SANS X READER

1.4K 35 32
                                    

Opowiadanie pisane raczej dla płci pięknej, ponieważ jest w żeńskiej formie.

Był już późny wieczór, wracałaś do domu po długim spacerze. Jak zwykle odpłynełaś spacerując po Waterfall. Cóż się dziwić, jest to niezwykle piękne miejsce.

Gdy dotarłaś do Snowdin, gdzie znajdował się twój dom, zobaczyłaś światło z okna domu Papyrusa i Sansa. Była tak pózna godzina a oni nadal nie spali?

Kiedy przechodziłaś obok drzwi, wpadłas na Papsa. Wypadł z impetem z progu. W pośpiechu prawie spadł mu szalik. Uśmiechnęłaś się na ten widok.

- Hej!- wysoki szkielet zwrócił sie do ciebie- co tu robisz? Przecież jest już całkiem ciemno!-ostatnie zdanie prawie wykrzyczał ze zdumienia.

-Oh, wracam właśnie do domu.

-Przecież mieszkasz na drugim końcu miasta.- przechylił czaszke na bok.- Wiesz która w ogóle jest godzina?- Spojrzałaś przelotnie na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Ile ja łaziłam po tych cholernych niebieskich wodospadach?!- Powinnaś zostac u nas.- Westchnęłaś.

- No dobrze.- Wiedziałaś ze Paps nie da za wygraną. Nie chcialaś powodować kłótni więc po prostu sie zgodziłaś.- A ty gdzie pędzisz?- Papyrus uśmiechnał się.

-Brakuje mi ostatniego składnika do spaghetti, i musze wziać go od Undyne.

-Nie sadzisz że jest troche za późno? Jestem pewna że ona będzie teraz spać.

-Na spaghetti NIGDY nie jesy za późno!- Mocno zaakcentował słowo "nigdy" i mrugnał do ciebie.- No to będe już leciał. Papa.- Pomachałaś mu na pożegnanie.

Chwile stałaś przed drzwiami. Byłaś pewna ze Sans nie śpi. Z jednej strony chciałaś zobaczyć się z nim sam na sam. Ale z drugiej bardzo się tego obawiałaś. Juz od dawna byłaś pewna że czujesz do niego coś więcej niż tylko przyjaźń.

W końcu zebrałaś się w sobie. Drzwi były otwarte wiec dziarsko weszłas do srodka. Pierwsze co zrobiłaś, było to zamkniecie za soba drzwi na zamek. Papyrus nie był by zadowolony gdybyś tego nie zrobiła.

Sans siedział na kanapie i oglądał coś w telewizji. Słyszac ze wchodzisz, wyłączył telewizor i wyprostował się.

-Heja!- Uroczo sie uśmiechnał i pomachał do ciebie. Teskniłaś za tym uśmiechem.- Słyszałem waszą rozmowe, fajnie ze zostanesz.- Poklepał miejsce na sofie obok siebie.- Siadaj.

Pośpieszne podeszłaś do kanapy i niezgrabnie usiadłas obok szkieleta. Nie wiedząc co zrobić z rekami, połozyłaś je na swoich kolanach. Zawsze jak był w pobliżu nie mogłaś sie skupic. Nie wiedzialaś co powiedzieć, więc panowała niezreczna cisza. Atmosfera była cieżka.

-Słuchaj, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.- Sans odwrócił sie w twoją stronę.- Od jakiegoś czasu stałaś się dla mnie niesamowicie ważna.- Zaczął niepewnie. Z każdym jego słowem jego twarz stawała sie coraz bardziej niebieska od jego rumieńca.- Jak jesteś blisko mnie, naprawde czuję że zyję. Ja, ja...- Przerwał zdanie szukając dobrych słów zeby go dokończyć.

Zaniemówiłaś, potrafiłaś tylko wpatrywać sie w jego oczy, pełne troski i nadzieji.

-Sans, ja- to byl ten moment. Moment na który czekałaś tak długo. Szkielet spojrzał ci prosto w oczy.- czuje to samo.- dokończyłaś zdanie bardzo cicho i spojrzałaś na bok.

Nagle poczułaś na swojej dłoni kościstą dłoń Sansa. Gwałtownie na niego spojrzałaś, na jego twarzy widzialaś determinacje.

Szkielet lekko popchnął cię tak, że leżałaś na kanapie. Nie stawiałaś żadnych oporów. Byłaś zbyt oszołomiona. Chwilę potem oparł ręce po bokach twojej głowy i zawisł nad tobą. Nic nie robił, tylko na ciebie patrzył. Pod wpływem tak intensywnego spojrzenia, poczułaś ze policzki zaczynają cię piec, co oznaczalo ze jesteś już cała oblana rumieńcem. Sans na ten widok krótko cie zaśmiał.

-Cholera, musisz tak uroczo sie rumienić?- Przyblizył glowę do twojego ucha i szepnał. Poczułaś na uchu ciepły powiew jego wydychanego powietrza. Przeszły cie ciarki. Było to niezwykle przyjemne.

Sans wpatrywał się jeszcze chwilę w twoja twarz. Przymknęłaś oczy, gdy szkielet lekko musnął twoje usta. Nie oddalaś pocałunku bo był on dla ciebie zbyt nagły.
Sans nie odsunał od ciebie czaski, stykaliście sie czołami.

Spojrzałaś na niego pewnie. Na ten widok szkielet uśmiechnął sie i mocno cie pocałował, tym razem oddałaś pieszczotę. Cały świat sie zatrzymał, byliście tylko wy. Sami. Nic oprócz was nie istniało.

Z tego momentu wyrwał was dźwięk otwierania zamka do drzwi. Sans pośpiesznie wstał i podał ci dłoń zeby przyciagnać cie do pozycji siedzoncej. Przed wejściem Papyrusa, cmoknął cię niezgrabnie w policzek.

I jak wam sie podoba? To moj pierwszy shot z serii x Reader wiec nie wiem czy napisałam go w odpowiedniej formie.
Narazie zegnam sie z wami, PAPA.

ONE SHOTY I LEMONY Z UNDERTALE [zamówienia otwarte] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz