nie chcę, aby coś stało się dzecku, nie jest winne. - Kupiłem Ci bilet do Birmingham. Bus odjeżdża za miesiąc, tak jak chciałaś - posłałem jej wredny uśmiech i opuściłem mieszkanie. Czułem się okropnie, zostałem wykorzystany wydawałoby się, że przez miłość mojego życia. Nadal kochałem Vilde i choć mnie skrzywdziła trudno było mi przyjąć do wiadomości, to że najprawdopodobniej już nie odwzajamnia mojego uczucia.

Miałem już wszystko, czyli bagaż, bilet, ale zapomniałem o jednej rzeczy:

Nie mam u kogo się zatrzymać

Pierwsza osoba, która przyszła mi na myśl to Chris - mój stary przyjaciel. Od razu wybrałem do niego numer i zadzwoniłem w sprawie tymczasowego mieszkania.

- William? Kope lat! Coś się stało? - odebrał i jak zawsze przywitał mnie radosnym głosem. Tym gestem przekazał mi choć odrobinę pozytywnej energii.

- Wiesz, jest problem, mogę się u Ciebie zatrzymać? Na kilka dni, no dobra może tygodni.

- Em, okej tylko są u mnie rodzice, ale jeśli Tobie to nie przeszkadza, to śmiało wpadaj. W ogóle, dlaczego przyjeżdżasz do Oslo? - spytał już mniej roześmiany. Mnie za to poprawił się humor, bo nie musiałem szukac hotelu w ostatniej chwili.

- Vilde mnie zdradza, długa historia. Opowiem Ci na miejscu. - powiedziałem, a następnie usłyszałem w kobiecy głos, to była Eva. Christoffer cały czas próbuje zdobyć jej serce, ale na razie są wyłącznie przyjaciółmi.

- Dobra stary, muszę kończyć. - rozłączył się. Nie chowałem telefonu. Zadzwoniłem po taksówkę.

Nie minęło dziesięć minut, a pojazd już na mnie czekał, wsiadłem do niego i podałem adres lotniska. Po około godzinie dotarłem na miejsce, na mieście było tłoczno, dletego zajęło mi to tak długo.

Siedziałem już w samolocie, zaraz mieliśmy wylądować w Brukseli. Na lotnisku w Belgii było wiele ludzi. Wszyscy z mojego samolotu mieli już swoje bagaże - wszyscy tylko nie ja. Szukałem ich po całym obiekcie, nigdzie nie mogłem ich znaleźć, a do lotu zostało zaledwie czterdzieści minut. Zobaczyłem moją walizkę, miał ją jakiś starszy facet. Podbiegłem do niego, gość nie mówił po angielsku ani po norwesku, fantastycznie. Na samym początku nie chciał mi oddać walizki, ale w końcu sprawdziliśmy zawartość i mogłem wziąć moją torbę i pójść do samolotu. Nie wiem, jak się dogadaliśmy, ale najważniejsze było to, że miałem już wszystko ze sobą.

Lady in red || NoorhelmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz