Rozdział 3

578 67 80
                                    

Na zawody zjechało się tyle ludzi, że Chuuya dłuższy czas musiał szukać swoich znajomych. Wcześniej pokazał ojcu którędy miał dostać się na widownię i zaraz go zostawił. Dostatecznie się stresował, a nie potrzebował dodatkowo nadopiekuńczego Arthura, który co chwila pytał o samopoczucie albo poprawiał mu bluzę.

Rozglądał się niespokojnie, pewny, że wśród członków Agencji Tańca znajduje się jego największy koszmar, jednak na szczęście nigdzie nie wypatrzył ciemnobrązowej czupryny. Za to jak zwykle mógł zgromić wzrokiem najlepszego tancerza w Japonii - Ranpo Edogawę. Mężczyzna wyglądał tak, jakby w ogóle nie chciał się tutaj przychodzić. Ze znudzeniem ciamkał lizaka i co jakiś czas odwracał się do pana Fukuzawy, gdy ten mruczał coś pod nosem. Jedynie w chwili gdy na niego patrzył, Ranpo zdawał się wręcz lśnić szczęściem. Zupełnie jakby nie liczył się nikt inny, tylko jego przybrany ojciec.

- Mógłby dać w końcu innym wygrać - prychnął Michizou, opierając brodę o ramię Chuuyi i przytulając go w pasie. - Korona by mu z głowy nie spadła, gdyby odpuścił sobie jakiś konkurs.

W pierwszym odruchu chciał go odepchnąć, ale jednak tego nie zrobił. Dotyk przyjaciela pomagał mu się uspokoić.

- A co, myślisz, że wtedy zdobyłbyś pierwsze miejsce? - uśmiechnął się do niego.

- Nie kiedy ty tu jesteś.

Otworzył usta, by coś jeszcze mu odpowiedzieć, ale tłum popchnął ich w głąb teatru, w którym odbywały się dzisiejsze zawody. Każda ze szkół miała osobne pomieszczenie, w którym mogła oczekiwać na swoją kolej. Oczywiście dyrektor teatru przestrzegł uczestników, że jeśli cokolwiek zostanie popsute lub zabrane bez pozwolenia z magazynów czy garderób, wszyscy poniosą za to odpowiedzialność i konkurs zostanie unieważniony. Chuuya miał nadzieję, że nikt nie był na tyle głupi, by kraść czy niszczyć rzeczy nienależące do niego. Nawet jeśli tych kilka lat temu był niezłym chuliganem, tak teraz starał się być "grzecznym chłopcem".

Pan Mori dawał jeszcze ostatnie wskazówki, kiedy Michizou poprosił fana kapeluszy o pomoc z arafatką. Odeszli na bok, gdzie stojaki ze strojami ich zasłaniały i wtedy Chuuya został przyszpilony do ściany, a jego usta zamknięto w namiętnym i nieco zbyt mokrym pocałunku. Stęknął zaskoczony. Nie spodziewał się tego i nie wiedział, jak miałby na to zareagować, a przez tę chwilę zawahania Michizou zrobił się śmielszy i wepchnął język pomiędzy jego wargi.

Zacisnął pięści. Nie, tak się nie będą bawili.

Ugryzł go na tyle mocno, że poczuł na języku ciepłą krew.

- Pogrzało cię!? - spytał najuprzejmiej jak potrafił, odpychając go od siebie. - Jeszcze tego brakowało, żeby któryś z nas wyszedł na scenę ze stójką, cholera jasna. Nie umiesz trzymać łap przy sobie?

Poprawił ramiączko koszuli, które mu się zsunęło i odetchnął głęboko. Musiał się uspokoić, nie chciał przecież niszczyć samopoczucia przyjacielowi przed samym występem.

- Chciałem tylko, żebyśmy się jakoś wyluzowali - wyższy rudzielec przełknął ślinę i z zakłopotaniem podrapał się po karku. - Nie rozmawialiśmy ostatnio, więc nie wiem jak się czujesz. Chciałbym jakoś pomóc ci ze stresem, a nie odpowiadasz nawet na smsy. Te bilety do kina, które ostatnio nam kupiłem, zmarnowały się i...

Chuuya szybko zakrył mu usta dłońmi.

- Micchi, nie chcę być niedelikatny, ale czy ty uważasz, że... Jesteśmy parą?

- Nie, oczywiście, że nie, ale...

Westchnął głęboko i przejechał dłonią po twarzy. Właśnie tego "ale" obawiał się najbardziej. Nie chciał wykraczać z nim poza tą całą relacją przyjaciół z korzyściami, nie chciał nawet kontynuować tego dziwnego układu, ale obaj się zgodzili, by w taki sposób zrzucać nagromadzone emocje, a przy okazji nie przypisywać do tego żadnych głębszych uczuć. Tak miało być, więc czemu to wszystko tak się pokomplikowało?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 21, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

|dance with me again|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz