━ THE OTHER HALF OF THE APPLE

648 107 48
                                    




Moriarty założył nogę na nogę i nachylił się w stronę małego stoliczka, aby sięgnąć po filiżankę z wystygniętą już bawarką. Złapał kruche naczynie z należytym dlań szacunkiem, jak przystało na z krwi i kości Brytyjczyka, a następnie zamoczył wargi w aromatycznym wywarze, rozkoszując się jego słodkawym posmakiem.

– Z chęcią poznam twoją ostateczną odpowiedź. Jak będzie, honey? Zaczniesz w końcu nawijać? – mruknął znudzony, a wielogodzinne milczenie ze strony przesłuchiwanego zaczynało go niezmiernie irytować lub nawet gorzej - nudzić! – Nie mam dla ciebie całego dnia i ostrzegam, że nie chcesz poznać mnie z gorszej strony... o ile w ogóle posiadam tę lepszą – kontynuował spokojnym tonem, odstawiwszy herbatę na wcześniejsze miejsce i wykrzywił usta w nieszczerym uśmiechu, który miał w sobie coś psychotycznego. – Daję ci pięć sekund, dobrze? To mogą być ostatnie sekundy twojego zasranego życia, więc ciesz się kurwa chwilą. Raz... dwa... pięć, czas się skończył!

– A gdzie trzy i cztery? – wycharczał z rosyjskim akcentem barczysty mężczyzna i syknął cicho z bólu, nie rozpoznając własnego głosu.

Ciężko było opisać bruneta, gdyż, prawdę mówiąc, niewiele zostało z jego zmasakrowanej twarzy. Spod zeschniętej krwi wystawały jedynie spierzchnięte wargi, przez które powoli wypuszczał powietrze. Każdy kolejny oddech palił go żywym ogniem, zupełnie, jakby zamiast tlenu przełykał ciernie. Nie miał pojęcia, kiedy ostatnio dane my było zwilżyć gardło, czy choćby przełknąć ślinę. Starał się o tym nie myśleć, przecież miał ważniejsze problemy na karku. Gra toczyła się o jego życie.

– No proszę, truchło przemówiło! Skoro zdobyłem już twoją uwagę, chciałbym w końcu dostać zadawalającą mnie odpowiedź. Będziesz współpracować?

– Możesz mi nawet uciąć pieprzoną rękę, a i tak będę milczał w tej sprawie. Moje zdanie nie uległo zmianie – odparł tamten, splunąwszy krwią na marmurową posadzkę.

Odwaga i głupota to poniekąd synonimy, a cienka jest między nimi granica, prawda? Wszyscy ludzie byli tacy sami, tak samo przewidywalni, tak samo nudni... no, prawie wszyscy. Holmes to zupełnie inny przypadek.

– Ej, ale bez takich, dobra? – westchnął teatralnie James i podniósł się z fotela, niechętnie podchodząc bliżej spoczywającego na podłodze mężczyzny. Spojrzał z odrazą na jego zmasakrowane ciało, szybko przenosząc wzrok na gęsty płyn, rozlany na marmurze. Z jego gardła mimowolnie wydobył się cichy śmiech, gdy rozmazywał krew czubkiem eleganckiego buta. – Pięknie, a sprzątaczka będzie dopiero jutro. Sebastian nie będzie zadowolony z dodatkowej pracy... Ajj, masz przesrane, darling!

Wkrótce, czerwona ciecz przybrała oczekiwany kształt uśmiechniętej buźki, co jeszcze bardziej rozbawiło Moriarty'ego. O, ironio, że też można było stworzyć coś tak na pozór niewinnego, tak okrutnymi środkami! Tak, ironia to cholerna suka i zarazem jego najdroższa przyjaciółka.

– Sebastian! – wrzasnął niespodziewanie, pchnąwszy podeszwą buta klęczącego zakładnika, tak że ten upadł z bolesnym pacnięciem na spuchniętą twarz. Jego związane ręce wygięły się w nienaturalny sposób, co jednak wcale nie zwróciło uwagi Jima.

Nie minęło wiele czasu, gdy do pokoju pewnym krokiem wszedł wysoki mężczyzna, o złocistych, blond włosach, mający w swoich pociągających rysach twarzy coś z Włocha. Na pierwszy rzut oka, zdawał się być całkowitym przeciwieństwem Jamesa. Jego zdrowo opalona cera pięknie kontrastowała z trupio-bladą skórą Moriarty'ego, złudnie emanując przyjaznym ciepłem. Tylko jedna, drobna rzecz sprawiała, że idealnie do siebie pasowali; szczegół, który był przyczyną ich zabójczej synchronizacji - mroczny błysk w ciemnych tęczówkach, przyprawiony nutką obłąkania.

CUTE BUT PSYCHO BUT CUTE ▹ james moriartyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz