Rozdział I - O niezbyt udanym początku ferii

85 5 1
                                    

Sheree weszła pospiesznie do autobusu i stanęła przy metalowej barierce.

Lutowy mróz dawał się we znaki, więc piegowaty nos dziewczyny był cały czerwony i zakatarzony. Palce miała skostniałe pomimo grubych, wełnianych rękawiczek.

- Dziękuję - wysapała w stronę kierowcy, kiedy ten wręczył jej bilet.

Dziewczyna wtaszczyła swoją walizkę do środka i z niemałym trudem wepchnęła ją na półkę ponad siedzeniami. Usiadła na pierwszym lepszym niezajętym miejscu.

Znalezienie wolnego siedzenia nie było szczególnie trudne - autobus był niemal pusty. Mogło się to wydać w Londynie dziwne, jednak Linton nie była zaskoczona.

Pojazd ruszył z miejsca.

Sheree chuchała sobie w dłonie, obserwując oddalający się dworzec King's Cross. Dopiero, gdy ten zniknął za zakrętem, odwróciła się do kierunku jazdy. Zaczynała już powoli żałować, że zdecydowała się wrócić na ferie do Nowhere.

To chyba nowy rekord - pomyślała, uśmiechając się kwaśno - Nawet nie wyjechaliśmy jeszcze z Anglii, a ja już chcę wracać do Świętego Brutusa.

Zanim wyciągniecie pochopne wnioski - to nie tak, że Sheree lubiła swoją szkołę. W tamtejszych sypialniach było zimno, ciasno i wilgotno, a na korytarzach śmierdziało padliną. W dodatku woźne pracujące w tej placówce chyba nigdy nie słyszały o czymś takim jak środki czystości.

Po prostu dziewczyna była tam daleko od macochy i przyrodniego brata, którzy uprzykrzali jej życie znacznie bardziej niż młodociani recydywiści z liceum imienia Św. Brutusa.

Z wyżej wspomnianymi radziła sobie całkiem nieźle. Wystarczyło ignorować delikwenta i zająć się nauką, a po jakimś czasie dawał sobie spokój. A jeśli ten sposób nie działał, Linton miała jeszcze w zanadrzu broń ostateczną - inteligentną ripostę. Po niej - wymierzonej w dobrym momencie, z odpowiednim natężeniem trudnych słów - nawet najwięksi twardziele wymiękali.

Dziewczyna ściągnęła czapkę z kasztanoworudych włosów i spojrzała na wyświetlacz swojego smartfona. Zostały jeszcze całe trzy godziny do przekroczenia granicy z Walią. Miała więc trochę czasu, by przygotować się psychicznie do nieprzyjemniej konfrontacji z Donelle...

***

- Uważaj na siebie, Mike - powiedziała troskliwie Rose, przytulając mocno przyjaciela.

Mike skinął posłusznie głową, odsuwając się od niej. Przyzwyczaił się już, że Rose chciałaby o wszystkich dbać, a on nie mógł być wyjątkiem.

- To do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedział do stojących obok Rose kolegów i przybił z nimi piątki.

- Jak coś to wysyłaj sowy do Nory - powiedział Albus z pokrzepiającym uśmiechem. - Scorpius też tam z nami będzie.

- Jasne, tylko nie bawcie się tam beze mnie za dobrze - ostatni raz uśmiechnął się do przyjaciół, po czym złapał swój kufer, odwrócił się i ruszył do stojących kilka metrów dalej rodziców.

Spojrzał na nich, próbując ukryć niepewność. Nie wiedział, czy zdążyli się pozbierać od czasu przerwy świątecznej. Jemu pierwsza faza rozpaczy już minęła. Teraz starał się być dobrej myśli, pomimo, że czuł się bezradny.

Ku jego uldze, państwo Sheltonowie wyglądali na zmęczonych, ale mimo wszystko rozpromienionych widokiem syna. Mike przywitał się z nimi, przywołując na twarz lekki uśmiech.

- Cześć, młody - Edward poczochrał syna po włosach.

Ojciec i syn byli do siebie bardzo podobni - te same sterczące na wszystkie strony, jasnobrązowe włosy, błękitne oczy i smukła twarz. Nawet wysoki wzrost Mike odziedziczył po ojcu. Jednak zasadniczą różnicą między nimi było to, że Edward był mugolem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 08, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziewczyna ZnikądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz