Rozdział 1

68 3 0
                                    

                Wiedźmin szedł powoli przez las co jakiś czas zatrzymując się aby przyjrzeć się bliżej śladom pozostawionym przez bestię na podmokłej drodze. Padał drobny lecz nie przyjemny deszcz. Wiedział już jakie monstrum tropi i z czym to się wiąże.
-Wiwerna bez wątpienia, do tego stara i doświadczona biorąc pod uwagę rozmiar śladów i to jak dobrze ulokowała leże – mamrotał do siebie Lambert bo tak się ów wiedźmin nazywał był wiedźminem ze  szkoły wilka jednej z najznamienitszych szkół wiedźmińskich na świecie.

                 Zlecenie na ową Wiwerne wiedźmin otrzymał w małej wsiod miejscowego sołtysa, zapłata jak zawsze marna, informacji niewiele czylijednym słowem dupa jak to zwykł mawiać Lambert ale jak mus to mus taka dolawiedźmina monstrum wytropić i zabić po czym odebrać zapłatę i odejść w swojąstronę.
-Co za baran wymyślił ten cholerny kodeks- burknął do siebie Lambertrozcierając skostniałe z zimna dłonie.
Narzekając pod nosem na wszystkich po kolei wiedźminów którzy stworzyliwiedźmiński kodeks ruszył dalej w las w stronę jaskini w której jak wskazywałyślady znajdowało się leżę Wiwerny. Odór gnijących ciał dochodzący z jaskinipotwierdził przypuszczenia wiedźmina.
-O kurwa jak tu cuchnie – zaklął siarczyście Lambert- no ale cóż służba niedróżba
Zanim wkroczył do owej pieczary postanowił się przygotować pomimo iż zabił wswoim życiu dziesiątki Wiwern i widłogonów, i wszelkiego rodzaju drakonidów.Ukląkł na błotnistym podłożu i z przyszytego do rękawa pokrowca na eliksirywyjął dwie fiolki pełne mętnego płynu.
- O matko jak ja tego nie cierpię i do tego zapomniałem czegoś na przepicietego gówna ale teraz już za późno żeby wracać do konia no cóż... - powiedział poczym szybko wypił zawartość obu fiolek.
W jednej z nich znajdował się eliksir Kot uważony przez wiedźmina wczorajszegowieczoru w gospodzie, opodal gościńca , w której otrzymał zlecenie, eliksirwyostrzał już i tak ostre jak brzytwa wiedźmińskie zmysły. Druga zawierałajeden z eliksirów, który zwiększał refleks i spowalniał męczenie się mięśninazywano go gromem.
-No to czas przywitać się z naszą przyjaciółką – powiedział do siebie Lambertwkraczając do jaskini, w której panowała kompletna ciemność ale dzięki zażytemueliksirowi wiedźmin widział jakby był środek dnia.
Nagle za plecami mężczyzny rozległo się warczenie i coś co brzmiało bardziej jak charczenie. Lambert nie czekał aż wydający charczący odgłos potwór zaatakuje ciął mieczem za siebie na odlew nie celując. Trafił. potwór ryknął wściekle miotnął raz i drugi zranionym skrzydłem. 
- Chyba mnie nie lubi- mruknął Lambert uchylając się przed ciosem ogromnego ogona. 
Potwór rzucił się na Lamberta z całą siłą jaką był w stanie wykrzesać przy pomocy tylko jednego sprawnego skrzydła. Wiedźmin był jednak przygotowany wykręcił się w piruecie i ciął potwora w kark a raczej w małą fałdę mięcha która miała go imitować. Cios był celny zabójczo celny. Wiwerna warknęła przeciągle i padła brocząc obficie z przeciętej szyi. Lambert oparł się o miecz i mruknął do siebie: 
- Ehh za stary już na to jestem - stwierdzenie to nie miało sensu ponieważ jak na wiedźmińśką miarę czasu Lambert był młody, nawet bardzo młody - trzeba wziąć trofeum żeby sołtysowi we wsi okazać - po tych słowach Lambert podszedł do Wiwerny i z jej lekko otwartej paszczy wyłamał dwa zęby i wyciął długi jęzor - no tyle powinno wystarczyć. 
Wychodząc z jaskini, schował miecz do pochwy wiszącej na jego plecach i ruszył w dół zbocza w stronę polany na której uwiązany do drzewa stał jego koń, piękny silny siwek, podarowany mu rzez mieszkańców pewnej wioski zajmującej się hodowlą koni w nagrodę za wykonanie zlecenia. Lambert odwiązał konia wyprowadził go wąską dróżką pełna poskręcanych korzeni wystających z ziemi aż do głównej drogi prowadzącej do wioski, w której miał odebrać nagrodę za ubicie Wiwerny. Wskoczył na siodło ubódł konia w boki i poszedł w delikatny kłus, dojechanie do wioski w tym tempie zajęło mu nie więcej niż dwadzieścia minut. 
- Mości wiedźminie - powitał wchodzącego do gospody Lamberta sołtys który wraz z kilkoma innymi mężczyznami siedział przy stole, pił piwo i gawędził wesoło - siadaj z nami panie wiedźmin napijemy się i pogadamy o nagrodzie bo jak mniemam jest za co ją wypłacać prawda ? - zapytał podejrzliwie sołtys 
- Oczywiście, że jest za co - rzekł Lambert rzucając na stół między ucztujących trofea z Wiwerny - oto dowód 
- Rad jestem, że potworę udało się ubić - rzekł sołtys i wskazał wiedźminowi miejsce obok siebie
Lambert nie chętnie skorzystał z owej propozycji ponieważ nie lubił dużych skupisk ludzi ale było coś czego nie znosił jeszcze bardziej a był to mróz który panował na dworze w trakcie deszczu. Tak więc rad nie rad Lambert zasiadł do stołu wraz z sołtysem i jego kompanami dowiedział się że sołtys nazywa się Władko i jest tu sołtysem od piętnastu lat. Wiedźmian obchodziło to tyle co zeszłoroczny śnieg ale słuchał głownie dlatego, że opowiadający płacił za jego jedzenie i picie także Lambert nie mógł narzekać.

                 

                    

      

Lambert historia nieznanaWhere stories live. Discover now