Bluberry x Honey

1K 13 11
                                    

Blue:

Szedłem podskakując przy tym wesoło. Niedługo mialem zobaczyć mojego braciszka. Zawsze przechodził tędy o tej godzinie.

Uśmiechnąłem się szeroko, gdy usłyszałem kroki. Papsi jest delikatny, pewnie przestraszyłby się, gdyby zobaczył że codziennie chodzę w to samo miejsce, żeby popatrzeć jak przechodzi tędy.

Schowałem się za drzewem i wychylilem głowę żeby zobaczyć jak wysoki szkielet, pokonuje tą samą drogę. Tak bardzo go kocham... Często mam ochotę zamknąć go, mieć tylko dla siebie. Jestem o niego ciągle zazdrosny. Westchnąłem, nic na to narazie nie poradze.

Kiedy zniknął za zakretem, wyszedłem z mojej kryjowki. Skierowałem się za nim. Starałem się być bardzo cicho, żeby mnie nie zauważył

Nagle zatrzymalem się, bo uslyszałem czyjąś rozmowe. Podkradłem się ostrożnie, żeby zlokalizować źródło dźwięku.

Na poboczu drogi stał Papyrus. Rozmawiał wesołym tonem z Frisk. Byli bardzo pochłonieci rozmową. Poczułem ukłócie zazdrości. Jak ona mogła zbliżyć się do mojego braciszka? Już od dawna mnie denerwowała, ale teraz to przegięcie. Zacisnąłem pieści z wściekłości. Gniewnym krokiem ruszyłem w ich stronę.

-Heeejka!- usmiechnąłm się sztucznie. Po czym przelotnie spojrzałm na Papsa. Był bardzo zdziwiony ze znalazłem się tu, o tej godzinie.

-Co tu robisz?- Wysoki szkielet wbił we mnie podejrzliwe spojrzenie.

-Przechodziłem.- Rzucilem szybko.- Przepraszam że wam przerywam, ale bardzo pilnie potrzebuje pomówic z Frisk. Sam na sam.- Z calej siły ścisnąłem dziewczyne za nadgarstek i pociagnąłem ją w odwrotym kierunku. Usmiechnąłem się na pożegnanie do Papsa. Wygladał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale odpuscił.

Frisk zaczęła się wyrywać. Kiedy byłem pewien, że nikogo nie ma w pobliżu, popchnąłem ją na ziemie. Z zaskoczenia cicho krzyknęła. Spojrzałem na nią z góry pogardliwym wzrokiem. Ta oto osoba była źródłem wszystkich moich problemów. Teraz to wszytko miało się skonczyć.

-O co ci chodzi?!- zapytała ze zdziwieniem.

-Mówisz jakbyś nie wiedziała o co chodzi. Wiem, źe chcesz mi go odebrać.- Dziewczyna tylko popatrzyła na mnie z przerażeniem.

Pozwoliłem jej wstać, po czym wziąłem znowu za nadgarstek. Pociagnalem ją za soba w głąb lasu. Dotarliśmy do płytkiej, małej jaskini. Uderzyłem czlowieka w kark, przez co straciła przytomność.

Znalazłem idealne miejsce, po czym przywiązałem dziewczyne w taki sposób, żeby nie mogła się ruszać. Zawiązałem jej usta, zeby nie wydawala niepotrzebnych dźwieków. Kiedy upewniłem się że napewno nie ucieknie, ochlpałem jej twarz lodowatą wodą. Odrazu odzyskała przytomność.

Otworzyłem mój mały nożyk, który zawsze trzymam w kieszeni i podszedłem do niej powoli. Dotknąłem jej ręki od wewnetrznej strony. Przycisnąłem nóż przy zgiecu i szybko przejechałem nim aż do dłoni.

Frisk wydała okrzyk bólu, ale nie wiele było slychać, bo ścierka na jej ustach niemal wszystko tłumiła. Usmiechnąłem się na ten dźwięk.

Spojrzałem na moje dzieło. Na ręce pasożyta znajdowała się czerwona kreska, na której powoli zaczęły pojawiać się krople krwi. Przejechałem po ranie palcem, był teraz mokry od krwi. Dziewczyna wzdeygneła się. Wsadziłem go do buzi. Poczułem smak krwi, smak zwycięstwa.

Druga ręke zacząłem na oślep ciać. Rany nie były tak głębokie, ale za to bylo ich bardzo dużo. Po chwili ręka człowieka spływała krwią. Przyjrzałem sie twarzy dziewczyny, cicho szlochała. Była wykończona. Zaczałem się śmiać.

Dławiąc się śmiechem, wbiłem nóż w jej klatkę piersiową. Tego mi było trzeba. Wyciagnąłem ostrze i wbiłem znowu, niżej. Okazało sie, że kocham to robić. Wyciagnąłem nóż. Chwile dyszałem. Wykonałem finalne cięcie, ciagneło sie od szyji do pępka.

Poczułem niesamowitą lekkość, kamień spadł mi z serca. W końcu pozbyłem się problemu który tak długo mnie wykańczal. Popatrzyłem na swoje dlonie, moje rękawiczki były całe z krwi, tak samo jak szalik.

Spojrzałem na ciało, było całe zalane krwią. Oczy Frisk były przymknięte, ale puste, zamglone. Skóra blada. Odciąłem line przytrzymującą i wsadziłem ciało do worka. Zarzuciłem na ramie i udałem się nad pobliskiską rzekę.

Polożyłem worek z zawartością na brzegu, po czym zepchnąłem go nogą do wody. Silny nurt odrazu go porwał. Ściśgnąłem brudne cześci garderoby, po czym zacząłem je płukac w wodzie. Wszytko szybko zeszło.

Był już wieczór, wracałem do domu. W progu przywitał mnie Papyrus. Gdy tylko zobaczyłem braciszka, przytuliłem go mocno.

Nareszcie byl moj. Tylko moj.

Przepraszam za slaba jakosc tego rozdzialu. Jest bardzo pozno i moj mozg chce juz spac.
Bardzo wam dziekuje za taka wielka ilosc wyswietlen. Wiem ze dla was moze to wydawac sie smieszne, ale ja czuje sie pelna determinacji. Teraz rozdzialy beda pojawiac sie czesniej.

Papa, Dobranoc! ;3

ONE SHOTY I LEMONY Z UNDERTALE [zamówienia otwarte] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz