Nienazwane 1

17 2 1
                                    

 Chwilę temu zastrzelił mnie leśnik. Nie wyglądam jak sarna, tym bardziej jak dzik. Z wyglądu przypominam bardziej człowieka, bo, uwaga, nim jestem. Albo raczej byłem. Teraz jestem tylko duchem. A może tak mi się zdawało? Nie jestem pewien, co właściwie się ze mną dzieje. Życie po śmierci wygląda tak, że mam się szwendać po ziemi i nikt mnie nie widzi? Może mam czekać na otwarcie się jakiegoś jasnego portalu do nieba? Ale czy zasłużyłem na raj?

-Nie, nie zasłużyłeś.Powinieneś jeszcze żyć.

Gwałtownie się odwróciłem. Przede mną stała wysoka, smukła postać. Nie widziałem jego twarzy. Zasłaniała ją czaszka kota. Zza niej widziałem tylko czerń. Nie było żadnych oczu, żadnych źrenic, nic. A mimo to, czułem, jak to stworzenie wpatruje się centralnie we mnie.

-Kim jesteś?-mój głos drżał. Nie wiem jak to możliwe, że może drżeć? Nie mam strun głosowych, nie jestem nawet materialny chyba.

-Mów mi Gregory. Przyszedłem po ciebie.

Dopiero teraz rzuciło mi się w oczy to, co trzymał w ręce. Była to kosa. Czy tak właśnie wyglądają kosiarze? Jak koty?

Gregory zamiótł ogonem liście, które nie ruszyły się z miejsca, jakby przeszedł przez nie jak nóż przez masło.

-Twoje myśli da się łatwo przeczytać.-odezwał się jego cichy, ale głęboki głos. Brzmiał jakby trzymał w sobie gigantyczne pokłady żalu i cierpienia. Nie brzmiał smutno, ale jego głos zdawał się odkrywać część bólu świata.-Nie, nie wyglądają tak kosiarze. Można przynajmniej tak powiedzieć. Kiedyś opowiem ci, jak to wygląda.

-Kiedyś?-zapytałem cicho.

-Kiedyś. Mam zamiar dać ci drugie życie. Nie zasłużyłeś na zgon teraz. Według klepsydry-tutaj wyjął z kieszeni koszuli mały zegar piaskowy.-powinieneś umrzeć za 47 lat. To trochę dużo czasu.

-Jak to drugie życie? Wrócę do swojego ciała?-miałem nadzieję, że tak będzie. Że pojawię się w swojej głowie, że wrócę do domu, przyniosę zebrane grzyby mojej mamie.

-Tego nie mogę ci dać. Gdybyś był na pograniczu, dałbym ci powrócić. Niestety jesteś w stu procentach martwy. Mogę ci dać być na wiecznym pograniczu jako jeden z symboli śmierci.

Mam mętlik w głowie. Albo w tej astralnej. No co jak co, chodzi o to, że się zmieszałem. Jak to symboli śmierci? Kim albo czym jest ten symbol? I jaką pełni rolę? I czy mogę może po prostu odejść w pokoju? Co się ze mną stanie?!

Tę mieszaninę myśli przerwał ciepły dotyk na moich ramionach. Przed sobą widziałem dwa czarne, duże otwory i jeden mały, w kształcie serca. Gregory miał czaszkę bardzo blisko, a jego dłonie, zaskakująco ciepłe, przeszły, ciągle dotykając moich rąk, do moich dłoni. Poczułem się bardzo dziwnie. Co właśnie się miało stać? To było takie oderwane od rzeczywistości, takie inne. Nic nie mogłem z siebie wydusić. W jednej chwili cały ten cyklon myśli w jednym momencie zniknął.

-Uspokój się. Nie zaprzątaj sobie głowy pytaniami, bo nic nie zrozumiesz. Wsłuchaj się w mój głos, a sam zobaczysz.

-D-dobrze. Spróbuję.

-Więc zacznijmy od początku. Wraz z pojawieniem się życia, pojawiła się również śmierć. Życie...Ach, piękny z niego młodzieniec. Skórę ma wiecznie opaloną. Stworzył on ludzi, zwierzęta, rośliny. Wszystko miało żyć w harmonii. Siłę do istnienia powinno dawać im samo to, że On istnieje. Tak jak Słońce. Jednak nie mógł on przejść do takiej utopii. Wszechświat potrzebuje równowagi. Tak więc, gdy jest dzień, to pojawia się też noc. Gdy rozwija się życie, to w cieniu pojawia się też śmierć.

Śmierć. Ona wygląda jak mała dziewczynka. Daleko jej do ludzkiego wyobrażenia o niej. Nie jest kostuchą, nie nosi kosy, nie ma zmarszczek, nie gnije. Małe dziecko, które ledwo skończyło pierwsze lata nauki w podstawówce. Taka niepozorna, a jednak odpowiedzialna za koniec milionów żyć. Jedyne, co można u niej zauważyć nietypowego, to stare oczy. One nie należą do dziecka. Są bardzo stare, widziały początek i widzą koniec. To one powodują chłód, który czują martwe osoby. Czy raczej powinienem powiedzieć, że ich dusze. Ale nie my powodujemy zgony. Śmierć nie przychodzi po ludzi, ani po zwierzęta. To oni odwiedzają ją. A dzieje się to wtedy, gdy stworzenie umiera, wydaje ostatnie tchnienie. Wtedy przy nim pojawia się jeden z posłanników. Takim właśnie jestem ja. Dostaję sygnał, że za chwilę pojawia się dusza do odprowadzenia. A sygnał dostajemy od Symboli. Takich, jakim ty możesz zostać, jeżeli z tego przeciągania twojej ostatniej sekundy się nie rozsypiesz...

-Jeżeli co?-spanikowany spojrzałem na swoją niematerialną rękę. Nie wyglądała. Po prostu. Nie widziałem jej. Może tak naprawdę jej nie mam? W takim razie za co trzymał mnie jeszcze chwilę temu Gregory?

-Jeżeli się nie rozsypiesz. Jeśli nie zauważyłeś, to nic się nie ruszyło od tamtego momentu. Jesteśmy zawieszeni pomiędzy sekundami. No, może przesadzam. Ta sekunda jest po prostu bardzo długa. Rozciągnięta bardzo mocno, żebym miał czas cię zaprowadzić. Ale nie chcę tego zrobić. Dlatego masz swój ostatni wybór. Albo umierasz, znikasz i koniec, albo zostajesz moim gońcem.

-Ale co robią takie Symbole. Tylko przenoszą informację? To nie jest jakieś równoznaczne z piekłem i będę musiał w nieskończoność cierpieć...Ja...boję się..

-Nie masz czego. -spojrzał na mnie, a następnie odwrócił głowę. Pewnie obserwował otoczenie.-To twój ostatni moment na podjęcie decyzji. Albo przydzielą ci nowe ciało i zaczniesz życie od nowa, albo zachowujesz wspomnienia, ale nigdy nie będziesz już człowiekiem. Praca ze mną nie jest zła. Nowe życie też nie jest, jeśli dobrze trafisz.

Spojrzałem na Gregory'ego. Nie byłem pewny, czy to dobra decyzja. Ale mogę przecież przekazywać informacje. I nie chcę zapominać o ukochanych mi osobach. I super momentach w życiu. Chcę pamiętać. Poczułem, jak powoli znikam. Ciężko to opisać, to takie uczucie podobne do rozpadania się. Nieprzyjemne bardzo.

Wyciągnąłem rękę(albo tak mi się zdawało, bo nie wiem, czy je miałem) w kierunku posłańca Śmierci.

-Chcę być Symbolem.

-Dobry wybór.-zamiast podać mi dłoń, założył mi coś w rodzaju maski na głowę.-Nukano. To twoje nowe imię.

Losowe OpowieściWhere stories live. Discover now