kocham cię

208 27 8
                                    

- Co mam zrobić, żebyś w końcu wytłumaczyła mi o co chodzi?

- Co masz na myśli?

Usiadłam obok niej i po prostu patrzyłam jak niszczeje. Jak wszystko co do tej pory ją otaczało, zaczyna się zapadać. Wszystko ucieka i nie dam rady tego uchwycić. Nic nie może określić ani powiedzieć, jak bardzo ją kocham.

- Przecież wiesz. Od tygodni jesteś inna, traktujesz mnie inaczej.

- Jak?

- Gorzej.

- To znaczy? - Ton jej głosu podniósł się o połowę. Wiedziałam, że to zły pomysł, ale chciałam mieć wszystko czarno na białym. Chciałam wiedzieć, czy jest tutaj co ratować. A zależało mi jak cholera, więc odpuszczenie sobie nie byłoby łatwe. Musiałam, po prostu musiałam wiedzieć, czy to co nas łączyło jeszcze istnieje. 

- Nie odzywasz się całymi dniami. Kiedy próbuję nawiązać rozmowę, zlewasz mnie. Nawet nie przebywasz ze mną w jednym pomieszczeniu. Ile już razy uciekłaś spać na kanapie?

Ujrzałam to w jej oczach. Ten gniew, który narastał z każdą chwilą. Już wtedy mogłam po prostu odpuścić i wyjść. Zanim rozpętało się prawdziwe piekło na ziemi.

- O co ci chodzi?

- Czy ty mnie jeszcze kochasz?

Wtedy chyba podpaliłam lont. 

Wstała. Gwałtownie. Spojrzała na mnie z góry i miałam ochotę schować się gdzieś daleko. O Boże, jak bardzo chciałam wtedy zniknąć. Ale coś podpowiadało mi, żebym została. Nie wiem dlaczego, ale także chciałam zostać. Patrzeć w jej burzowe niebieskie oczy i po prostu brać kolejny oddech za oddechem. Ta chwila wydawała się trwać wiecznie, bez końca. Coraz dłużej i dłużej. Miałam ochotę zacząć krzyczeć. Bo ona stała w miejscu i cały czas patrzyła. To trwało całą wieczność.

- Kocham cię - powiedziałam bez namysłu. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Nie ufała mi, czy to ja nie ufałam jej? A może obie sobie nie ufałyśmy i cały ten bajzel narodził się z serii nieporozumień?

Nie.

- Kocham cię.

Jej głos rozbrzmiał mi w uszach jak najpiękniejsza piosenka. Cudowna melodia rozdzierająca głuchą ciszę. Takich dźwięków chciałam słuchać codziennie do końca życia.

Spojrzałam na nią z wątpliwością. To nie był wytwór mojej wyobraźni. Stała nade mną, uśmiechnięta. Wyciągała do mnie dłoń. Wstałam. Złapałam jej smukłe palcem i po prostu splotłam je z moimi.

W tle rozbrzmiały oklaski. Głośnie, wręcz ogłuszające. Szybko puściłam jej dłoń. Spojrzałam na widownię. A potem na nią. I tak jak mocno ją kochałam, tak jak łatwo było mi wcielić się w tę rolę, tak trudno było mi to wszystko porzucić. To tylko teatr, a ona jest tylko aktorką.

To nie jest prawdziwe życie.

ONCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz