Strona druga

14 0 0
                                    

  Nie odpowiedział mi. Gestem poradził mi milczeć i ruszył do wyjścia. Dreptałem za nim dość szybko, chcąc już uzyskać odpowiedź na dręczące mnie pytania. A w sumie tylko na jedno. Dlaczego ktoś taki jak on ryzykował aż tyle. Wpatrywałem się uparcie w jego plecy, czekając na to aż się odezwie. Dopiero za murami to zrobił, jednak dalej nie była to odpowiedź na moje pytanie. 
Zmarszczyłem brwi i złapałem go za ramię, ciągnąc na bok. Spojrzałem w jego niebieskie oczy pytająco. Zaraz wziąłem głęboki oddech, by przypadkiem nie wylać z siebie lawiny słów. 
- Zanim... z anim z kimkolwiek się pożegnam... Chcę znać powód. Oboje wiemy że upewniłeś się co do wszystkiego. Więc... dlaczego? - spytałem po raz kolejny i tym razem nie zamierzałem odpuścić. Zanim pożegnam się z dotychczasowym życiem i z nim się udam w nieznane mi miejsce... Chcę wiedzieć po co. Przecież może pojawić się inny Łowca niezadowolony z faktu że ktoś z klątwą jest jednym z was

~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

  Normalnie nie pozwoliłbym nikomu tak łatwo ściągnąć mnie jednym szarpnięciem ramienia, ale na korzyść niebieskowłosego zadziałał efekt zaskoczenia. Nie spodziewałem się, że aż do tego stopnia zależy mu na odpowiedziach. W jego sytuacji chyba większość osób chyba czerpała by radość z faktu ujścia z życiem? Tymczasem on nie odpuszczał, chciał mieć wszystko jasno przedstawione teraz, natychmiast.
Ująłem lekko brzeg kapelusza i opuściłem go, by ukryć swoje spojrzenie. Właśnie dlatego chciałem wyjaśnić mu to wszystko, kiedy dotrzemy do mej chatki, nie przy takiej ilości ludzi. Wiem, że to dość irracjonalne, bo zapewne nikt z tego tłumu nie zwracał na nas uwagi, ale jednak... Nawet jeżeli nie wstydziłem się swych przekonań, to nie uważałem, by targowisko było odpowiednim tematem na wyjaśnienia swego punktu widzenia osobie, której przed chwilą ocaliłem skórę.
‒ Przykro mi, że ze wszystkich Łowców trafiłeś akurat na mnie ‒ powiedziałem w końcu. ‒ Zgładzenie cię... godziłoby w moje przekonania ‒ to była częściowa prawda, miałem więc nadzieję, że to zadowoli chłopaka. ‒ To nie jest odpowiednie miejsce na taką rozmowę. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale wyjaśnię ci wszystko, gdy dotrzemy do mnie ‒ mój paskudny nawyk szybkiego mówienia powrócił. A sądziłem, że po tylu latach nie będę miał już z tym kłopotu... Czyżbym jednak w gruncie rzeczy był tchórzem? Przynajmniej pod paroma względami. ‒ Idź pożegnać się z przyjaciółmi ‒ poprosiłem i dopiero po tych słowach znów spojrzałem w oczy chłopakowi. Moje opanowanie wróciło. ‒ Nie dam ci gwarancji, kiedy znów będziecie mogli się zobaczyć ‒ powiedziałem. ‒ Będę czekać przy głównej bramie o zachodzie słońca. Nie musisz brać ze sobą żadnych rzeczy.
Oczywiście zamierzałem go zaopatrzyć we wszystkie niezbędne rzeczy do przyzwoitego funkcjonowania. W końcu jakby nie patrzeć, miał być moim podopiecznym.

  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

  Wpatrywałem się uparcie w jego oczy które uparcie zakrywał kapeluszem. Widziałem lekkie zaskoczenie malujące się na jego twarzy. Chyba nie spodziewał się po mnie takiego zagrania. Jednak musiałem wiedzieć.
Wysłuchałem w spokoju tego co miał mi do powiedzenia, marszcząc lekko brwi. Wziąłem głębszy wdech i zacząłem lekko poddenerwowany tupać nogą. Tik nerwowy którego nie byłem w stanie się wyzbyć. Choć liczyłem że ostatnio mi się to udało.
- Teraz niestety będę musiał być nieuprzejmy. Jestem wdzięczny za fakt że nie zabiłeś mnie przy pierwszym spotkaniu - zacząłem, dalej mu się przyglądając -.. Jednak uważam że jesteś kretynem. Proszę o wybaczenie za to słowo. Jednak dalej nie mogę pojąć takiego postępowania. Nie wiem do końca jak działa to co mam, ale nie bez powodu takich się zabija. I... - urwałem, zagryzając lekko wargę. Mimo tego że mu nawrzucałem, czułem się z tym źle. Odwróciłem wzrok, nie będąc teraz w stanie na niego patrzeć.

- Naprawdę dziękuję.

  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

  Rozwarłem szeroko oczy, gdy chłopak bezceremonialnie mnie obraził. Zacisnąłem zęby, jednak nadal robiłem dobrą minę. Gdyby wszystko to było takie proste i gdybym nie był tchórzem, z pewnością chłopak nie zirytowałby się do tego stopnia. Nie zamierzałem go jednak ponownie prosić o cierpliwość.

Od zlecenia do zauroczeniaWhere stories live. Discover now