Ruch w kawiarnii ograniczał się do ogromnej ilości zamówień rano, gdy wszyscy klienci spieszyli się do pracy, oraz popołudnia, gdy wracali i spotykali się z przyjaciółmi. W roku szkolnym w dni powszednie również można było spotkać tu duże ilości studentów i uczniów pobliskiego liceum i gimnazjum, którzy z przyjemnością smakowali wypiekane wyroby kawiarni. Samo południe było jednak puste i nudne, pracownicy na siłę szukali sobie pracy, by pod bacznym okiem kierownika przypadkiem nie podpaść.
Sobota była bardzo podobna. O godzinie 13 w rogu sali siedziała dwójka nastolatków, którzy od dawna nie zamawiali, tylko dyskutowali o czymś miedzy sobą. Jungkook opierał się na końcu obszernego blatu, gdzie nie dochodził wzrok pana Junga, który pracował w swoim biurze. Jego dzisiejszy współpracownik, Channeol, wycierał szklane kubki mimo iż te były pięknie wypolerowane wcześniej. Oni już po prostu naprawdę nie widzieli co z sobą zrobić.
W końcu para przechodni widocznych za oknem popchnęła drzwi, sprawiając ze dzwoneczek w wejściu echem odbił się po sali. Jeon jak wypadało na wzorowego pracownika wyprostował się i uśmiechem zapraszał ich do lady.
Jego oczom okazała się dwójka dorosłych ludzi, oboje ubranych elegancko i trochę zbyt ciepło, jak na tą porę roku. Długi płaszcz kobiety i idealnie wypolerowane lakierki mężczyzny zdawały się nie pasować do tak prymitywnego miejsca, jakim była kawodajnia dla studencików. Okrycia już po chwili wyladowaly na wieszaku przy wejściu, gdy państwo zaczęło ruszać w głąb pomieszczenia. Zdawali się wyglądać naprawdę uprzejmie, jakby ta prostota była czymś czego szukali. Kobieta z uśmiechem podeszła do Jeona.
- Dzieńdobry. - odparł sympatycznie pracownik, rutynowo w głowie układając spis najlepszych i najdroższych kaw, oraz ciast dnia.
- Dwa razy dobrze spienione latte bez cukru czy innych dodatków, i dwa razy... - zamyśliła się, spoglądając na menu. - Dwa różne ciastka, a co do rodzaju zaufam pana guście. - mrugnęła do niego, odpychając się leciutko od blatu. - Byle nie sernik. - obróciła się jeszcze idąc w stronę stolika. - Nie cierpię sernika. - uśmiechnęła się, ukazując rząd białych zębów.
Jungkook wybił zamówienie na kasie, spoglądając na kolegę który zajął się przygotowywaniem kaw. On sam ukroił kawałki ciasta które bardzo lubił, po chwili z gotowym zamówieniem ruszając w stronę stolika.
- Dwie kawy latte bez cukru, ciastko karmelowe i ciastko specjalne, rafaello. - wyrecytował zamówienie, wciąż się przy tym uśmiechając.
Oboje odpowiedzieli mu tym samym, odbierając zamówienie z cichymi podziękowaniami.
- Jak długo prosperuje ta kawiarnia? - spytał nagle białoskóry mężczyzna, wciąż pochylającego się nad ich stolikiem Jeongguka, który podawał im sztućce.
- Jak długo? - zamyślił się. - Sądzę, że będzie to już około dwa lata. - odparł, starając się o jak najszczerszą odpowiedź. - Tak, sądzę, że tak. Zaczynałem wtedy liceum, a wcześniej chodziłem tu do gimnazjum, wiec to będzie około dwa lata. - pokiwał sam sobie, wracając wzrokiem do państwa, którzy skrzyżowali ze sobą wzrok.
- W tym roku piszesz maturę tak? - spytała kobieta, po chwili ciszy, którą razem z mężczyzna wymieniali nieodgadnione spojrzenia.
- Tak. - odparł pewnie, choć zaczynał się zastanawiać czy czegoś nie powiedział źle.
Znowu spojrzeli na siebie znacząco, po czym mężczyzna pokręcił głowa do swojej, prawdopodobnie, współmałżonki dając jej tym samym znak, by czegoś zaprzestała. Tylko czego? - pomyślał Kook, zagryzając wnętrze policzka w rosnącym zaniepokojeniu.
- Czy mogę pomóc w czymś jeszcze? - spytał po kolejnej niezręcznej chwili ciszy.
- Nie dziękujemy, w razie czego będziemy wołać. - odparła kobieta z równie szerokim co wcześniej uśmiechem, odprowadzając wzrokiem kiwającego głową chłopaka do lady.
Nie czekali długo, nim do kawiarni zaczęło się schodzić coraz więcej osób, jako iż dochodziła druga najbardziej oblegana godzina. Nagle mieli na głowie tyle zamówień, że nawet nie sposób było każdego przywitać czy obdarzyć uśmiechem. Wszyscy byli po prostu obsługiwani hurtowo, a dwaj pracownicy biegali tylko między stolikami a expresem.
Państwo które rozpoczęło tą fale, wciąż siedziało przy tym samym stoliku, cicho ze sobą rozmawiając. Powoli rozkoszując się swoim zamówieniem co chwile zerkali w stronę sali i klientów, obserwując jak atmosfera zupełnie się zmieniła.
Guk wiedział to, ponieważ sam ich obserwował. Byli w zasięgu jego wzroku, poza tym już nie trafili mu się równie uprzejmi klienci jak narazie. Nie miał dużo czasu by to robić jednak nie raz musiał przejść obok ich stolika. Kilka razy spytał nawet czy czegoś im nie potrzeba. Oni jednak zgodnie twierdzili, że mają wszystko, nic chcąc zajmować czasu pracownikowi.
Gdy wszyscy jego klienci byli obsłużeni i nikt nie potrzebował jego pomocy, zaniósł brudne szklanki do kuchni, gdzie ich kucharka dopiekała ciast i zmywała filiżanki. Gdy wrócił, przy jednym ze stolików na samym środku sali siedziała kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Zmarszczył brwi słysząc, jak to zaczyna krzyczeć na swoją matkę, zakłócając tym spokój wszystkich klientów, którzy równie zniesmaczeni, zaczęli obrzucać ich niepochlebnymi spojrzeniami. Nawet pan Jung wyszedł ze swojego gabinetu, gdy donośny krzyk zaczął zakłócać jego prace.
- Co się dzieje? - spytał, doszukując się źródła okropnego hałasu.
- Jak pan widzi. - Channeol kiwnął na stolik, wycierając jeden z blatów.
Jeon kontynuował swoją prace, szczerze współczując kierownikowi który musiał wybrać, czy ryzykować utratą niezadowolonych klientów i czekać aż sytuacja sama się uspokoi czy upomnieć kobietę by uciszyła swojego bachora. Ostatecznie zdecydował się na to drugie.
- To jest jakiś skandal! - usłyszeli po chwili głos rozgoryczonej kobiety.
- Przykro mi proszę pani, jednak muszę myśleć o dobru wszystkich klientów. - odparł spokojnie Jung, stojąc przy rozwścieczonej kobiecie.
- Dyskryminacja! I wy się śmiecie nazywać usługą publiczną! A wybieracie sobie kto może a kto nie jeść u was! - krzyczała równie głośno co jej dziecko, które teraz nawet trochę ucichło.
- Może pani pozostać w lokalu, jednak proszę by pani uspokoiła swoje dziecko. - kontynuował równie spokojnie co wcześniej, jednak na jego czole zaczęła pojawiać się zmarszczka zniecierpliwienia.
- Nie mam zamiaru tu zostawać! Ani nigdy więcej przychodzić! Powiem wszystkim jak tu traktujecie klientów! - krzyczała, zrywając swoją torbę z krzesła i ciągnąc dziecko za sobą, wyszła.
- Wiemy po kim córka ma temperament. - szepnął do niego Channeol, na co ten zaśmiał się i kontynuował prace.
Pan Jung zniknął za drzwiami biura, tylko kręcąc z dezaprobatą głowa.
Dziewiętnastolatek kończył ścieranie blatu bo zewnętrznej stronie, gdy do jego uszu doszły zagłuszone przeprosiny. Obrócił się w stronę głosu, patrząc na uśmiechniętego mężczyznę, który z towarzyszka byli pierwszymi z obecnych klientów.
Odłożył ściereczkę i podszedł do nich.
- Słucham? - spytał uprzejmie, splatając puste ręce za plecami.
- Moglibyśmy poprosić rachunek? - spytał niskim głosem, spoglądając na niego spod oprawek okularów.
- Oczywiście, już przynoszę. - odparł podchodząc do lady i natychmiast odnajdując odpowiedni. - Proszę, dla państwa. - wręczył im niewielka karteczkę razem z kopertą na pieniądze.
- Zawsze jest tu taki ruch? - zagadnęła kobieta, gdy towarzysz szukał portfela.
- Tak, zależy w jakim czasie. - odpowiedział, czując się coraz luźniej przy klientach. Chciał już ruszać i w spokoju dać im znaleść odpowiednia kwotę, gdy zatrzymał go głos mężczyzny.
- Zapłacimy od razu. - odparł, wyciągając okrągłą, zbyt wysoką co do zamówienia sumę.
Nim jednak Jeon, przygotowany na takie sytuacje, zdążył wyciągnąć odpowiednia resztę, białoskóry wciąż trzymając drugą stronę banknotu, pociągnął ją trochę mocniej, by zwrócić jego uwagę.
- Nie trzeba, reszta dla pana. - uśmiechnął się, czym zawtórowała mu jego współmałżonka. - Za najlepszą obsługę.
Odebrał kopertę, wcześniej szczęśliwy wypowiadając najszczersze podziękowania tego dnia. Odszedł, czując bardzo doceniony. Nic nie popsuje już mu dzisiaj humoru.
Nawet rekordowa ilość wylanych kaw.
CZYTASZ
ROGUE - past you can't escape ( kth. - jjk.)
FanfictionOdkąd pamięta czuł na sobie ten sam wzrok; nie ważne czy był kierowany od jego rówieśników, sąsiadów czy rodziny. Wzrok pełen pogardy, czasem strachu, a i czasem nienawiści i złości. On sam już prawie nie pamiętał czym sobie na to zasłużył; jego móz...