Przystań.

20 0 0
                                    

Złapał się za głowę, widząc te wszystkie pikające i świecące diody na panelu sterowania. Nie miał pojęcia, czy tak powinno być, czy jednak coś złego się dzieje i już powinien się bać.

Jednak statek wciąż leciał w górę, więc stwierdził, że nie ma się czego obawiać. Usiadł na stanowisku pilota i zastanawiał się ile to jeszcze będzie trwało, zanim opuści atmosferę i wkroczy w zupełnie nowy, nieznany i tak upragniony świat. Za okrągłym okienkiem migały mu już chmury i nic ciekawego się nie działo. Co prawda co jakiś czas jakoś dziwnie trzęsło całym pojazdem, jakby zaraz miał się rozpaść, ale dopóki nie było alarmu, to oznaczało, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
W końcu znudził się tym ciągłym nadzorowaniem, wygodnie ułożył na obskurnym, ale przytulnym fotelu i ostatecznie zmorzył go sen.

"- Hahaha, Hage, tutaj! - Przyjemny głos Zirhel, miło zadźwięczał w jego głowie, powodując uśmiech na ustach.
- Pospiesz się! Jesteś berkiem! - Zamigotała w oddali jej postać. Rzucił się za nią w pogoń.
- Poczekaj na mnie! Biegniesz za szybko... - Wysapał pod nosem, goniąc ją ile sił w nogach, ale ostatecznie zniknęła gdzieś we mgle, całkowicie się rozpływając. Hageilo zatrzymał się, rozglądając zaskoczony po lesie.
- Zirhel? To nie jest śmieszne...Zirhel! - Spanikowany zaczął biegać w kółko, aż w końcu usiadł i się rozpłakał. Czarnowłosa widząc, że jej żart był bardzo nieudany, podeszła do młodszego i poklepała go po głowie.
- Ej...spokojnie, jestem przy Tobie. - Objęła go ciasno ramionami, na co białowłosy nieznacznie przytaknął i zamknął ciaśniej oczy. "

Zerwał się na równe nogi, uderzając głową o metalową rurkę.
- Zirhel! - Krzyknął z wielkim uśmiechem na ustach, który natychmiast zniknął, kiedy zorientował się gdzie jest. Odetchnął ciężko, pocierając bolące miejsce i wyjrzał przez okienko. Lampka, która oznaczała, że autopilot jest włączony, przestała się świecić.
Jego oczom ukazała się pustka. Czarna, niczym nie zmącona przestrzeń. Tylko gdzieś bardzo daleko widniały jakieś migające punkciki. Oznaczało to, że w końcu dotarł na miejsce.
W zapomnienie poszedł niefortunny sen. Teraz czuł podekscytowanie i chęć podróżowania. Na początek wystarczyłoby mu nauczenie się, jak się przemieścić tym wielkim, zardzewiałym ustrojstwem.

Usiadł na miejscu i postanowił, że znów powciska wszytko i na pewno jakoś mu się uda. Jednak po naciśnięciu jednego z bardziej rzucających się w oczy przycisków, zauważył, że coś się dzieje. Silniki zaczęły głośniej pracować a cała maszyna niepokojąco zaczęła się trząść. Na swoje szczęście, udało mu się przypiąć pasami, bo inaczej mogłoby to skończyć się dla niego bardzo nieprzyjemnie. Statek bowiem przełączył się w tryb podróży, uaktywniając tym samym napęd świetlny.
- Wooooaaaaaahh! - Krzyknął, zanim całkowicie go przytkało. Ta cała "podróż" trwała tylko kilkanaście sekund, ale i tak przez ten czas nabawił się strachu.

Przetarł spocone ze stresu czoło, oglądając teraz bardzo ciekawy obraz. Dokładnie przed nim zarysowała się planeta. Piękna, zielona planeta. A na niej, po całym obszarze rozsiane były świecące się punkciki. Domyślił się, że pewnie są to miasta.
- A więc miałem racje...nie dość, że są inne planety, to jeszcze zamieszkałe przez inne gatunki! - Pisnął podekscytowany. Teraz tylko wylądować i nie narobić przy tym bałaganu...

Na pierwszy rzut oka pomysł wydawał się znakomity, ale jednak bardzo ciężki w realizacji. Co z tego, że dźwignia była podpisana "zdalne lądowanie", jeśli nie było jednak wcale takie zdalne?
Pociągnął za nią, ale okazało się, że to było niewystarczające. Statek zanurkował w atmosferę planety. Pociągnął nosem, czując swąd spalenizny i widząc płomienie na kadłubie.
"To tak miało być...? " Pomyślał nerwowo, wciskając wszystko jak leci w panicznym geście desperacji. To był błąd.
Wciskając tak bez ładu i składu jeszcze bardziej pogorszył sytuację. 
Statek spadał prosto na rozświetlone miasto. Szczęście w nieszczęściu, że kierował się na jedyne „puste" miejsce. Był to Central park, w samym środku zabudowań Nowego Yorku. Potem poszło już szybko. Nastał nieprzenikniony chaos. Hageilo nie nadążał wzrokiem za tym co się działo. Wszystko pikało, świeciło, błyszczało i aż wołało o ratunek. 
Rozpiął pasy. Kolejna bardzo, bardzo zła decyzja. Od razu wystrzelił z fotela i poleciał na koniec statku, obijając się o luźno przemieszczające się przedmioty. Ostatecznie stracił przytomność i obudziły go dopiero piski syren policyjnych i migające, niebieskie reflektory. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 07, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mały Android, Wielkie Marzenia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz