Mała wieś Batioszka na południu Imperium była rodzinnym domem Władimira Uljanowa. To tu dorastał. To tu poznawał życie. To tu wychowywał się, wśród licznego rodzeństwa oraz kochającej matki i pracowitego ojca. Spędził tam całe dzieciństwo, od małego szkraba uganiającego się za kurczakami, po pragnącego poznać świat młodzieńca z ambicjami.
Zawsze otulany miłością przez swoją ciepłą, choć prostą matkę, oraz młodsze rodzeństwo, uznające Władimira za prawdziwy wzór i autorytet. To tu żył czystą błogością dnia codziennego, pozbawionego cynicznych intryg i brudnej polityki. To tu znajdowała się ostoja ciepła w jego życiu, do której zawsze wracał myślami w chwilach słabości. Przypominał sobie tą słodką niewinność ludzi pozbawionych nienawiści, dla których liczyło się tylko uczucie do drugiego człowieka i pierwotne, niezachwiane dobro. Zapamiętał obraz szczęśliwej wsi żyjącej w zgodzie z ludźmi i naturą. Czysty eden, w którym cała społeczność tworzyła dopełniający się organizm, a mieszkańcy szanowali wszystkich, łącznie z dworem pańskim.
Jednakże teraz było zupełnie inaczej. Teraz pierwotny, budowany przez stulecia spokój został zachwiany, a wiejski porządek obrócił się w chaos. Czerwone pazury rewolucji dotarły i tu. Nawet do rodzinnego domu Uljanowa.
- Nie! – wykrzyknął Lenin, patrząc na miasteczko z zielonego wzgórza.
- Nie? Właśnie tak. Po stokroć tak dla chaosu! – odparł Anioł na jego obrzydzenie – Widzisz? To twoja kochana, ciepła rodzinka – powiedział wskazując palcem na obraz straszliwszy od tysięcy rozrywanych carów.
Przez uliczki Batioszki maszerowała cała wiejska społeczność, niosąc rewolucję na rękach żądnych krwi. Wszyscy, łącznie z rodziną Władimira. Kochająca matka w czerwonej chuście na głowie, z oczami pełnymi ciepłego błękitu szła trzymając siekierę w jednej ręce, a czerwony transparent w drugiej. Obok niej maszerował ojciec, pracowity mężczyzna, wierzący we wszechmogącego Boga i złote zasady honoru, wyposażony w kosę postawioną na sztorc i metalowe wiadro parującego wrzątku. Za nimi znajdowała się babcia i dziadek. Starsi ludzie, zawsze pragnący opowiadać dzieciom szalone historie przy kominku i gotować ciepły rosołek gdy bierze choroba, wykrzykiwali teraz rewolucyjne hasła i nieśli ikony ze zdjęciami samego Lenina, jako ojca rewolucji. Wokół nich biegało jurne rodzeństwo Władmira. Dwie młode siostrzyczki i nastoletni brat skakali przy zgromadzonych, trzymając grubą linę przygotowaną na szubienicę. Obok tych perełek szli również znani Władowi z dzieciństwa sąsiedzi, czy nawet miejscowy, lubiany w gminie sołtys. Cała wieś kroczyła w stronę pańskiego dworu, skandując dumnie komunistyczne hasło „panom śmierć".
- Niedługo armia białych powinna dotrzeć do Petersburga. Góra dwa czy trzy tygodnie i skończą się te zamieszki. Nie ma się czego bać – powiedział pewnie Aleksander Raskolnikow, biorąc kolejny łyk brandy z kryształowej karafki.
- Zapewne, sir – odparł William, brytyjski kuzyn Aleksandra, który niefortunnie przyjechał w odwiedziny.
- Cholerni robole. Przynajmniej u was spokój.
- Jakoś nikt nie miał jaj postawić się królowi – zażartował Brytyjczyk – wypijmy za szybki powrót do normalności – dodał, po czym arystokraci wznieśli toast ze złotego trunku.
Nagle do saloniku weszła roztrzęsiona żona, przerywając atmosferę spokoju i odprężenia przy szkockiej brandy i kubańskich cygarach.
- Aleksander... Oni tutaj idą – rzekła przerażona, po czym zalała się łzami.
- Kto? – zapytał mąż, choć dobrze znał odpowiedź.
- Chryste! Co robimy?! – mówił zszokowany William wstając ze skórzanego fotela.
YOU ARE READING
Czarny Anioł
Fiction Historique1917 rok. Cesarstwo Rosyjskie chyli się ku upadkowi. Brakuje już tylko iskry by krwiożercza rewolucja pochłonęła imperium. Tą iskrą ma być towarzysz Lenin - przywódca bolszewików. Jednakże młody komunista nie do końca wie jak zdobyć władzę w państw...