Rozdział 3

63 1 0
                                    


           Lambert uznał, że najpierw zajrzy do kasztelu za dnia kiedy większość potworów jest mniej aktywna musiał się również dowiedzieć z czym ma do czynienia podejrzewał że jest to mglak albo północnica nie był pewny, a musiał być jeśli chciał przeżyć. Gdy dotarł na miejsce słońce było wciąż wysoko na niebie. Kasztel wyglądał na zadbany widać było, że dziedzic faktycznie dopiero co się wyniósł. Lambert przekroczył próg domostwa i od razu poczuł chłód rozchodzący się po kościach. 
- Jeśli jest aktywny o tej godzinie to na pewno nie jest północnica, ale zbliża się południe czyli może to południca, jeśli tak to będę musiał znaleźć to co trzyma ją na tym świecie - analizował pod nosem wiedźmin 
Jednak już sekundę później uświadomił sobie w jak wielkim błędzie był, ślady jakie zostawił potwór nie pasowały do żadnego z tych dwóch, południce tak jak i północnice wysuszają ludzkie ciała a nie tną je na drobne kawałki. W momencie, w którym to sobie uświadomił coś rzuciło się na niego z mgły, która nagle pojawiła się nie wiadomo skąd 
- Cholera jasna to mglak - krzyknął Lambert błyskawicznie chwytając za miecz. 
Wiedział, że nie ma szans z potworem bez odpowiedniego przygotowania więc tylko odbił atak potężnych szponów i skoczył w stronę drzwi. Gdy stwór się podniósł Lambert był już przy drzwiach. Potwór faktycznie był szybki bo zanim mężczyzna wyskoczył przez drzwi ten zdążył skrócić dzielący ich dystans o jakieś dwa trzy metry. Lambert miał jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Zza pasa wyszarpnął ostatni Księżycowy Pył, petardę, na którą te paskudztwa są bardzo podatne. Cisnął ją w stronę zbliżających się w gęstej mgle odgłosów. Trafił. Usłyszał rozdzierający wrzask oślepionego potwora zanim stwór odzyskał świadomość Lamberta już nie było. 
Tego samego wieczora Lambert siedział w gospodzie i rozmyślał, kiedy podeszło do niego dwóch mężczyzn, jednego z nich znał był to wieśniak, który zaproponował mu zlecenie, drugi zaś był wiedźminowi obcy. 
- Jak tam panie wiedźmin dowiedzieliście się czegoś - zapytał wieśniak od zlecenia 
- Tak - odparł od niechcenia Lambert - zalągł się tam mglak 
- Mgla... Co ? - zapytał ten drugi 
- Mglak - powtórzył wiedźmin - to on tak pokiereszował chłopa, który leży teraz u znachora 
- Da pan sobie z nim radę panie wiedźmin ? - zapytał ten drugi widocznie zainteresowany tym o czym mówił Lambert 
- Tak to nie jest pierwszy mglak w moim życiu. Uwarzyłem już odpowiedni olej oraz stworzyłem odpowiednią petardę - powiedział wiedźmin pociągając długi łyk złocistego piwa ze stojącego przed nim kufla- Jutro rano powinno być po krzyku . 
- To wspaniale - powiedzieli mężczyźni i oddalili się aby usiąść z innymi wieśniakami 
Lambert zaś dopił swoje piwo i ruszył do wynajętego w gospodzie pokoju aby przespać się przed poranną walką z mglakiem.
          Słońce dopiero podnosiło się zza horyzontu kiedy Lambert stanął pod wrotami kasztelu
- No dobra pozbądźmy się tej paskudy - mruknął Lambert zeskakując z konia wiedział, że walka nie będzie łatwa ale wiedział też, że jest do niej przygotowany 
       Z sakwy przy siodle wyciągnął mały flakonik z Kotem eliksirem, który wyostrza zmysły i pozwala widzieć w miejscach, które byłyby niedostępne dla normalnych ludzkich zmysłów Lambert wypił szybko zawartość fiolki skrzywił się po czym znów sięgnął w głąb sakwy tym razem wyciągając spory bukłak z wodą wypił szybko dwa duże łyki żeby zniwelować okropny smak eliksiru. Sprawdził czy miecz łatwo wysuwa się z pochwy. Dotknął znajdującej się przy jego pasie sakwy, w której spoczywały bezpiecznie trzy Księżycowe Pyły. Wiedział, że jeden prawdopodobnie by wystarczył ale wolał być przezorny niż martwy. Gdy wszystko było sprawdzone wkroczył do kasztelu, wiedział, że potwór nie zaatakuje od razu poczeka aż Lambert nie będzie się tego spodziewał ale wiedźmin wiedział gdzie stwór się znajduje od momentu, w którym przekroczył drzwi kasztelu pozwolił jednak na to by potwór zaatakował z ukrycia, Lambert był przygotowany zwinął się w błyskawicznej paradzie wiedział, że zanim zada śmiertelny cios będzie musiał się nieźle namęczyć. Potwór naparł z taką siłą, że Lambertowi aż zadrżały ręce. Udało mu się jednak odparować stwora, który od razu zniknął we mgle. Lambert czekał z napięciem na kolejny atak, usłyszał potwora tuż za swoimi plecami tym razem zdecydował się na cięcie było płytkie zbyt płytkie i niestety nie celne, miecz przeciął tylko mgłę. Potwór znów zniknął.
- No chodź tu skurwysynu - dyszał Lambert wściekły, że ma tyle problemów z jakimś głupim mglakiem spodziewał się trudnej walki ale nie zabawy w kotka i myszkę w upiornej mgle.
Zanim potwór natarł ponownie Lambert użył znaku queen nie tylko dla tego by się ochronić w razie niebezpieczeństwa, ale również, dlatego że mglaki bardzo łatwo przy jego użyciu ogłuszyć. 
Wiedźmin dobrze wiedział, że znak zadziała tylko gdy potwór go trafi, Lambert musiał więc dać się trafić, zaparł się mocno nogami w posadzkę i czekał na atak. Nie czekał długo. Potwór skoczył i trafił na barierę  stworzoną dokoła Lamberta. Mglak padł na ziemię ogłuszony nagłym uderzeniem energii i światła zanim stwór zdążył odzyskać świadomość Lambert skoczył w jego stronę i kopnął stwora w łeb z taką siłą, że aż zatrzeszczały kości. Stwór wstał i wściekły rzucił się na Lamberta, który już ściskał w ręku Księzycowy Pył zanim stwór się zorientował petarda trafiła go prosto między oczy, stwór odleciał jak rażony piorunem tym razem Lambert nie chciał bawić się w kopanie potwora tym razem gdy stwór leżał oszalały na posadzce, oszołomiony drobinkami srebra wbijającymi się w jego oczy Lambert doskoczył do niego i wbił miecz prosto w miejsce gdzie głowa łączyła się z tułowiem. Tym razem stwór zawył po raz ostatni mgła opadła. Lambert wiedział, że to koniec. Wyciągnął miecz z ciała stwora i włożył go z powrotem do pochwy na plecach. Z cholewy wyciągnął krótki nóż i przy jego pomocy odciął głowę potwora. 
    Chwilę później siedział już na koniu i jechał w stronę wioski, aby odebrać nagrodę. Gdy dotarł na miejsce słońce było w zenicie, odbierze nagrodę i jedzie dalej. Zsiadł z konia i ruszył w stronę gospody gdzie miał spotkać się z wieśniakiem, który miał mu zapłacić, gdy wszedł do środka, ogłuszyła go panująca wewnątrz wrzawa gratulowano mu i dziękowano. Była to dla niego przyjemna odmiana zazwyczaj rzucano mu pod nogi marny mieszek i kazano iść precz. Odebrał nagrodę przyjął jeszcze kilka miłych uścisków dłoni oraz jeszcze kilka gratulacji. Wyszedł z gospody wsiadł na konia i ruszył w dalszą drogę do kolejnego zlecenia i po kolejną nagrodę. 

Lambert historia nieznanaWhere stories live. Discover now