Trochę to trwało, ale wreszcie napisałam kontynuację "Doktora Jekylla" <3. Mam nadzieję, że planowana trzecia część (i zarazem ostatnia) napisze się szybciej XD.
Miłej lektury! <3
Ezarel w końcu doszedł do siebie, więc poczułam się zwolniona z obowiązku opiekowania się nim, jaki nałożyła na mnie Ewelein. Po tych wszystkich przygodach postanowiłam wrócić do biblioteki i jeszcze trochę popracować. Co prawda Ykhar dała mi wolne, ale to wcale nie zmniejszyło mojej sterty papierów do przerobienia. Elf również się zdecydował dokończyć swoje przerwane wypadkiem zadania, także razem poszliśmy do budynku Kwatery.
Umówiliśmy się zapomnieć o tym dziwnym popołudniu, ale wystarczyła mi chwila słuchania własnych, swobodnie płynących myśli, by nabrać przekonania, że byłam naprawdę kiepska w dotrzymywaniu słowa. Zresztą Ezarel chyba też nie radził sobie z tym najlepiej, bo jego próby ukrycia, o czym tak naprawdę myślał, za bardzo rzucały mi się w oczy. Mimo wszystko przez cały powrót staraliśmy się robić dobrą minę do złej gry i podtrzymać rozmowę, ale ta w ogóle się nie kleiła. Cóż, trudno podjąć jakiś temat, jeśli głowy obu rozmówców są zajęte czymś innym.
– No to cześć – powiedziałam, gdy wreszcie dotarliśmy na szczyt schodów i pozostało nam już tylko się rozejść. Tymi słowami przerwałam chyba najdłuższe milczenie, jakie kiedykolwiek się nam przytrafiło.
– Ech, tak... cześć – odparł Ezarel nadal zamyślony. Zatrzymałam się jeszcze w progu biblioteki, by spojrzeć w stronę elfa, ale zobaczyłam jedynie jego znikające za drzwiami plecy.
Według słów Ezarela nie powinnam sobie nic wyobrażać, ale to było bardzo trudne, biorąc pod uwagę, ile miłych rzeczy dzisiaj od niego usłyszałam. Trudno w takiej sytuacji się nie zastanawiać, czy coś z tego, co mówił, było prawdą. Najbardziej jednak nie dawała mi spokoju ta chwila, gdy Ezarel miał głowę na moich kolanach. Gdzieś w głębi serca nawet czułam do siebie żal, że nie odważyłam się go pogładzić po włosach.
Co to mogło oznaczać? Nie ulegało wątpliwości, że lubiłam spędzać czas z Ezarelem, przekomarzać się z nim i złościć za głupie żarty... tylko czy mogłam czuć do niego coś więcej? Miałam wrażenie, że w tamtej chwili po raz pierwszy spojrzałam na niego jak na mężczyznę... a stąd już blisko do rozważań na temat natury naszej relacji. Wcześniej nawet nie przyszłoby mi do głowy, że mógł być dla mnie kimś więcej niż kumplem. Za to on... ciekawe, co on właściwie myślał o mnie... i o nas. Może czepiam się słówek, ale to „zawsze", które wypowiedział Ezarel, mówiąc o chęci położenia głowy na moich kolanach, sugerowało mi, że ta myśl narodziła się w nim jeszcze zanim eliksir uspokajający wybuchł mu w twarz. Czy naprawdę mógł mnie lubić bardziej, niż to okazywał na co dzień?
Już składając obietnicę w Ogrodzie Muzyki, wiedziałam, że będzie ciężko o tym wszystkim nie myśleć, ale nie spodziewałam się, że sprawi mi to aż tyle trudności. W takich warunkach nie dało się pracować, więc szybko sobie odpuściłam. Pocieszałam się, że dopóki sterta papierów nie urosła do rozmiaru grożącego zawaleniem, to jeszcze dam radę to opracować bez brania nadgodzin.
Moje rozważania nad tym, co właściwie mnie łączyło z Ezarelem przerwał dopiero sen, który długo nie chciał przyjść i szybko zwiał, gdy tylko zrobiło się widno. Zamyślona wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy. Analizując chwile spędzone z Ezarelem, dostrzegłam, jak wielki postęp zrobiliśmy od początku naszej znajomości. Gdyby w dniu mojego przybycia do Eldaryi ktoś mi powiedział, że bardzo się zżyję z tym bucowatym elfem, to na pewno bym nie uwierzyła. Nadal trochę nie dowierzałam, że mogliśmy wspólnie przebyć tak wyboistą drogę i nadal chcieć mieć cokolwiek ze sobą wspólnego, ale może po prostu była między nami jakaś chemia, z której istnienia wcześniej nie zdawałam sobie sprawy? W końcu coś musiało sprawiać, że przy tak różnych charakterach potrafiliśmy wytrzymać ze sobą dłużej niż parę minut.