He told this so quiet ||Bellarke

1.5K 56 177
                                    

*Akcja dzieje się niedługo po finale 3 sezonu, a Abby ma problemy ze ćpaniem tak samo jak w 5 sezonie*

Smutna blondynka siedziała na krześle w skrzydle medycznym. Opierała zmęczoną głowę o prawą rękę. Po jej policzkach płynęły gorzkie łzy. Dziewczyna nie spała już trzydzieści godzin, więc zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Jej powieki kleiły się do snu, ale nie dawała za wygraną. Uparcie odganiała od siebie myśl o spaniu. W tamtej chwili liczyła się jedynie jej matka. Jej życie stało na włosku i nie było pewności, czy kobieta dożyje rana. Dziewczyna przez cały pobyt w skrzydle medycznym zadręczała się pytaniem, dlaczego nie zauważyła problemu z jakim zmagała się jej rodzicielka. Nagle usłyszała zaniepokojony męski głos.

- Powinnaś się przespać, Księżniczko. - Bellamy położył dłoń na jej ramieniu i posłał jej promienny, lecz udręczony uśmiech. - Siedzisz tu już spory szmat czasu. Poinformuję cię od razu jak będzie coś wiadomo.

- Nie - zaprotestowała dziewczyna. - Już wcześniej mówiłam, żebyście dali mi spokój. - Clarke westchnęła, a Bellamy przechylił lekko głowę, świdrując ją wzorkiem.

- Byłem przekonany, że tak odpowiesz. - zaśmiał się. - Dlatego przyniosłem ci koc. 

Brunet otulił dziewczynę pomarańczowym okryciem, który znaleźli w bunkrze podczas ich pierwszych dni na Ziemi. Kończąc czynność, nieświadomie zbyt długo przytrzymał swoje ręce na jej ramionach. W odpowiedzi Clarke chrząknęła, a chłopak się zarumienił. Szybko przysiadł się na krzesło obok i spróbował zmienić temat.

- Wiesz może czemu Jaha się tak dziwnie zachowywał na wieść o wypadku twojej matki? -  Clarke zgromiła go wzrokiem.

- Nie wspominaj mi o nim. Jeszcze mu nie wybaczyłam całej tej akcji z chipami - westchnęła zbyt głośno. -  Zmusił moją matkę, aby go połknęła. A na dodatek, gdy tylko o nim pomyślę mam przed oczami śluzę i mojego ojca... - Z oczu blondynki poleciało kilka pojedynczych łez. Bellamy, nie zastanawiając się ani sekundy, starł je kciukiem z jej policzków. Dziewczyna rzuciła mu zdziwione spojrzenie, ale zaraz pozbierała się i wstała na równe nogi. - Niech się cieszy, że Jackson nie pozwala mi wejść do środka. Inaczej byłby już martwy.

- Nawet, gdy twoja matka walczy o życie, to ty i tak jesteś silna. Właśnie temu cię kocham - ostatnie zdanie chłopak wypowiedział pod nosem. Mimo to dziewczyna je usłyszała. Nie miała pojęcia, jak ma się w takiej sytuacji zachować, więc udała, że te słowa nie dotarły do jej uszu.

Od zawsze darzyła Bellamy'ego silnym uczuciem. Irytowali się od pierwszego dnia na Ziemi, bo każde z nich miało własną wizję rozwiązania danego problemu. Dokuczał jej, a blondynka nie pozostawała mu dłużna. Nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób. Na początku byli współprzywódcami Setki. Potem zostali przyjaciółmi. Traktowała go jak bratnią duszę, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Jako pierwszemu powiedziała o dręczących ją koszmarach. On pierwszy widział, jak zabiła człowieka. To on, nikt inny poświęcił się dla niej w Mount Weather i wziął połowę ogromnej odpowiedzialności na siebie. Ciężar uśmiercenia prawie pół tysiąca niewinnych osób. Nie chciała tego przyznać, ale z całej ich paczki najbardziej liczył się dla niej on. Bellamy Blake - buntownik o urzekającym, czekoladowym spojrzeniu i nieskazitelnie czystym sercu. Na dodatek to właśnie on wspiera ją teraz, gdy tak ogromnie tego potrzebuje. Poznała go z innej, uczuciowej strony, o której istnieniu nie miała pojęcia. Dotarło do niej, że chłopak nie jest jej obojętny. Szczerze mówiąc nie wyobrażała sobie życia bez niego.

Clarke oparła się o ramię bruneta i zamknęła oczy. Czuła się przy nim bezpieczna. Odganiał od niej cały niepokój i zastępował go stoickim spokojem. Chłopak, widząc zachowanie dziewczyny oparł się mocno o oparcie krzesła, dając przyjaciółce większą wygodę. Siedzieli tak razem długą chwilę. Było im całkiem przyjemnie. Wyczekiwali momentu, gdy z pokoju wyjdzie Jackson i wyjawi im jak miewa się matka blondynki. Z lekka opuścił ich stres. Nie denerwowali się już tak bardzo jak wcześniej. Byli dobrej myśli. Wierzyli, że wszystko skończy się dobrze. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział Clarke, że kiedyś to Bellamy będzie jej ostoją, zaśmiała by się mu w twarz i nasłała na niego Murphy'ego, który swoją drogą nadal nie porzucił chęci do dręczenia innych bez większego powodu. Nagle na korytarzu pojawił się Jaha. Stawiał bardzo małe kroki, starając się nie upaść. Miał zabandażowaną głowę i usztywnioną prawą rękę. Jego stan był winikiem porannej sprzeczki mężczyzny z kilkoma ludźmi w Arkadii, którzy cały ten bajzel z Miastem Światła zrzucali na niego.  Jaha stanął naprzeciwko siedzących przyjaciół i wyciągnął zdrową dłoń, aby pojednać się z Clarke, która dotychczas cały czas go unikała. Bellamy, zauważywszy jego zachowanie, szybko podniósł się z krzesła i posłał mężczyźnie złowrogie spojrzenie. Wróg mojej Księżniczki jest moim wrogiem - pomyślał.

Til Death Do Us Part || One shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz