Drzewo

25 1 0
                                    

Siedział przy drzewie. Stara Jabłoń stała sama na środku łąki. Czuł jak szorstka kora drapała jego plecy. Jadowite promienie słońca nie dosięgały jego twarzy osłanianej przez cień wielkiej korony. Było ciepło – w końcu było lato. Cień go chronił. Siedział, jego myśli puste. Z nieruchomym wzrokiem patrzył w dal. Pagórki, kwiaty, blady las na horyzncie, pszczoła, wiele pszczół przelatujących koło niego. Jego słuch wydawał się być wyjątkowo wytężony, on jednak nie dostrzegał otaczających go dźwięków natury. Cień był jego osłoną. Mógł w każdej chwili wstać, ale jednak tego nie zrobił. Słońce stało w zenicie, ani jednej chmury na niebie. Jego ramiona otulały przyciągniete prawie do klatki piersiowej kolana. Obserwował pagórki będące pareset metrów dalej. Palące słońce nadawało zielonej trawie żółtawego koloru. Cisza, słychać było jedynie bzyczenie pszczół. Jego myśli puste, a jednak kompletnie bezładne w swojej pustce. Niby burza panowała w jego umyśle.Wzrok przed siebie. Żadnego ruchu, nawet liście starego drzewa nie wydawały charakterystycznego szelstu. Jego oczy jak zgubione. Postać wyłoniła się zza jednego z pagórków, prawieże niezauważalnie. Z początku było widać jedynie niewyraźny zarys, mimo to, jego cała koncetracja skupiła się raptownie na ów postaci. Obserwował ją. Nie mógł zdecydować, czy była to kobieta, czy mężczyzna – była za daleko. Dakąd zmierzała? Coraz to ostrzejsza sylwetka zdawała się iść w jego kierunku. Zakręci, z pewnością zakręci. Jego spojrzenie opadło na ziemię. Przyciągnął kolana bliżej siebie. A co jeśli nie? Niepewnym ruchem podniósł głowę ku górzę. Postać się zbliżała – wystarczjąco blisko, by stwierdzić, iż była to kobieta. Tylko kilkaset metrów ich dzieliło. Czy ona kieruję się tutaj? A jeśli tak, to dlaczego? Z wielkim skupieniem studiował kobietę, podczas gdy odległość między nimi wciąż malała. Dlaczego by miała? Nie, bezsens, na pewno wkrótce zboczy w inną stronę... Tak właśnie będzie. Odwrócił wzrok ko bokowi. Cięń osłaniał go przed płonącym słońcem. Jedynie nieliczne promienie przemykała przez zielone liście jabłoni. Zauważył ją w kącie oka. Zamaszyście spojrzał najpierw w lewo, potem w prawo, uświadamiając sobie, iż oprócz kobiety, jest jedyną osbą znajdującą się na łące. Jeśli nie tutaj, to gdzie indziej? Zdecydowanie musi iść w tym kierunku. Grymas pojawił się mimowolnie na jego twarzy. Ale dlaczego akurat tutaj? Co ją tu sprowadza? Jego myśli mieniły się chaotycznie, kiedy widział ją już z odległości niewielu metrów. Przyjdzie, i co zrobi? Z pewnośćią się do mnie odezwie, nie ma innej możliwości. Ale co powie? Co ja odpowiem? Czekać czy się podnieść i ruszyć w jej kierunku? Wstał, powoli ale zdecydowanie, i ruszył bez dłuższego zastanowienia. Słońce raziło jego oczy. Co powie? Tylko parę sekund ich dzieliło. Krótka wymiana spojrzeń. Obojętnie przeszła obok. Przez jakąś chwilę szedł otumaniony przed siebie. Wtedy stanął. Obrócił się i spoglądał na coraz to bardziej oddaloną kobietę. Minęła już starą jabłoń. Nie oglądała się więcej za siebie. Stał jak sparaliżowany. Jego nogi ruszyły niezdecydowanie spowrotem w kierunku drzewa. Był na miejscu. Znów poczuł drapiącą korę na plecach. Już jej nie było.

DrzewoWhere stories live. Discover now