Rozdział 1

20 2 2
                                    

W niedzielę Mary nie spotkała Jeff'a (nawet w nocy). Obudziła się i przetarła oczy. Godzina 6:00.
-Znów wcześnie się budzę.. No cóż. - Otworzyła szafę. Wyciągnęła z niej strój galowy i czarne, lakierowane baleriny. Poszła do łazienki. Szybko się umyła, ubrała się. Miała na sobie rajstopy w kolorze skóry, czarną spódnicę, białą koszulę z długimi rękawami oraz buty. Mankiety podwinęła nad łokcie, rozczesała włosy. Jej grzywkę dosięgającą równo pod oczy, zostawiła. Wzięła czarną torebkę. Spakowała do niej te rzeczy:
-Telefon
-Portfel
-Szczotkę do włosów
-Podpaski (nie wiadomo, co może się zdarzyć)
-Power banka i ładowarkę do telefonu
Po spakowaniu wszystkiego spojrzała na zegarek. 9:30. Pół godziny do zakończenia roku. Poszła na przystanek autobusowy.
Wsiadła i pojechała do szkoły. Gdy wysiadła, przed bramą ujrzała Jeff'a, widocznie czekającego na nią.
-Jeff, czemu się do mnie nie odzywałeś? - Spytała lekko obrażona.
-Przepraszam, ale nie mogłem wpaść.
-A, rozumiem. - Wtedy podszedł do nich jeden z chłopaków, którzy dręczyli Mary w szkole, Cody.
-Cześć, Riddle. O, widzę, że masz chłopaka. Trochę mnie dziwi, że zadaje się z tobą.
-Stul pysk, McCallen. - Odprychnęła. - Poza tym, to nie mój chłopak, tylko przyjaciel. - Odgryzła mu się. Odszedł.
-Codziennie tak masz? - Spytał Woods.
-Taa.. To chodźmy. - Weszli do szkoły. Jeff został z kapturem na głowie. Gdy szli przez korytarz i rozmawiali, wszyscy patrzyli na Mary. Weszli na salę gimnastyczną. Przygotowana schludnie, ale niezbyt drogo. Jeff usiadł, a Mary poszła na miejsce do jej klasy. Po bardzo nudnej przemowie dyrektora, zaczęto wyczytywać uczniów po świadectwa. Wszyscy mówili swoje zdanie. Teraz nadszedł czas dla jej klasy.
-2A. - Po wyczytaniu siedmiu osób, nadeszła ta chwila:
-Mary Irene Riddle. - Wstała i podeszła. Dyrektor podał jej świadectwo, usłyszała gratulacje od nauczycieli. Potem mogła się wysłowić.
-Dziękuję wszystkim za ten rok. Za naukę i wszystko. Chcę tylko powiedzieć, że chciałabym, aby ta buda spłonęła i abym nie musiała do niej wracać. Niestety, wszyscy będziemy musieli kisić się tu przez jeszcze parę lat, zależy dla której klasy, w tym więzieniu i słuchać mulenia naszych kochanych nauczycieli. Wyczujcie ten sarkazm. - Wszyscy zaczęli bić brawo, a nauczyciele patrzyli na nią wrogo. Usiadła na swoje miejsce i czekała, aż wszyscy skończą. Gdy nadszedł koniec, naraz z Jeff'em wstali, na co zaczęła się śmiać. Gdy ktoś chciał porozmawiać, ona to ignorowała. Była zajęta zmianą ubrania i pójściem z Jeff'em. Chłopak musiał wrócić do domu, a więc pożegnali się. Cody podszedł do niej.
-A gdzie się tak śpieszysz?
-Nie Twoja sprawa.
-Gadaj.
-Dobra. Do domu. - Uśmiechnęła się wrednie i poszła.
Gdy weszła do domu, rodzice byli w pracy. Cudownie. Weszła na górę. Otworzyła szafę. Wyciągnęła z niej ciemno granatowe szorty, czarnego topa z napisem „I'm Dead" i czarne skarpetki. Przebrała się. Zaplotła sobie mały warkoczyk po prawej stronie, od razu przy grzywce. Odłożyła strój i baleriny na półkę. Wzięła „nerkę" z materiału w gwiazdy i schowała do niej telefon, power banka z ładowarką, portfel oraz zabrała swój mały nóż. Zeszła na dół i założyła czarne trampki. Wyszła. Poszła za dom i zauważyła tam Jeff'a siedzącego na drzewie obok jej pokoju.
-Witam, Tarzanie. - Powiedziała zabawnym tonem.
-Także. - Zszedł z drzewa. - To co, gotowa?
-Jasne. - Odpowiedziała. Jeff ukucnął, a ona przez chwilę nie rozumiała.
-Nie chcesz na barana, to nie. - Powiedział zabawnie i wstał.
-No chcę.. - Powiedziała. Położyła mu ręce na barkach od tyłu i podskoczyła, następnie czarnowłosy złapał ją pod nogi. Oplotła swoje ręce wokół jego szyi. Jeff zaczął kierować się do lasu. Szli tak i szli (A raczej to Jeffrey szedł niosąc Mary), aż weszli do o wiele ciemniejszej i mglistej części lasu.
-Jeff, jesteś pewien, że się nie zgubiliśmy? - Spytała.
-Mhm. - Odmruknął.
-Okej..
Po około dziesięciu minutach dało się ujrzeć lekko wyniszczony budynek dwupiętrowy (parter i dwa piętra). Sam w sobie był piękny.
-No to witam na miejscu. - Jeff kucnął, a Mary stanęła na ziemi.
-Nogi mi zdrętwiały. - Powiedziała niezbyt zadowolona. Szybko je rozchodziła i znów czuła, że je ma. Weszli do budynku.
-Cześć wszystkim! - Powiedział czarnowłosy otwierając drzwi. Mary weszła. Podszedł do nich chłopak w masce i goglach. Miał czekoladowe włosy, na plecach zawieszone miał siekiery.
-Cześć, jestem Toby. - Powiedział chłopak.
-No hej, ja jestem Mary. - Odpowiedziała z uśmiechem. Ticci także się uśmiechnął, lecz miał na twarzy chustę. Po chwili przed nimi pojawił się około dwumetrowy mężczyzna. Miał białą głowę i nie miał twarzy.
-Witam Cię w naszych skromnych progach, Mary. Chciałbym z Tobą porozmawiać w moim gabinecie. - Mary usłyszała w głowie. Potem zaprowadził ją do gabinetu. Wskazał jej miejsce na fotelu przed nim.
-Możliwe, że mnie nie znasz, a więc przedstawię się. Nazywam się Slenderman. Opiekuję się rezydencją i pilnuję, aby creepypasty były tu bezpieczne. Jeff trochę mi o tobie opowiadał i w związku z tym mam do ciebie ważne pytanie. Czy zostaniesz moim proxy? - Wytłumaczył jej, jakie są tego wady i zalety. - Twoje ubrania zostaną tu przeniesione. Dostaniesz swój pokój, stworzony według Twojego pomysłu. Niby powinnaś mieć pokój z innymi proxy, ale są oni chłopcami i mogłoby to być dla Ciebie niekomfortowe. - Mary zgodziła się na zostanie pomocnikiem Slendera. Przez chwilę poczuła lekkie pieczenie na karku. Slenderman wytłumaczył jej, że każdy proxy ma na karku ich znak. Potem podziękowała i wyszła z pokoju. Z tyłu jej włosy były na tyle krótkie, że znak był widoczny. Niezbyt się tym przejmowała. Zeszła po schodach do salonu. Siedziało tam parę osób. Byli tam dwaj nastolatkowie, którzy zażerali się sernikiem, Toby jedzący gofry, dziewczyna z czarnymi włosami i z maską oraz obok niej dziewczyna z długimi, brązowymi włosami związanymi w wysokiego kucyka oraz z wyciętym uśmiechem. Podeszła do Toby'ego.
-Mogę? - Spytała. Toby skinął głową (ponieważ w ustach miał kawałek gofra), a Mary usiadła.
-Umm.. Toby, mam do ciebie pytanie.
-No słucham. - Przełknął już gofra.
-Jesteś proxy?
-Tak, a co w związku z tym?
-No.. Ja od dzisiaj też.
-Żartujesz. - Powiedział wytrzeszczając oczy.
-Nie. -Odwróciła się i Toby zobaczył znak proxy'ch. Usiadła z powrotem.
-Nieźle.. Ale Slender tak przy pierwszym spotkaniu cię spytał? Trochę dziwne.. Ale nie ważne. Chcesz trochę? - Spytał. Mary skinęła głową i wzięła ostatniego gofra z talerza. Dzień zapowiadał się ciekawie.

Misja: Być CreepypastąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz