Jeszcze raz to samo. Znowu wszystkie bilety wykupione. Ludzie płaczą, nie mogąc wejść. Filip zaczyna dygotać. Kuba pociera jego rękę. Uśmiechają się do siebie. Taco przygryza wargę. Quebo widzi to, łapie go za rękę. Jego dłoń schodzi niżej, do pasa. Palce Kuby wślizgują się pod pasek Filipa. Hemingway nie odrzuca jego dłoni. Wytatuowany mężczyzna obejmuje penisa drugiego swoją dłonią. Zaczyna przesuwać nią w górę i w dół, szepcząc do ucha kolegi uspokajająca mantrę. „Zaraz będzie po wszystkim"-mówi i całuje go w szyje . Chwila skupienia i rozluźnienie na twarzy Filipa. Kuba otrzepuje rękę o kurtynę. Wchodzą na scenę. Wrzask widowni i duchota w pomieszczeniu doprowadzają do zawrotów głowy. Półtorej godziny, ostatnia salwa braw. Krzyki o bis. Mężczyźni schodzą ze sceny.
„Kolor twojej cery - mleko, miód
Wbijam w ciebie zęby, dieta cud"-intonuje Kuba i tuż po wejściu za kurtynę gryzie Filipa w ramię. Wszystko trzeba utrzymać w sekrecie, skończyć zanim podbiegnie sztab i pogratuluje świetnego koncertu. Raperzy odsuwają się od siebie. Podbiegają oświetleniowcy, ludzie od scenografii, bileterzy i DJ. Ściskanie dłoni, poklepywanie po plecach, wymuszone uśmiechy. 10 minut później Filip klęczy na podłodze w garderobie. Drzwi są zamknięte. Kuba rozpina spodnie. Dopóki w tle słychać dźwięk rozporka Taco nie podnosi wzroku. Pociągnięcie za włosy, szybkie spojrzenie. Wreszcie zaczyna się życie raperów, tak skrzętnie chowane przed wzrokiem fanów.
CZYTASZ
REAL TACONAFIDE
FanfictionKiedy fani wyjdą i pogasną światła na scenie zaczyna się to, co naprawdę się liczy. Koncerty i trasy to praca, oni dla siebie są wszystkim. • • • • •