Lato

95 11 0
                                    

Minhyuk

Ciepły wiatr rozwiewał mi włosy i szarpał rękawy rozpiętej koszuli, gdy razem z Jooheonem jechaliśmy drogą po rozgrzanym od słońca asfalcie.
Nie mogłem oderwać wzroku od widoku soczyście kolorowych prostokątów pól, tworzących przepiękny krajobraz w połączeniu z jaskrawym błękitem bezchmurnego nieba. Wdychałem słodkie powietrze i udawałem, że nie widzę jak chłopak zerka na mnie co chwilę, próbując ukryć ciekawski wzrok za szkłem kupionych dzień wcześniej w chińskim sklepie przeciwsłonecznych okularów.

- Skup się na drodze! - powiedziałem i żartobliwie klepnąłem go w ramię, a Jooheon nieśmiało się uśmiechnął i pewnie w duchu dziękował losowi za ostre słońce świecące nam w twarz, bo dzięki niemu lekki rumieniec rozlany po policzkach mniej rzucał się w oczy.

Widząc tyle piękna nie potrafiłem przestać się uśmiechać i co chwilę wychylałem się z leciwego, wyblakłego pomarańczowego Cadillaca, którego mój przyjaciel niedawno odkupił od swojego ojca.
Byliśmy już blisko, a Honey rozglądał się za miejscem, w którym będziemy mogli bez obaw zostawić samochód, chociaż na takim pustkowiu nie powinno być z tym większego problemu. Wysiadłem stawiając stopy na gorącej, wyschniętej trawie, a dźwięk, który wydawały delikatne źdźbła łamiące się pod moim ciężarem, zadziałał wyjątkowo kojąco.
Gdy ubierałem buty, Jooheon wypakowywał nasze rzeczy z bagażnika. Nie było ich wiele, ale zajmowały dużo miejsca, na przykład koc, który zwinął i przywiązał do plecaka. Słomiany kapelusz ześlizgiwał mu się z jasnych włosów, ale nie chciał go zdjąć. Kupiłem mu go na naszej pierwszej wspólnej wycieczce i od tamtej pory zabierał go ze sobą na każdą kolejną. Twierdził, że dzięki niemu czuł się jak podróżnik i odkrywca nawet, gdy byliśmy zaledwie dziesięć kilometrów od domu.

Podał mi jeden koszyk z jedzeniem, jak zwykle sam dźwigając resztę rzeczy. Zawsze stawiał moją wygodę ponad swoją. Był przy mnie za każdym razem, kiedy go potrzebowałem - zawsze słuchał moich historii, śmiał się z tych zabawnych i pocieszał, gdy były smutne, troszczył się o mnie bardziej niż nawet moja własna rodzina. Rzadko mówił o sobie byleby tylko nie dodawać mi zmartwień, dlatego starałem się zawsze być pozytywny, szczęśliwy i widzieć świat w jasnych barwach, bo gdy ja się śmiałem uśmiechał się Jooheon, moje szczęście było jego szczęściem, moja radość jego radością, więc robiłem wszystko, by uśmiechał się jak najczęściej i to wcale nie dlatego, że chciałem patrzeć na urocze dołeczki pojawiające się wtedy na jego i tak uroczej buzi.

Tak było i teraz, gdy musieliśmy przejść przez pole wysokich słoneczników, żeby dotrzeć do naszego sekretnego miejsca. Honey zanosił się śmiechem za każdym razem, gdy piszczałem po wejściu w kolejną pajęczynę i droczył się głaskając opuszkami palców moje odkryte ramiona, przez co za każdym razem podskakiwałem przestraszony, bo, ku jego uciesze, mimo że jeździliśmy tam co roku wciąż bałem się pająków.

Na szczęście nie trwało to długo i chwilę później wyszliśmy na ogromną łąkę pełną chwastów, ale też kolorowych polnych kwiatów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na szczęście nie trwało to długo i chwilę później wyszliśmy na ogromną łąkę pełną chwastów, ale też kolorowych polnych kwiatów. Ostrożnie stawiając kroki przeskakiwaliśmy nierówności i gdy dotarliśmy na miejsce razem zajęliśmy się piknikiem. Jooheon rozłożył koc, a ja stawiałem na brzegach znalezione obok kamienie.

Jedzenie zostawiliśmy schowane w koszyczkach, żeby chronić je przed słońcem i owadami, poza tym, dzięki temu było więcej miejsca dla nas. Ułożyliśmy się wygodnie opierając głowy na małych, kolorowych poduszkach. Nie czułem się skrępowany faktem, że prawie stykamy się ramionami, wręcz przeciwnie, byłem tak przyzwyczajony do jego obecności, że nawet przytulanie się w takiej sytuacji nie byłoby niczym nadzwyczajnym, ale nie pozwalała nam na to wysoka temperatura.

Chłonąc ciepłe promienie jedliśmy batoniki musli, popijaliśmy zimną colą wyciągniętą z turystycznej lodówki i rozmawialiśmy o wszystkich ciekawych rzeczach, które wydarzyły się od zeszłego roku. Obgadywaliśmy nauczycieli, śmialiśmy się z głupich akcji kolegów i wspominaliśmy wspólne wagary, na których chodziliśmy do kina obejrzeć nowy film Marvela, do parku, by jak dzieci robić zawody o to kto będzie huśtać się wyżej, albo za miasto, żeby siedzieć nad rzeką, rzucać kamykami i rozmawiać o życiu, gdy któreś z nas przechodziło trudne chwile.
Szkoła się skończyła, a my jak co roku przyjechaliśmy na tę samą łąkę, przeszliśmy przez to samo pole słoneczników - mimo że mogliśmy iść zwykłą ulicą, leżeliśmy na tym samym kocu opowiadając te same historie i dodając nowe, byle tylko lepiej zapamiętać dobre chwile, a wymazać złe, których było tak samo wiele.

Szum wiatru, pełny żołądek i dźwięki przyrody wprawiły mnie w leniwy nastrój i nawet nie zauważyłem kiedy straciłem kontakt z rzeczywistością.

Jooheon

Gdy zasnął wykorzystałem okazję i odwróciłem się na bok, twarzą w jego stronę, by móc w końcu, bez przeszkód na niego patrzeć. Wypatrywałem najdrobniejszych szczegółów, malutki pieprzyk nad brwią, blizna pod skronią, długość rzęs, kształt ust. Delikatnie, by go nie obudzić przejechałem dłonią po gładkiej skórze jego policzka. Wszystko to, by móc potem odtworzyć z pamięci tą scenę i cieszyć się nią nawet, gdy już nie będziemy razem. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, zerwałem źdźbło trawy i próbowałem subtelnie go obudzić łaskocząc po twarzy.

Minhyuk machnął ręką przestraszony, że coś po nim chodzi, ale słysząc mój śmiech od razu się uspokoił. Wiedział, że jeśli byłem obok nie musiał martwić się o owady, zawsze wszystkie zdejmowałem zanim zdążył je zauważyć.
- Obudź się - powiedziałem lekko zachrypniętym głosem - zaraz zajdzie słońce.

Mieliśmy jeszcze jedna tradycję i nie chciałem jej zaniedbać, a nie zostało dużo czasu. Mimo to spędziłem chwilę spoglądając przyjacielowi w oczy, piękne ciemne oczy, które widziały we mnie więcej niż ktokolwiek, kogo spotkałem do tej pory.

Minhyuk

Przyjaciel podał mi rękę i pomógł wstać. Otrzepałem ubranie, ale nie puściłem jego dłoni, wręcz przeciwnie, złapałem mocniej i ruszyłem przodem w stronę rzadkiego pasma drzew tworzącego miniaturowy las, którego głównym zadaniem było tworzenie przyjemnej atmosfery nad leżącym po drugiej stronie jeziorem. Tam też mogliśmy dojść ulicą, ale jaka to zabawa i przyjemność iść prostą drogą, gdy można było przebijać się przez krzaki, przeskakiwać ścięte pnie i uchylać się przed gałęziami.

Niebo robiło się coraz ciemniejsze, wbiegliśmy na pomost oświetlony pasmami dużych, białych lampek i usiedliśmy na samym końcu, nie odrywając oczu od nieba. Koniki polne głośno cykały, wiatr stał się chłodny, a wieczór zimny przez co moją skórę pokryła gęsia skórka, ale nie wziąłem nic, czym mógłbym się okryć. Nie chciałem wracać, tracić pięknego momentu i zawieść Jooheona, dzielnie siedziałem dalej ignorując chłód.

Poczułem czyjąś rękę obejmującą mnie i pewnie przyciskającą do swojego ciała, spojrzałem na przyjaciela.
- Jest zimno, jeszcze się przeziębisz - powiedział uroczo.

Nie zostało mi nic innego, jak wtulić się w chłopaka, pozwolić mu objąć się silnymi ramionami i razem patrzeć jak niebo zmienia kolor z żółtego na pomarańczowy, z pomarańczowego na czerwony, z czerwonego na różowy i z różowego na fioletowy, a wszystkie barwy światła odbijała niczym niewzburzona tafla jeziora.

Nie zostało mi nic innego, jak wtulić się w chłopaka, pozwolić mu objąć się silnymi ramionami i razem patrzeć jak niebo zmienia kolor z żółtego na pomarańczowy, z pomarańczowego na czerwony, z czerwonego na różowy i z różowego na fioletowy, a wszy...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
JoohyukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz