Prolog

30 1 0
                                    

"Sąd"

Włożyłam na siebie śnieżnobiałą, krótką sukienkę. Gravity mówiła, że wyglądam w niej pięknie. Kłamała. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje żałosne odbicie, na mojej twarzy zostały resztki wczorajszego makijażu, rozmazane po policzkach ślady eyelinera. Wypłowiałe, różowe włosy z ciemnymi odrostami opadały na moje piersi. Wanna powoli wypełniała się letnią wodą. Na pralce położyłam butelkę taniej wódki, kartkę papieru i długopis. Nabazgrałam na kartce niezgrabnie "przepraszam" po chwili namysłu dodałam trochę niżej "jeszcze tutaj wrócę", chociaż sama nie wiem czy tak będzie. Złożyłam kartkę na pół i odłożyłam kawałek dalej. Pociągnęłam z butelki 4 duże łyki wódki i zakręciłam kran. Weszłam do wanny, wzięłam do ręki ostry nóż, który kiedyś dostałam od Adama. Chłopak wręczył mi go z uśmiechem na twarzy i słowami "Masz, ja i tak go nie używam, będziesz miała na stadion". Łzy popłynęły mi po policzkach.

Wszystkiego najlepszego Rocket, dziś są twoje urodziny, masz już 18 lat. Teraz pora na Twój wymarzony prezent.

Szybkim ruchem wbiłam nóż w skórę lewej ręki i jednym cięciem przejechałam przez duży kawałek przedramienia. Poczułam ból, tak samo jak kiedyś. Woda zaczęła robić się bordowa, łzy wciąż spływały po moich policzkach.

Przepraszam. Przepraszam was wszystkich. Byliście dla mnie jak rodzina. Zawsze gdy was potrzebowałam, byliście przy mnie i mnie wspieraliście.

Obraz powoli się przyciemnia i rozmazuje. Chyba nareszcie nadszedł ten wyczekiwany przeze mnie moment.

Ciemność.

Czuję ciepło na lewej ręce i chłód na całym ciele. Otwieram oczy, widzę światło. Jestem w stanie wstać. Cała przemoczona stąpam na łazienkowe płytki. Jednocześnie leżę w wannie. Nie rozumiem nic, lecz zaczynam zdawać sobie sprawę co właśnie zrobiłam. Ja, Rocket, popełniłam samobójstwo w moje osiemnaste urodziny. Spojrzałam na wannę jeszcze raz, to jest moje ciało, a sama stoję tutaj. Wychodzi na to, że właśnie w tym momencie zostałam czymś na rodzaj ducha. Leżąc w tej wannie wyglądałam bezbronnie. Biała sukienka zmieniła kolor pod wpływem krwi wypełniającej wannę i kontrastowała z bordową wodą tak samo jak moja blada skóra. Mimo wszystko zakuło mnie w sercu, nigdy nie patrzyłam na siebie pod takim kątem. Z perspektywy widzenia trzeciej osoby wszystko wygląda zupełnie inaczej.

Pogładziłam długie włosy mojego martwego ciała i spojrzałam pod siebie, podłoga, nie ma podłogi. Spadam, spadam w ciemność z niewiarygodną szybkością. Spadam w dół, nie czuję już ciepła, czuję tylko chłód. Czuję jak moja suknia faluje.

Uderzam o coś twardego, ziemia? Chłodna ziemia, udeptana. Podnoszę się bym mogła zobaczyć co jest wokół mnie. Ciemność. W zasięgu mojego wzroku, bardzo wysoko otwierają się ogromne, bladoniebieskie oczy, niczym przednie reflektory. And like a deer in headlights I meet my fate*. Wokół mnie zapalają się pochodnie w równym rzędzie, od miejsca w którym upadłam do ogromnego złotego tronu, na którym ktoś, a raczej coś siedzi. Z mojej perspektywy widzę tylko ogromne, umięśnione nogi, które pokrywa łuskowata, bladozielona skóra. Idę wzdłuż pochodni, do tej istoty, która w mojej opinii może być czymś na rodzaj boga. Stanęłam naprzeciw tronu, pochodnie zapłonęły ogromnym, niebieskim ogniem. Teraz mogę zobaczyć kto siedzi na tronie. Niebieskie ślepia, głowa przypominająca ośmiornicę ze złotą koroną przyozdobioną szmaragdami, twarz pełna macek, umięśnione, zielone cielsko i ogromne skrzydła na plecach. Wokół niego latają poświsty i młode mary przygrywając na rogach, są ich tysiące, tysiące mistycznych istot. Wygrywają demoniczną melodię by załagodzić Przedwiecznego, by uspokoić samego Cthulhu.

-Cisza!-niskim głosem Cthulhu uspokoił demony-Zdajesz sobie sprawę gdzie jesteś i kim jestem, prawda?-zwrócił się do mnie, śmiesznie przy nim małej.

Kids With ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz